Na początek przepraszam za pisownie, nie jestem mocna w pisaniu, to moje pierwsza aktywność w sieci, ale idę za ciosem, a dwa, że bardzo chcę sobie sama pomóc - będę próbować. Bardzo Was zapraszam do wypowiedzi i komentowania tych moich prostych przemyśleń :)
Społeczeństwo piętnuje, wskazuje palcem ludzi uzależnionych. Terapie nie działają, a substancji przybywa. Czyli co robimy nie tak? Uzależnienie jest wg. Gabora Mate odpowiedzią na brak czegoś lub kogoś, na ból wewnętrzny. Bo tak na prawdę czym są narkotyki? Lekarstwem (narkotyk = ang. drug, słowo używane jako synonim). Siegamy po nie, aby poczuć się lepiej, weselej, pewniej, by na chwilę zapomnieć o rzeczywistości, którą postrzegamy jako niefajną, nie taką jak chcemy. Wypełniamy braki.
Czyli jak to jest, czy to narkotyki uzależniają, czy my się od nich uzależniamy? Czy to sama substancja, czy Nasza głowa tworzy ten proces? Czy jeśli osobie pobierającej umożliwić zmianę środowiska, otoczyć ją ludźmi, którzy dadzą mu wiarę, ciepło, szacunek, UWAGĘ, przestanie ona brać?
Co będzie miało lepszy rezultat, piętnowanie, czy ukochanie???
Pozdrawiam