Authors get paid when people like you upvote their post.
If you enjoyed what you read here, create your account today and start earning FREE STEEM!
Sort Order:  

Świetny artykuł, czyta się jednym tchem. Nie wiedziałem, że istnieje coś takiego jak wydawnictwa vanity. Myślałem, że problem ten dotyczy tylko wersji elektronicznych, gdzie każdy może wydać sobie e-booka, i niejeden bloger to robi, często blogerzy z gatunku "coach".

Co do Kotarskiego, myślę, że innym pozytywnym przykładem blogera który wydał książkę jest autor "Finansowego Ninja". Nie pamiętam teraz nazwiska, ale zdaje się że książka jest wydana profesjonalnie. Choć nie jest to beletrystyka, rzecz jasna.

Dziękuję! Cieszę się, że udało mi się przedstawić coś nowego. Temat ten powraca od lat, ale poruszany jest głównie w internetowych niszach czytelników i autorów. Chyba tylko dwa razy o wydawnictwach vanity napisały duże ogólnopolskie czasopisma. Jedno bardzo krytycznie, drugie pozytywnie (choć myląc vanity z self).

Tak - Michał Szafrański podobno ze sprzedaży (również własna dystrybucja) osiągnął również milionowe przychody (spotkałam się z informacją, że są to 2 miliony). Jednak jego inwestycja w książkę była naprawdę znacząca - spotkałam się z informacjami, że zainwestował w cały proces wydawniczy około 100 tysięcy złotych. Faktem jest, że sam aktywnie promuje tytuł, rozsyła darmowe egzemplarze do bibliotek publicznych (jeśli do wszystkich, to jest to prawie 8 tysięcy placówek). Akurat wtedy, gdy dystrybuował w ten sposób książkę, pracowałam w małej bibliotece publicznej, miasteczko niewielkie, a jednak nawet do tak małej miejscowości przekazał egzemplarz. Ma to sens, bo jest to taki rodzaj poradnika, który jeżeli spodoba się czytelnikowi, to zostanie zakupiony na własność - rozdziałów jest wiele, zainteresowana osoba może zechcieć wracać do poszczególnych porad i informacji. Czy duże było zainteresowanie czytelników? Niestety nie. O książkę zapytał dosłownie jeden pan. Było to na fali promocji tytułu w telewizji.
To są dwa (Szafrański i Kotarski) chyba najbardziej znane przykłady wydania książki self z sukcesem. Książki są wydane dobrze - z redakcją i korektą, z ładnymi okładkami, edytorsko - porządnie, choć dla mnie jest to estetyka dość dyskusyjna (szczególnie mam tu na myśli Finansowego ninję). Jednak tak jak zaznaczyłeś trzeba mieć na uwadze, że poradniki te to nie jest beletrystyka - to dobrze dopracowane produkty, skrojone na miarę odbiorców obu twórców. Czy są to wydawnictwa o unikalnych walorach, przekazujące coś nowego? Nie - absolutnie nie. Szafrański poszedł sprawdzonym szlakiem - książki o tym jak być bogatym rzeczywiście pozwalają się wzbogacić (wiadomo, że na pewno jednej osobie - autorowi). Kotarski dostosował tematykę poradnika do swojego wizeruku popularyzatora nauki i faktu, że jego odbiorcami są w dużej mierze uczniowie, którzy też chcieliby być "tacy mądrzy" jak ich idol. Do tego zabieg nauczenia się podstaw języka w pół roku dzięki niezawodnym poradom opisanym w książce. Pomysłowe i sprytne - po prostu spójna koncepcja marketingowa.

Ja właśnie wypożyczałem jego książkę z biblioteki i prawda, to idealny przykład książki która zachęca by mieć ją na własność, jeśli komuś taki poradnik się spodoba. U mnie akurat były kolejki, tygodniami czekałem aż egzemplarz będzie dostępny do wypożyczenia. Panie bibliotekarki też mi mówiły, że jest ogromne zainteresowanie. Choć to nie było małe miasteczko, pewnie dlatego.

Szafrański poszedł sprawdzonym szlakiem - książki o tym jak być bogatym rzeczywiście pozwalają się wzbogacić (wiadomo, że na pewno jednej osobie - autorowi).

Dokładnie. Stary dobry kawał, o zamawianej drogą wysyłkową książce "jak zarobić milion", kosztującej jednego dolara. Książka w środku ma tylko jedną stronę, z wydrukowanym zdaniem napisz książkę o tym jak zarobić milion i sprzedaj milion jej egzemplarzy, po dolarze każdy. (pomijam koszta druku, wysyłki, podatki etc. bo to zepsuło by kawał, ale nie byłbym sobą, gdybym o tym nie napisał w nawiasie :>)

Może to tylko taki przelicznik - że jedna osoba na 2 tysiące chciała przeczytać. Zważywszy na liczebność populacji Polski jest to bardzo dobry potencjał tytułu.
Kawał śmieszy, bo ma w sobie ogromny ładunek prawdy. :)

Przyjemnie się czytało. Ja kupując książki nie zwracam uwagi na to jak została dana książka wydana. Bardzo dobrze, że są takie strony jak lubimyczytać bo dzięki temu przed zakupem można spojrzeć na oceny książki. Dodam, że raczej nie jestem zbyt wymagającym czytelnikiem i często szukam po prostu przydatnej, inspirującej dla mnie treści. Ostatnio skończyłam czytać ,,Co nas nie zabije" Scott Carney, a teraz czekam na książkę ,,Jak zostać panią swojego czasu. Zarządzanie czasem dla kobiet" Ola Budzyńska i jest to chyba książka "gorszego sortu" bo nie ma jej w księgarniach a była dostępna tylko za pośrednictwem strony autorki (taki mój prezent dla siebie samej na dzień kobiet). Dzięki za ciekawy artykuł!

Serwisy czytelnicze to naprawdę dobra rzecz. Fakt - są tam i opinie zawyżone (może sponsorowane, może pisane na zasadzie wzajemnego słodzenia), ale oliwa zawsze na wierzch wypłynie.

Zdecydowana większość czytelników sięga po książki dla relaksu, dlatego literatura łatwa i przyjemna jest tak pożądana. Ważne, żeby była wydana z szacunkiem dla odbiorcy - bez błędów, po należytej redakcji i korekcie, złożona tak, żeby czytanie nie było męczące.

Ola Budzyńska wydała się sama. W przypadku poradnika wydanego przez osobę, która zbudowała grupę odbiorców (jak Kotarski i Szafrański) jest to bardzo dobry pomysł. Co ciekawe autorzy ci podchodzą do sprawy profesonalnie i wydają po prostu dobrze - myślę, że wynika to z szacunku dla odbiorcy i chęci utrzymania widzów lub czytelników. Jest to uczciwe i dobrze świadczy o tych twórcach. :)

I ja też nie zwracam zwykle uwagi na wydawcę. Jednak zdecydowana większość moich lektur to książki wypożyczane z biblioteki. Na drugim miejscu są zakupy, ale dokonywane w stacjonarnych księgarniach - aby zdecydować o wyborze muszę przed zakupem przeczytać fragment. Trzecia droga to zakupy w antykwariatach wysyłkowych, ale tam zwykle kupuję książki, które już kiedyś przeczytałam. Zatem mam niewielką (bliską zeru) szansę trafić na produkty vanity. Raczej nie mam również okazji ich dyskryminować, bo chętnie zakupiłabym taki tytuł, ale warunek jest jeden - musiałby mi polecić ktoś, o kim wiem, że ma zbliżony do mojego gust czytelniczy.

"Podczas korekty powinny zostać usunięte wszystkie literówki, błędy gramatyczne i ortograficzne (choć konieczność ich usuwania jest co najmniej kontrowersyjna")

hahaha, cudowne! :D

tak sie zastanawiam..
żyjemy w świecie kiczu, tandety i miernego gustu. skoro część ludzkości wybiera poszarpane dżinsy i poprute swetry, bo tak lubi..?
to może i czytanie grafomaństwa jest lepsze niż nie-czytanie niczego?
nie naprawimy ludziom gustu. jeśli chcą sięgać po gnioty, to niech sięgają.
takie np. harlekiny.
gdyby nie one, pewien sektor społeczeństwa nie przeczytałaby pewnie żadnej książki. choć jakich lotów są te dzieła, i czy wątki w tych powiesciach są profesjonalnie dokończone (oraz gdzie one kończą (hyhy)), to już inna sprawa :D

rzeczywistym problemem jest tu (wg.mnie) oszukiwanie ambitniejszego czytelnika. smucą te podkręcane, opłacone recenzje, nadmuchana promocja, itd.
podobny temat dotyczy tez kinematografii; dlatego osobiście nie czytam już review filmów, bo wielokrotnie się rozczarowałam, albo przekonałam, że mam zupełnie inny gust od większości, (mylenie gatunków, nazywanie komediami dramatów, to już w ogóle porażka)

wspaniale było przeczytać o tych meandrach zaplecza wydawniczego. dogłębny, ciekawy i zabawny tekst :)

  ·  6 years ago (edited)

Dziękuję!

Próbowałam oddzielić dyskusję o gniotach i tandecie, ale tak naprawdę nie ma ostrej granicy. Tak jak piszesz - czy aby na pewno w romansidle rozgrywającym się w środowisku lekarskim pisarka domknęła wątki? :)
Zgadzam się, że literatura prosta ma odbiorców i wyeliminowanie jej na przykład z bibliotek publicznych odcięłoby pewną grupę czytelników od jedynych interesujących ich na ten moment treści. Drugie prawo Ranganathana mówi zresztą "Daj każdemu czytelnikowi odpowiednią dla niego książkę" ("Every person his or her book"). Co ciekawe i ten motyw również wykorzystują wydawnictwa vanity troszeczkę tylko odwracając kota (może nie ogonem, ale powiedzmy lewą tylną łapką) - otóż chętnie stosują taki chwyt, że to nie wydawcy, nie redaktorowi, nawet nie do końca samemu autorowi oceniać książkę, że tylko czytelnicy tej oceny mogą dokonać. Zatem zapłać, wydaj i licz na pozytywny odbiór swojej niezredagowanej i kiepsko skorygowanej surowej książki.
Oczywiście to, że tylko czytelnicy mogą ocenić książkę nie jest prawdą. Doświadczeni redaktorzy natychmiast wychwytują potencjalną perełkę sprzedaży - i jak najbardziej może to być "bluzka w tęczową panterkę". Oni potrafią takie bluzki ocenić, bo znają je doskonale, bo to jest żywy pieniądz dla ich pracodawcy. Więc jeżeli ktoś napisał powieść lotów takich, że trze podwoziem o trawniki, jest płytka, trochę tandetna, ale przy tym ma to "coś", czego pragną czytelnicy, to na pewno tradycyjny wydawca nie wypuści z rąk takiej okazji. Jeżeli nie ma "czegoś", to pozostają słodkie słówka wydawców vanity.

Zabiegi marketingowe (również te nieuczciwe) to właściwie materiał na osobny wpis. Zjawisko jest niejako równoległe do tematu tego posta. Dlaczego? A dlatego, że dęty PR, opłacone recenzje, gwiazdki w serwisach z "zaprzyjaźnionych" kont lub wręcz z kont na taką okazję utworzonych to działania praktykowane i dla książek popularnych autorów (nawet gwiazd sprzedażowych), i dla debiutantów w tradycyjnych wydawnictwach, i dla selfów, i dla tytułów vanity. Peany wypisywane na czwartej stronie okładki to już norma.
Cudactwa typu 365 dni to już w ogóle cała machina promocyjna. "Polski Grey" rzekomo sprzedał się w ponad 50 tysiącach egzemplarzy w kwartał (czy to nie jest również kłamstwo nakręcające zainteresowanie tytułem?). Potencjalny hit zwęszyło wydawnictwo Edipresse (wydają również popularne czasopisma dla kobiet, ksiażki celebrytów, kupują prawa do zagranicznych romansideł) i promocja poszła na całego. Pomogła w tym sama autorka, która szybciutko rzuciła się w wir celebryckiego życia, rozebrała dla "Playboya", udzielała wywiadów i została bohaterką serwisów plotkarskich. Zapowiedziano od razu, że powstaną kolejne tomy (drugi już wydano). Teraz zainteresowanie książką jest podtrzymywane doniesieniami o tym, że powstanie film.
Chcieć to móc. :P
O tym, że król jest nagi świadczą jednak opinie czytelników - sprzedaż raczej nie będzie już rosła, bo poza opiniami "sztabu sprzedaży" pojawiły się recenzje i opinie niezależne. Książka jest ewidentnie kupką siana. I ciekawostka - redaktorem był podobno ojciec autorki. :)

Kawał solidnego artykułu, przyznam się bez bicia, że nie dałem o 2 w nocy rady doczytać do końca. :)

!tipuvote hide

You got a 9.44% upvote from @ocdb courtesy of @bowess! :)

@ocdb is a non-profit bidbot for whitelisted Steemians, current max bid is 60 SBD and the equivalent amount in STEEM.
Check our website https://thegoodwhales.io/ for the whitelist, queue and delegation info. Join our Discord channel for more information.

If you like what @ocd does, consider voting for ocd-witness through SteemConnect or on the Steemit Witnesses page. :)

Congratulations @bowess! You received a personal award!

DrugWars Early Access
Thank you for taking part in the early access of Drugwars.

You can view your badges on your Steem Board and compare to others on the Steem Ranking

Do not miss the last post from @steemitboard:

Are you a DrugWars early adopter? Benvenuto in famiglia!
Vote for @Steemitboard as a witness to get one more award and increased upvotes!