Moja opinia o 4 sezonie “Jojo’s Bizzare Adventure”

in jojo •  5 years ago 

5340-SeriesHeaderAnime_Tier01_JoJo_2000x800.jpg

"Jojo's Bizzare Adventure" to marka, o której usłyszałem po raz 1 ze 20 lat temu. Nie było ono specjalnie wyjątkowe, przynajmniej w przypadku ludzi, z którymi zdarzyło mi się o tym rozmawiać. Był to filmik z jakieś starej bijatyki. Filmik, na którym Dio złożony z kilkudziesięciu pikseli robił kultowe ZA WARUDO. Lata mijały, poznawałem kolejne bajki z kraju kwitnącej wiśni, dowiadywałem się coraz więcej nt. M&A, ale samego Jojo nigdy nie widziałem. Do czasu. Pewnego dnia pojawiła się informacja, że David Production robi nową adaptację "Jojo's Bizzare Adventure". Pamiętam ten dzień - wielu ludzi z 4chana i reszty internetu oglądało stream z Japonii. Nawet paru moich znajomych śledziło premierę i jarali się każdym odcinkiem. Zachęcony ich opiniami, zapoznałem się z pierwszą serią. Po kilku odcinkach chciałem ją porzucić, ale koledzy uspokajali, że problem jest tylko z pierwszym partem, który niemal w całości naprawdę źle się zestarzał. Przetrwałem ciężki początek, a dalej faktycznie było tylko lepiej. S3 obejrzałem w trakcie swojego 3.5 letniego pobytu w UK. Wraz z kumplami z op.com.pl, oglądaliśmy odcinki zaraz po tym, jak trafiły do sieci, a potem o nich dyskutowaliśmy. I tak ciągnęliśmy przez większość odcinków, chyba tylko raz, czy dwa razy ominęliśmy ten swoisty rytuał. Specjalnie ustawiłem sobie grafik pracy, by nie pracować w dniu, w którym leci Jojo. Zamiast tego chodziłem do pobliskiego Araba po kebsa, czy jakiś inny fastfood i rozkoszowałem się nowym odcinkiem. Gdy tylko wyszedł 1 ep "Diamond is Unbreakable", to sięgnąłem po niego niemal odrazu. Nie spodobał mi się i wyłączyłem odcinek po kilku minutach. Postanowiłem nie porzucać serii, bo czułem, że to w pewnej mierze efekt zmęczenia materiału. Postanowiłem dać sobie odpowiednio dużo czasu na zatęsknienie za tą marką.

Porzuciliśmy długą podróż przez pół globu. Mangaka zawęził obszar akcji do jednego miasta i jego najbliższych okolic. Początkowo wkurzył mnie ten pomysł, jednakże przy drugim podejściu, moje wrażenia odwróciły się o 180 stopni. Całkiem spoko było również to, że przeciwnicy pełniący rolę "potwora tygodnia", nie znikali po tym, jak Joestarzy skopali ich tyłki. Nie żeby wnosili coś znaczącego do fabuły, ale fajnie było zobaczyć głównych bohaterów wchodzącymi z nimi w relacje, czy typa zamienionego w kamień jako element otoczenia. Zawsze to jakaś odmiana, która wnosi trochę świeżości po przygodowych partach. Przez pierwszą połowę byłem urzeczony tym małomiasteczkowym klimatem. Nie czułem się jak w poprzednich sezonach, gdzie miałem wrażenie, jakby wszystko było w ciągłym biegu. Akcja melancholijnie szła do przodu, praktycznie nie było głównego przeciwnika i dopiero na pewnym etapie opowieści pojawia się wiodący wątek.

Niestety, im dalej w las, tym więcej rzeczy mnie drażniło. Nie chce mi się porównywać ilości dziur fabularnych z poprzednimi sezonami, ale wydaje mi się, że w 4 było ich najwięcej. Broniłem tego przy 1, 2 i 3 parcie, ale przy 4 zacząły mnie drażnić. Ja wiem, że ta manga opiera się na absurdach i sytuacjach, które kwituje się często reakcją "WTF?!?", ale nie lubię sytuacji, gdy bohater wychodzi z ciężkiej sytuacji “bo tak zakładał scenariusz” lub bo nagle dostał tymczasowy, intelektualny power up. Mimo że uważam 4 sezon za sumarycznie najlepszy, to jednocześnie najczęściej w nim, przeszkadzały mi zakończenia niektórych walk. Nie traktuję tego jako istotną wadę (przynajmniej dopóki nie jest duży plot-hole, który naprawdę odbiera przyjemność z seansu), bo to ważna część składająca się na piękno tego świata. Inna sprawa, że 4 part nie dał mi tyle czystej radochy co poprzednie. Tamte wzbudzały we mnie silniejsze emocje. Choć polubiłem Josuke, Okuyasu (głównie za jego aktora głosowego) i tego małego z Ssj1, to darzę ich mniejszą sympatią niż bohaterów znanych z poprzednich sezonów. Jasne, mieli swoje cool-momenty podczas których czułem szczery zachwyt, ale to nie to samo, co w przypadku HxH, czy DBZ. Nie umniejszając Arakiemu, jego wybitnej kreatywności i niecodziennej wyobraźni, ale przestało mnie to bawić, a zaczęło wkurzać. Pretensji nie mam, bo i o co? Sam przez lata broniłem tę bajkę z tych powodów. Przestało mi się podobać, to nie męczę się, tylko idę oglądać inne baje.

Skoro o bohaterach mowa, nie polubiłem ich na tyle, by zapadli mi w pamięć na dłużej (no, poza protagonistą tego partu i moooże Rohanem, Josuke jest moim drugim ulubionym Joestarem po Jotaro). Nie rozumiem narzekania na protaga - spoko ziomek z fajną fryzurą. Też kozak, jak Joestar, ale na swój sposób. Fajnie, że jest sprytny i umie wykorzystywać kreatywnie swojego standa (który jest absolutnie genialny!). Podkreśliłem nowych, bo Jotaro, stary Joestar vel. Sugar Daddy to jedna z największych zalet tego partu, a odcinki z ich udziałem były dla mnie tymi najlepszymi (niewidzialne dziecko i heroiczny akt dziadka FTW). Nie uważam by nowi bohaterowie zostali jakoś zdecydowanie gorzej napisani/narysowani od tych starych. Po prostu mniej mi przypadli do gustu i raczej o nich zapomnę do 3 lat. Tak, o Kirze też zapomnę, bo choć jest o kilka poziomów ciekawszą kreacją od maksymalnie zużytego Dio, to ani jego moc ani osobowość nie sprawiły, że zapamiętam go. Wątek z dłonią, obcinaniem paznokci i ten jego pedantyzm kompletnie mnie do siebie nie przekonały i były zwyczajnie drażliwe. Niestety, nie znalazłem w antagoniście nic, co bo by mnie jakkolwiek zainteresowało. Dio choć jest nieporównywalnie gorzej wykreowaną postacią, to lepiej go zapamiętam przez osobowość i głos. Wiem, niepopularna opinia. No ale żeby nie było, że tylko na niego narzekam - KillerQueen był intrygujący, nie powiem. Poszukiwanie Kiry przez bohaterów oraz śledzenie przez dzieciaka (poza sceną rodem z hentaiów) też wypadły całkiem fajnie. W finałowej walce nawet zdążyłem go polubić i przez kilka minut obawiałem się o walczącego z nim Josuke. Sama walka zresztą też była wyjątkowo udana. O jej wyniku zadecydowały precyzyjne ataki przy ograniczonej widoczności i silniejsza osobowość, co zwykle preferuję ponad zwykłą napyerdalankę na pięści.

Jeśli chodzi o standy, to jest co prawda kilka, które uważam za przesadnie przebajerowane, ale poza paroma przypadkami, to Araki zrobił duży krok naprzód. Moce są silniejsze,jeszcze bardziej "inne", a mangaka przedstawia je w coraz to wymyślniejszy sposób. Nieraz zostałem zaskoczony kreatywnością autora (moc dziadka ze zdjęcia, kot-kwiat xD). Nawet jeśli czasem trochę przesadził i finał niektórych starć nie był satysfakcjonujący, to nie przypominam sobie, bym był naprawdę zawiedziony którymś z nich. Poziom różnorodności i zakresu możliwości standów jest bardzo szeroki. Od prostych, jak możliwość pełnej kontroli włosów, czy blokowania kogoś z powodu długów po Heaven's Door i Echoes, który jest fajnym wizualnym nawiązaniem do Cella z DBZ. Możliwość czytania czyiś myśli i wpływania na jego działania rządzi. Jeszcze lepsze są natomiast znaki, które są place-holderem dla rozmaitych dźwięków, czy debuffów (parzenie, zwiększenie wagi jakiś przedmiotów). Najbardziej urzekły mnie moce Rohana i Josuke, którymi można wyczyniać cuda wianki. Destrukcja i rekonstrukcja potrafi być równie efektowna w unieszkodliwianiu przeciwnika, co KillerQueen. Parę lat temu, gdy pytałem kolegów o standy z tego sezonu, to czasem łapałem się za głowę. Mówiłem do siebie: "Jak takie umiejętności można zastosować w walce?". Okazuje się, że można i to w sposób dla mnie niewyobrażalny, a dodatkowo - śmiertelnie niebezpieczny. Gdyby Hirohiko kiedyś zabrał się za mroczniejszego bitewniaka, to mógłby to być kawał dobrego komiksu. Nie byłoby to trudne z jego talentem do wymyślania ciekawego poprowadzenia historii czy walk.

Pierwszą połowę oglądało mi się po prostu cudownie. "Potwory tygodnia" nie były aż tak standardowe dla serii, co w poprzednich partach. Sprawa z Red Hot Chilli Peppers (piękna inspiracja Freezerem <3), jak i inne wątki również były dla mnie sporo ciekawsze. Moje zainteresowanie zmalało gdzieś tak przy przekroczeniu nieco ponad połowy sezonu i trochę to trwało zanim wróciło na wcześniejszy poziom Ziewałem przy scenie z Rohanem, który jako pierwszy odkrył tożsamość wroga (Kakyoin i jego poświęcenie z S3 było dla mnie dużo lepsze). Wątek z Kirą, a przede wszystkim jego starym był w większości nudny. Bez poczucia starty, przeklikałem wiele scen z ich udziałem. Poza jedną, tą rodem z "Boku no Pico", którą oglądałem podtrzymując swoją szczękę wypadłą z zawiasów. Aż się dziwię że to puścili w telewizji. No ale w tym kraju przez wiele lat były magazyny z nagimi nastolatkami w ichnich kioskach Ruchu, więc w sumie przestałem się dziwić.

Jeśli chodzi o grafikę, animacje i rysunki, to jest ładnie, dynamicznie i przyjemnie dla oka zaanimowane. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie jakieś brzydkiej, czy kiepsko zaanimowanej bójki. Oglądałem wersję poprawioną z BD. Mówię o tym, bo jeśli dobrze pamiętam, to seria TV miała jakieś niedostatki, które zostały później poprawione. Jeśli chodzi o muzykę, to co prawda straciłem już zapał do śledzenia spoilerów zawartych w openingach, ale wstępniaki i endingi to niezmienne złoto najwyższej próby. Dzięki nim zaznajomiłem się bliżej z twórczością zespołu Savage Garden. Także jeśli chodzi o audio-wizualia, to nie mam zastrzeżeń.

Reasumując, serce wybiera 3 part, a rozum 4. W związku z tym raczej przerwę śledzenie tej marki po 5 sezonie. Mam coraz mniej czasu, a rzeczy do oglądania nie ubywa (wręcz przeciwnie ;_;), więc usuwam z listy rzeczy, z którymi nie mam już więzi emocjonalnej lub nie jestem naprawdę ciekaw kontynuacji. Jakiś czas temu ten los spotkał "Star Wars", a za niedługo pożegnam się z anime na podstawie mang Arakiego. Tym niemniej oceniam 4 sezon na mocne +8/10, bo choć sporo na niego narzekałem, to part nie jest powtarzalny jak poprzednie + autor wprowadził trochę świeżości.

Authors get paid when people like you upvote their post.
If you enjoyed what you read here, create your account today and start earning FREE STEEM!