Czytając ten nagłówek pewnie pomyśleliście, że będzie tutaj coś o mistycyzmie. Tymczasem nic bardziej mylnego, nie chodzi tu o mistycyzm, chodzi tu o sprawy całkiem przyziemne, zwykłe, a właściwie biologiczne. Klątwa, o której mowa, jest w moim przypadku określeniem na pewną przypadłość, która po pierwsze wzięła się z powietrza (w sensie znikąd), po drugie prawdopodobnie zostanie do końca życia, po trzecie nie można od niej uciec, a jest tak upierdliwa, że masz ochotę ze sobą skończyć.
Na pięknych zdjęciach, piękni ludzie prezentują się wspaniale. Wydaje się, że świat złożony jest z idealnych ludzi, chociaż kiedy idziemy po ulicy dostrzegamy znacznie więcej niedoskonałości. Odnoszę wrażenie, że o tym mówi się już dostatecznie dużo, więc sensu nie ma ciągnąć tego wątku. Istnieje jednak jeszcze coś więcej, coś co kryje się bardziej pod powierzchnią. Otóż często bywa także, że gdybyśmy mieli ocenić kogoś wzrokiem, a najczęściej przecież właśnie tak robimy, powiedzielibyśmy, że np. ten mężczyzna to taki zdrowy, silny chłop i że możemy mu pozazdrościć, bo w ogóle to jemu nic nie dolega, jemu nic nie jest, cieszy się pełnią zdrowia, więc w ogóle super. I chociaż tak oglądowo wszystko wydaje się być w najlepszym porządku, pod pewną niewidoczną warstwą zachodzą niewyobrażalne rzeczy. Jak owoc z piękną skórką z wierzchu i gnijącym miąższem w środku.
Czasami wydaje mi się, że tak właśnie jest w moim przypadku. Chociaż z zewnątrz wszystko zdaje się być w porządku, wewnątrz toczy się walka, którą organizm prowadzi sam ze sobą. Nie jest to jeszcze największa wojna światowa,(światowa na skalę świata organizmu), to jednak wojna trwa i zawsze trzeba być czujnym. To, o czym mówię nosi w łacińską nazwę - tinnitus auris i myślę, że nikt nie zrobił tej dolegliwości jeszcze takiego wstępu, ani takiego opisu.
Czym są tinnitus auris? Tłumacząc na język polski, są to szumy uszne. Pytanie zatem czym są szumy uszne. Otóż, szumy uszne są dolegliwością polegającą na fantomowym, stale słyszanym dźwięku, określanym najczęściej jako czysto tonalny pisk, dzwonienie czy charakterystyczne cykanie świerszczy. Spowodowane jest to najczęściej przez uszkodzenie komórek rzęsatych w ślimaku, co znajduje przełożenie na zakres i wrażliwość słuchową, którą to stratę, organizm wypełnia poprzez nieistniejący, choć zauważalny dla cierpiącego na tę przypadłość, dźwięk.
Dlaczego nazywam to klątwą? Moje szumy uszne powstały nagle. Stało się to prawdopodobnie w wyniku wybuchu petardy, od której zaczął się pisk, który wielu z was nie jeden raz w życiu słyszało w podobnej sytuacji, ale który po jakimś czasie mija, niestety nie mój, mój od tamtego momentu został już ze mną na zawsze. Chociaż minęło już blisko 8 lat, do dzisiaj trudno jest mi się z tym pogodzić. Klątwa jest niezmywalna, przeznaczona tylko dla mnie, nie ma możliwości, aby ktokolwiek inny mógł usłyszeć ten dźwięk, który ja słyszę. Straciłem coś niebywałego, co dla wielu osób nie ma nawet żadnej wartości, wydaje im się to być naturalne i właściwie dane z urzędu - ciszę.
Cisza to brak dźwięku. Cisza dla wielu osób oznacza odpoczynek. Cisza jest, jak możliwość złapania powietrza po tym, jak przebiegliście maraton i brakowało wam tlenu, ale teraz możecie stanąć i nareszcie zacząć głęboko oddychać. Tymczasem dla mnie cisza nie tylko nie istnieje, ale jest przekleństwem. Kiedy nie ma dźwięku, wtedy i tak słyszę dźwięk. Sygnał, który zrodził się i trwa, jakby w samym trzpieniu mózgu. Jedyne co pomaga, to jego zagłuszanie innym dźwiękiem, więc żyję w dźwięku. Ciągłym dźwięku. Odpoczynkiem po hałasie jest inny dźwięk. Może nieco przyjemniejszy, starający się przypominać odgłosy natury, śpiew ptaków, szum deszczu lub fal wchodzących lekko na piaszczyste lądy. Chociaż jest cyfrowy, przetwarzany przez głośniki telefonu, to będący jedynym ukojeniem. Moja klątwa przypomina bieg, w którym zaczynacie odczuwać ogromne zmęczenie, naturalnie zatem zatrzymujecie się, aby móc nareszcie całą swoją przestrzeń płuc wypełnić powietrzem, ale kiedy już się zatrzymacie, okazuje się, że tlenu jest jeszcze mniej niż wtedy, kiedy biegliście, a wy przecież jesteście zmęczeni, więc potrzebujecie go więcej. Zatem jedyne rozwiązanie, które wpada wam do głowy, to bieg w nieskończoność i przymusowa rezygnacja z odpoczynku. Bo musicie przecież oddychać. Tym właśnie jest klątwa. Przekleństwem, które odbiera odpoczynek (w moim wydaniu ciszę), w zamian daje tlen (w moim przypadku tlenem jest zagłuszenie dźwięku).