WARNING This is the Polish version of the blog, in my account You can find also an English version.
UWAGA
Jest to Polska wersja bloga, na moim koncie znajduje się również wersja angielska
Chciałbym Wam dziś opowiedzieć historię o małym kotku, któremu prawdopodobnie uratowałem życie, w pierwszej kolejności posłużę się tekstem z posta, który wtedy umieściłem na Facebooku. Zapraszam do ciekawej lektury 🙂
Krótka historia małej zguby:
"Wczoraj (wtorek) o godzinie 21 znalazłem wymarzniętego i głodnego, kilkumiesięcznego kotka pod klatką na ulicy Zawadzkiego 57. Starał się za wszelką cenę dostać do klatki, więc weszliśmy tam razem, myślałem że uciekł z któregoś mieszkania, jednak nie był w stanie żadnego wskazać, do kilku pukałem ale ludzie raczej nie otwierali, było już późno, a kotek może po prostu chciał się ogrzać.
Widać, że jest jeszcze mały i uciekł z jakiegoś mieszkania, raczej by sobie nie poradził na dworze bez jedzenia, zwłaszcza w taką pogodę.
Jako, że ja mieszkam na dosłownie drugim końcu miasta (prawie pod Auchan) i byłem bez samochodu, nie było opcji przetransportowania go.
Był to dystans około 50 minut drogi na piechotę.
Zadzwoniłem na 997, ale tam nikt nie odbierał przez ponad 5 minut, więc dodzwoniłem się na 112, gdzie miła Pani mi powiedziała, że w takiej sytuacji nie może mi pomóc bo to poza regulaminem i mogę sam próbować dzwonić na 997.
Po kilku minutach się dodzwoniłem, facet na słuchawce powiedział, że zostawić go na dworze to najgorsze co mogę zrobić i że sobie nie poradzi, a ja mówię no dobra, ale co mam zrobić, wziąć go w żeby i zapierdalać całe miasto na piechotę z przestraszonym kotem?
Po kilku ostrzejszych wymianach zdań w końcu dał mi alarmowy numer na schronisko. Mówi że po niego przyjadą.
Dzwonię więc do tamtej instytucji, przez ten "alarmowy" telefon dowiedziałem się, że jedyną osobą w schronisku jest ochroniarz który odebrał ode mnie telefon, mówi mi po prostacku że nie będzie zapierdalał po jednego kota i zresztą nie ma takich uprawnień, mogę ew. wziąć go do domu, rano sam przynieść do schroniska, ale muszę mieć dobrą historię inaczej będę musiał płacić za zostawienie zwierzęcia i on by na moim miejscu tego kota wyrzucił na dwór.
Po takiej rozmowie grzecznie kazałem mu spierdalać.
Moja dziewczyna która mieszka na zawadzkiego załatwiła mi jakieś ciepłe swetry i torbę, do których spakowałem kota i siedziałem z nim na klatce kolejne półtora godziny, czekając na autobus, którym go przetransportuję do domu. (Jechałem mzk na gapę, ponieważ nie miałem innej opcji i znając życie kanary i tak by mi dały mandat w takiej sytuacji)
Doprowadziłem kota do domu i spędził u mnie noc, lubi się bawić, być głaskany, jest wesoły i ciekawski jak to mały kotek i nauczony jest robić do kuwety.
Jednak największy problem jest dopiero w domu, mam dużego i bardzo agresywnego kocura, który już od 10 godzin jest zmuszony siedzieć zamknięty w łazience, więc pokoju tu nie będzie.
Jeśli do wieczora nie znajdę właściciela dla tego kotka, niestety będę musiał oddać go do schroniska, naprawdę nie mam wyboru, a już nie jedno zwierzę tam oddawałem i naprawdę nie chcę tego robić, małe kotki wrzucają do specjalnej klatki w pokoju z innymi małymi i zostawiają bez spotkań z ludźmi na całe noce i nie tylko, nie mają własnych koców, zwierzęta są przestraszone i robią pod siebie w klatkach w których śpią.
Kot jest zadbany, jeszcze bardzo młody i grzeczny, widać że był wychowany w dobrym domu, ale na dworze sobie nie poradzi. "
Pod moim postem rozpętała się burza komentarzy, jednak prawdziwą dyskusję wywołał hejt kierowniczki schroniska, która oburzyła się na mój post, stwierdziła że kota nie przyjmie i nic ją nie obchodziło ci się stanie z kotem, tylko jej duma miała znaczenie i zrobiła to wszystko publicznie !
Kot jeszcze wiele tygodni przebywał u nas w domu, nie miałem na jedzenie i kuwetę dla niego, ale i tak staraliśmy się przekazać mu miłość i ciepło. Nazwaliśmy go "Kitku" (dla anglojęzycznych : jest to żartobliwa i słodka nazwa małego kota w naszym kraju, która się narodziła w internetowych memach)
Udało mi się skontaktować z fundacją "Na cztery łapy", która działała w okolicznym miasteczku. Powiedzieli że nie mają odpowiednich warunków i nie mogą go przyjąć, ale dali nam kuwetę, jedzenie, piasek i zabawkę. Bardzo nam pomogli, przy czym opowiedzieli że to nie pierwsza taka sytuacja ze schroniskiem w naszym mieście i stwierdziliśmy że władza coś powinna z nim zrobić.
Kotek mieszkał z nami jeszcze około miesiąca i później adoptowała go nasza sąsiadka, mieszkamy na parterze i mamy drabinkę z dworu na balkon, Kitku po 2 dniach uciekł oknem od sąsiadki i przybiegł do nas do domu, chciało mi się płakać gdy to zobaczyłem, ale nie mieliśmy pieniędzy aby mu się dobrze żyło, więc musieliśmy go zwrócić.
Sąsiadka po tygodniu się wyprowadziła i więcej jej nie widzialem, ani kotka. Bardzo tęsknię i mam nadzieję, że tam jest mu dobrze. Było mi smutno kiedy wyobrażałem sobie, że może za nami tęsknić, ale tak będzie dla niego lepiej...
Poniżej zostawiam link do posta, każdy zainteresowany może obejrzeć komentarze ludzi i poczytać o dziejach kierowniczki schroniska, dla której renoma i duma jest ważniejsza od zwierząt.
O matko, przerażające jest to co piszesz, mam nadzieję, że kotek znalazł szczęście u twojej byłej już sąsiadki. Przesyłam pozdrowienia od mojego kota, który ma na imię Kiciek.
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit
Śliczny jest .
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit
Hi! I am a robot. I just upvoted you! Readers might be interested in similar content by the same author:
https://steemit.com/polish/@vapeshady/kitku-historia-malej-zguby-ktorej-prawdopodobnie-uratowalem-zycie
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit