Bieg
Na starcie stawiło się stosunkowo niedużo zawodników w ilości 197 osób. W porównaniu z ubiegłym rokiem nie zabrakło tym razem czarnoskórych, których jak wiadomo jak magnes przyciągają na takie lokalne biegi nagrody finansowe. Poza tym, jeśli chodzi o cudzoziemców, była również grupa naprawdę mocnych zawodników z Ukrainy. W związku z powyższym nie muszę nawet pisać jakiej narodowości był zwycięzca biegu.
Nie czułem się fizycznie zbyt dobrze. Przez ostatnie 2 tygodnie borykałem się z jakąś infekcją i drapaniem w gardle. Nie uniemożliwiała mi ona wprawdzie treningów, ale czułem, że coś jest nie tak i nie jestem w pełni sił. Mimo tych przeciwności, po cichu planowałem zrealizować moje tradycyjne minimum w postaci poprawy wyniku sprzed roku na tej trasie, a było to wtedy 00:39:40. Przez pierwsze 4 kilometry wszystko wskazywało na to, że powinno się spokojnie udać. Biegłem sobie dość równo w okolicy 3:50, czując przy tym że jest jeszcze spory zapas mocy na potem. Niestety, gdzieś w połowie 5 - go kilometra zaczęły się problemy. Zaczął mnie boleć brzuch. Coś jakby kolka. Uczucie było wprawdzie do wytrzymania, ale jednak dokuczało - im szybciej biegłem tym bardziej bolało. W dodatku w tym miejscu zaczynał się dość spory podbieg o długości ok 1,5 km. Niestety zwolniłem i plan powoli zaczęli brać diabli. Zapas czasu skumulowany na pierwszych kilku kilometrach trasy zaczął się bezlitośnie kurczyć, a w głowie narastała obawa, że niestety tym razem nie będzie powodu do dumy. Najwięcej straciłem na 7 - mym kilometrze, gdzie tempo spadło aż do 4:26. Moc wyfrunęła jak powietrze z przebitego balonika. Próbowałem jeszcze walczyć o poprawę wyniku na końcowych 3 kilometrach, ale nie byłem w stanie biec szybciej niż 4:10. Krótko mówiąc całkowita klapa. Ostatni kilometr, gdzie było nieco z górki, rozpaczliwie przycisnąłem, ale wyszło z tego marne 3:57. Do mety dobiegłem w czasie 00:40:53 i jest to mój najgorszy wynik biegu na asfaltowej dyszce od ponad 3 lat. W dodatku dało mi to najbardziej wnerwiające, 4 - te miejsce w kat. M-40. (w kategorii open byłem 20). Żal.Wnioski
To niemiłe doświadczenie skłoniło mnie do zastanowienia się, co mogło być przyczyną słabszego rezultatu. Doszedłem do wniosku, że byłem niedotrenowany. Od września zmniejszyłem nieco kilometraż, kosztem pracy nad szybkością. O ile na 5 km odnotowałem namacalną poprawę, to na dystansie dwa razy dłuższym mogło zaowocować spadkiem wytrzymałości i problemami z utrzymaniem zakładanego tempa biegu. W dodatku ostatni tydzień przed startem całkiem zluzowałem, przebiegając zaledwie 25 kilometrów. Liczyłem na to, że odpoczynek przyniesie większy benefit, niż trenowanie do samego startu. Teraz widzę, że był to duży błąd, za jaki srogo zapłaciłem.
Podsumowanie
Nie snułem konkretnych planów co do tego biegu. Miałem jedynie nadzieję na poprawienie wyniku sprzed roku. Moja życiówka na 10 km w maju, zaostrzyła apetyt na poprawianie wyników nawet na nieco trudniejszych trasach, takich jak ta. Niestety tym razem życie zweryfikowało moje plany i muszę pogodzić się ze słabszym wynikiem. Trudno, zawsze to jakaś nauczka na przyszłość.
Posted from my blog with SteemPress : http://35minut.pl/2019/09/29/4-bieg-o-skarb-sredzki-29-09-2019/