Każdy ma swoje marzenia, niektóre szybko realizujemy , inne z rożnych przyczyn odkładamy lub z nich rezygnujemy.
Dziś przeglądałam albumy ze zdjęciami. Kiedy natrafiłam na zdjęcia, na których odważyłam się na skok ze spadochronem.
Od dawna miałam takie ciche marzenie, jednak odkładałam je na później. Mimo że w marzeniach skakałam, to w realu nie mogłam się odważyć.
Ciągle o tym mówiłam, że w przyszłym roku się odważę i skoczę... jednak nawet się nie odwróciłam, jak minęło kilka lat od mojej pustej gatki. Każdy to słuchał i przytakiwał, bo ile można było słuchać o moim skakaniu.
Cały czas miałam strach, bo przecież lot samolotem to Ok, ale wyskok z niego, to już inna bajka. A jeśli coś nie wyjdzie i zamiast pamiętnego skoku, przysłowiowa plama będzie.
Pewnie jeszcze do tej pory bym o tym paplała, ale stało się inaczej...
Jak wcześniej wspomniałam, że moja gadka była męcząca moi bliscy postanowili mi zrobić prezent na urodziny. Dostałam zaproszenie na mały skok z 4000 m
Moja radość była ogromna, marzenie się w końcu spełni. Wtedy w necie zaczęłam oglądać jak szalona filmiki, czytać fora, wszyscy pisali o cudownych wrażeniach.
Data wybiła, odwrotu już nie było. Trzeba zmierzyć się ze strachem. Od rana czułam się dziwnie, jakbym miała stoczyć walkę ze sobą. Zaczęły do głowy przychodzić różne myśli.
- Spadochron się nie otworzy
- Na zawał zejdę
- Omdleje ze strachu
Ale chyba najgorsze, było zwymiotowanie.
Nic nie jadłam, nawet kawy się nie napiłam, żeby uniknąć ostatniej myśli.
Pojechałam z ekipą wspierających, bo wiadomo że siła w grupie. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, stało się coś dziwnego, wszystkie obawy zniknęły, złe myśli odeszły i pojawił się szczery uśmiech. Zobaczyłam mnóstwo szczęśliwych ludzi, którzy podobnie jak ja czekali na swój skok, lub byli już po...
Na tablicy informacyjne sprawdziłam mój skok
Godzina 12-30, sekcja 9.
Zostało jeszcze 45 minut, więc miałam jeszcze czas na podziwianie innych, którzy jak dmuchawce lądowali na ziemi.
Kiedy zbliżała się moja godzina, w megafonie rozbrzmiał głos
Skoki zostaną przełożone na inną godzinę z powodu pochmurnego nieba.
Mnie się wydawało że niebo jest przejrzyste, jednak oni znali się lepiej, więc z cierpliwością czekałam.
Jednak po trzech godzinach czekania poczułam silny głód, koleżanka kupiła cisto i zamiast oprzeć się i podziękować zjadłam, nie myśląc o najgorszej myśli wymiotach. Kiedy za 10 min zawołali mnie, kazali ubrać kombinezon i przejść na szybki kurs. Okazało się że niebo się przejaśniło i że ze sekcji 9 przeskoczyłam na 8.
Kurs trwał błyskawicznie, szczerze nawet go nie pamiętam, bo tak szybko się działo. Pokazali mi samolot do którego mam się kierować nawet nie było czasu na lament.
Czas spojrzeć na świat z nieba
Kiedy wsiadłam do samolotu ogarnął mnie śmiech i niestety powiedziałam brzydkie słowo o Qurwa, jednak po chwili przeprosiłam za moje wyrażenie, bo w samolocie siedziało kilka osób. Instruktor zaczął mnie przypinać i pokazywać na jakieś wysokości zaczynamy się wzbijać. Lot trwał koło 15 min, kiedy podziwiałam widoki za okna, dostałam wiadomość, że za chwilę zaczną się skoki i że jesteśmy na 4000m. Kiedy spojrzałam w kierunku drzwi, zobaczyłam chłopaka, który był sparaliżowany ze strachu i czekał jako pierwszy. Zaczęłam do niego mówić żeby się nie bał, że będzie super i ble ble, sama nie wiem skąd dostałam odwagi żeby innych pocieszać.
Drzwi zostały otwarte usłyszałam ogromny huk, wiatr wdzierał się do samolotu. Przekroczyłam siedzenie i kierowałam się w kierunku drzwi, kiedy siadłam przy nich z nogami opuszczonymi, wiatr był tak silny, że dusiłam się powietrzem. Teraz tylko do przodu...
Twarz stała się jak z plasteliny, poliki, broda , zaczęły nie współpracować ze mną. Oczy miałam cały czas otwarte, żebym zapamiętała każdy szczegół. Strachu nie było, była upragniona radość
Jestem w niebie, szukam swojej kolorowej tęczy.
Widziałam w górze innych skoczków, którzy jak orły szybowali w niebiosach. Instruktor powiedział, że teraz się z nimi pościgamy, oczywiście zgodziłam się, chodź nie wiedziałam co ma na myśli. Przyjął pozycję i lecieliśmy ogromną prędkością.
To było super, nawet przez chwilę oczów nie zamknęłam. Chociaż miałam wrażenie, że moja twarz znajduje się z tyłu głowy.
Kiedy otworzył się spadochron poczułam silne szarpnięcie i uniesienie.
Kiedy przebiliśmy sie przez chmury, zwolnił i zaczęliśmy szybować spokojnie. Ziemia miała zarys mapy, miałam wrażenie że widzę same jakieś kreski, punkty. I oczywiście sama przez chwile sterowałam.
Wszyscy wracają do miejsc, z których chcieli uciec.
Uśmiech nie znikał z twarzy, poszybowałam wolna jak ptak.
Ziemia stawała się coraz bardziej kształtna, wyrazista. Wolno jak puch lecieliśmy w kierunku, skąd zaczęła się nasza przygoda.
Wszystko co dobre zawsze się kończy, żeby zacząć coś nowego dobrego.
Witajcie ziemianie, przybyliśmy na ziemię w misji pokojowej.
Kiedy wylądowaliśmy ciśnienie w uszach takie miałam, że nic nie słyszałam, ale uśmiech nie znikał. Ziemia wydawała się jak gąbka, a nogi szły jak po sylwestrze. Po chwili wszystko naskoczyło, słuch i równowaga.
Podsumowanie
Co dał mi ten skok, którego latami planowałam
- pokonanie słabości
- realizacje marzeń
- ogromną radość
- wspomnienia
Jeśli ktoś ma podobne marzenie i jeszcze się waha, napiszę głupia byłam, że tyle zwlekałam.
Polecam każdemu strach ma wielkie oczy.
Dziękuję za przeczytanie i Pozdrawiam :)
Fotki z mojego skoku