Na biegowym haju po wczorajszych zawodach, od rana czułem, że trzeba dzisiaj mocniej pobiegać. Było to nieco wbrew rozsądkowi i wbrew Radom doświadczonych trenerów i zawodników, którzy jak wiadomo po dniu zawodów zalecają dzień wolny, lub bardzo spokojny trucht regeneracyjny.
Pomimo wczorajszego biegu na 10 km z wynikiem 00:38:17, dzisiaj rozpierała mnie energia. Być może był to początek superkompensacji po ostrym biegu? Efekt takiej siły na drugi dzień po starcie zdążyłem już wielokrotnie zaobserwować. Wygląda więc na to, że moje ciało właśnie w tak krótkim czasie reaguje na treningowe bodźce. Czułem też coś w rodzaju głodu biegania. Czy jestem już endorfinowym ćpunem;)?
Trening zamknął się w nieco ponad 12 km dystansie, ze średnią biegu 4:16.
Pierwsze 8 kilometrów wyszło tempem w okolicy 4:18. Ostatnie 4 kilometry zszedłem poniżej 4 min/ km.
Ciekawe, że nie czułem wielkiego zmęczenia przez cały dystans. Był to jeden z tych dni, w jakie ma się wrażenie, że można klepać kilometry bez końca.