![](https://steemitimages.com/640x0/https://res.cloudinary.com/hpiynhbhq/image/upload/v1519175404/zqvkrepcgbuvidq2fqyj.jpg)
A zatem, Szanowna Wycieczko, wracamy do Tbilisi! Ostatnim razem pożegnaliśmy się w okolicach McDonalda w Alei Rustawelego, dziś będziemy podążać wzwyż – ku Świętej Górze (bo to oznacza gruzińska nazwa Mtacminda), wznoszącej się nad gruzińską stolicą, by następnie... co następnie, dowiecie się niebawem ;)
Bezpośrednio obok McDonalda przebiega ulica braci Kakabadze.
Idziemy nią w górę do samego końca, by potem małymi, wąskimi zaułkami:
przedostać się do całkiem sporej ulicy K. Makaszwilego. Kontynuujemy marsz w górę. by niebawem po lewej stronie dostrzec cerkiew rosyjską pod wezwaniem św. Mikołaja Twerskiego. Zdecydowanie różni się ona stylem od kościołów gruzińskich czy ormiańskich...
Już tu możemy dostrzec malownicze widoki Tbilisi:
Z pomocą lornetki (lub dobrego zooma...) możemy też całkiem nieźle przyjrzeć się katedrze Świętej Trójcy (Cminda Sameba) - oczywiście, w swoim czasie odwiedzimy ją też z bliska ;)
Spędziwszy chwilę w cerkwi, ruszamy dalej. Po drodze mijamy całkiem ładny street-art w postaci rzeźby perkusisty-bębniarza. Kto chce, może uwiecznić go na fotografii (ja chciałem).
Kilkaset metrów dalej docieramy do bocznej uliczki – Ojca Dawita (Mama Dawitis Admarti). Tu jako ciekawostkę dodam, że język gruziński może się okazać mylący dla nas – słowo მამა (czytamy – mama) oznacza ojca, podczas gdy podobne do naszego taty słowo დედა (czytamy – deda) oznacza mamę ;) Uliczką nie będziemy tym razem się wspinać, jednak warto kiedyś to zrobić – prowadzi ona prosto do gruzińskiego Panteonu, miejsca spoczynku jednostek zasłużonych dla kraju (przede wszystkim wybitnych artystów, wśród nich – Akakiego Ceretelego, autora znanej na całym świecie pieśni „Suliko”, ale także mężów stanu i dysydentów – Meraba Kostawy, Zwiada Gamsachurdii – pierwszego prezydenta postradzieckiej Gruzji, czy też Kakucy Czolokaszwilego, znakomitego dowódcy walczącego przeciwko bolszewikom).
Spod Panteonu niedaleko już do dolnej stacji funikularu. Skorzystamy z niego, by dostać się na szczyt góry. Przejażdżka, co prawda, nie potrwa zbyt długo, ale będzie stanowić dodatkową atrakcję ;) Na samym wierzchołku zaś... cóż. Głównym i absolutnie najważniejszym elementem, największą atrakcją – oprócz malowniczej panoramy – będzie diabelski młyn. Za kilka lari można, jeśli tylko starczy nam odwagi, wsiąść do jednej z kabin i już po chwili wznieść się o kolejne kilkadziesiąt metrów w górę, podziwiając Tbilisi w całej jego okazałości.
Gdy już nasycimy swoje podniebne żądze, pozostaje nam pokręcić się po okolicy. Sam park jest całkiem sympatyczny, nie brak w nim zieleni:
oczywiście – jest również fontanna.
Zapuszczając się w dalsze zakątki można dotrzeć także do wesołego miasteczka z kolejką górską.
My jednak powędrujemy boczną ścieżką, która kilka kilometrów dalej doprowadzi nas do... właściwie, zależy dokąd chcemy. Moglibyśmy dojść do Narikali, jednak ruiny twierdzy będą dopiero kolejnym odcinkiem wycieczki. Dziś zatrzymamy się troszkę wcześniej, bo naszym celem będzie ogród botaniczny. Nim jednak tam dotrzemy, cieszmy się malowniczymi widokami:
oraz egzotyczną przyrodą – po drodze spotkamy (jeśli tylko nie braknie nam spostrzegawczości) dzikie opuncje, egzotyczne motyle, jeśli dopisze nam szczęście – także cykady.
Przydrożna kapliczka też się znajdzie:
Gdy z daleka dostrzeżemy majestatyczny posąg Matki Gruzji, trzymający w jednej dłoni czarę wina dla gości, w drugiej – miecz dla wrogów:
będzie to dla nas znak, by poszukać schodów, wiodących na dół, do ogrodu botanicznego. Nie będą jakoś szczególnie oznakowane, podobnie jak droga wiodąca do głównej bramy. Ale kasę z biletami po niezbyt długich poszukiwaniach udaje się znaleźć. Co czeka nas w środku? Trochę egzotycznej roślinności (w tym bambusy i cyprysy):
miejscami stylowe ławeczki:
ale przede wszystkim – malownicze i raczej ciche zakątki, w których można się zaszyć i delektować urokiem chwili.
Do tego – choć to już mniej ciche miejsce – fantastyczny wodospad, przy którym można radośnie wejść do wody (za mojego pobytu sięgała do kolan), ochłodzić się i wesoło ochlapać.
Kto odważny, może też potraktować wodospad jako prysznic – tu jednak zalecam daleko posuniętą ostrożność i rozwagę, bo mimo wszystko o wypadek może być nietrudno. A przecież nie po to odwiedzamy Gruzję, prawda?
Kiedy już będziemy mieli dość odpoczynku i relaksu, pozostanie nam odnaleźć cyprysową aleję, która nas wyprowadzi w okolice Narikali.
Cała trasa wygląda mniej więcej tak (szczegóły można obejrzeć tu:)
Ale do twierdzy udamy się już następnym razem – do czego serdecznie zachęcam!
I'm touched @avtandil
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit
Thanks!
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit