Synchronizacja prawie, że milion. Dojeżdżam autostopem do Lwowa, doładowuję kartę ukraińską, odpalam internet, uberem na dworzec, wymiana hajsu, soljanka. Wsiadam do pociągu o 4 w nocy. 80 hrywien. Ostatnie miejsce w plackarcie, wagon numer cztery. Muszę przejść cały pociąg. Jebie moczem. Wsiadam, idę udawać, że śpię.
Po czterech godzinach budzę się. Zagaduje do mnie w miarę młody typ. Zaspany słucham. Rok temu został ostro pobity przez żołnierzy dlatego, że nie dał im na wódkę. Tak mówi. Pokazuje mi kolejne uszkodzenia ciała. Tytanowa płyta w nodze, rany na/w nadgarstkach, utracony wzrok na jedno oko, kręgosłup, wylicza dalej. Mówi, że w szpitalu przyszli jeszcze raz go dobić. Dwóch ponoć skończyło w więzieniu. Żegnamy się. Nie szukałem wojny. Mówiłem dawno, że będzie przenikać z Donbasu. Ale ona mnie znajduje. Czemu ja ją tak przyciągam? Czemu tak kurwa nie przyciągam dup 8/10 i więcej?
Jestem w Chmielnickim. Miasto wygląda jak gówno. Od pół godziny nie widziałem nikogo uśmiechniętego. Nikogo. Ja też się nie uśmiecham. Po chuj tu jestem?