Czołem Steemianie!
Ponownie dzielę się z Wami kawałkiem mojej twórczości i doświadczeń, które na pewno wielu/wiele z Was zna. A jak nie zna, to chyba nie ma czego żałować, ale może poznać. Oto opowiadanie numer 2 z cyklu opowieści fabrycznych. Ponownie Yorkshire. Historia codzienna, powszechna i prawdziwa, bo jak wiadomo, że gdzie jest jedzenie tam są myszy lub szczury. Fotki ze stocku - niekoniecznie, a nawet z pewnością nie z opisywanego zakładu.
Szczur na zakładzie
Słońce jeszcze kryło się za chmurami, kiedy robotnicy podążali w wesołych jak zwykle nastrojach do pracy w matce- fabryce. Nic nie zapowiadało jeszcze nadchodzących sensacji – przeciwnie – wszyscy byli pozytywnie nastawieni do życia i nawet spadająca z nieba lekka mżawka nie była w stanie wybić pracowników fabryki Yorkshire puddingów z dobrego nastroju. Gdy ruszyła produkcja, wszystko szło jak po maśle – zgrzewarki zgrzewały produkty nad podziw sprawnie, maszyny na packingu bez zarzutu zaklejały taśmą samoklejącą pudełka, a nikt jeszcze – nawet ci nowi, agencyjni – nie zaciął się jeszcze kartonem ani czym innym. Piece piekące ten północnangielski przysmak też chodziły bez zarzutu, a czerstwe twarze nawykłych do dymu i gorąca operatorów tryskały optymizmem, choć niejedna z nich zdradzała oznaki nadużycia alkoholu lub czego innego zeszłego wieczoru. I tylko Pete – stary, zły i leniwy machine operator, zwalisty drab z obtatuowanymi ramionami, jak zwykle wietrzył wciąż jakiś podstęp.
- Fucking hell! – krzyknął nawet w pewnym momencie – ewryting chodzi jak w zegarku!
- Łaaj? – spytał mały Ali, robiący za jego pomagiera i włazidupę – czy to źle, iż dat bad?
- Eee, what do you know… - westchnął tylko zirytowany ignorancją tego zagranicznego pastucha i dalej z zawistną miną obserwował chodzące bez zarzutu maszyny i polskie piękne dziewczęta, o których wiedział nawet nie sprawdziwszy, że żadna by go nie chciała…
I nagle – jak grom z jasnego nieba spadła na wszystkich straszliwa wiadomość, czyli nius…
- Wiesz, love, że u nas na fabryce niezapowiedziana wizytacja z supermarketu znalazła szczura? – spytała opasła Jackie małą i nieco myszowatą Nicole.
- Co też pani powie, love??? – zdziwiła się ta druga
- No, mówię ci, normalnie żywy był i w waste roomie (pokój z odpadkami) leżące na podłodze puddingi obgryzał!! W biały dzień In broad daylight, fucking hell!!!
- No, love, jak to prawda, to jak nic fabrykę nam zamkną. Tylko fucking nic nie mówmy tym fucking foreigners obcokrajowcom, bo rozgadają i klapa… - kwituje Nicole nieco konspiracyjnie, kątem oka oglądając się na stojącą obok Anię, co to po angielsku niby ledwo, ledwo, ale… Strzeżonego God Bless, czy jak tam się u nich mówi podobnie, bo narrator to nie wie… Mało istotny jest fakt, że jak wizytator szczura widział, to już po ptakach, a jak nie, to ploty – zwłaszcza rozsiewane przez fucking obcokrajowców – niewiele zmienią. Liczy się konspiracja…
- Ależ to prawda na pewno, love – obrusza się Jackie. – a dlaczego wizytator przyznał naszej faktory najniższą z możliwych ocen??? Przecież wszystko wczoraj jak w zegarku szło… - czyli, drogi czytelniku, syf nieco mniejszy niż zwykle.
Ale dalej idziemy – Polaki już też się zwiedziały, podobnie jak fabryczna filia Al- Kaidy z Kurdystanu, Syrii, czy skądś tam. Gadają, plotkują i tylko Murzyni się śmieją, bo w dupie to mają, gdzie jak wiadomo, jest bardzo ciemno.
- Ju noł, znaleźli rat na faktory – tłumaczy konspiracyjnie Jacek Victorovi z Sudanu to, o czym wszyscy już dawno wiedzą…
- Napraaawdę, really??? – pozornie dziwi się Murzyn, choć wie, że nijak nie sprawdzi, jak sam nie widział – Dyd ju si, widziałeś? – pyta, choć wie, że nie wiadomo czy kolega z krainy niedźwiedzi prawdę odpowie, czy nazmyśla, żeby poczuć się ważny i tylko uśmiecha się, a Jacek nie do końca wie, czy kpiąco, czy do siebie, czy bez powodu, bo mu wesoło.
- Noł – odpowiada szczerze Jacek – ale Tim powiedział mi, że tak było, bo gadał z kimś kto widział, bo czemu audit poszedł aż tak bad?
- I don’t care – ucina rozmowę Afrykanin i z wciąż tym samym uśmiechem wraca do wykonywanej w bardzo niespiesznym tempie pracy.
Na przerwie obiadowej jak zwykle aż huczy od rozmów – jedni obserwują drugich i ci co wiedzą, nie rozumiejąc języka zastanawiają się, czy tamci może teraz właśnie o tym mówią i psują dobre imię faktory! Ale oni nieraz mówią o piłce nożnej, maszynach, laskach i innych pierdołach, bo przecież co tam szczur… A nieraz kto w ciąży, kto gej, kto osła wali w domu na strychu, a kto tylko wali konia i pije piwo…
- haszaszarawara mukka pszzzszszst hapszszat! – mówi Massud do Aziza, co oznacza „słyszałeś, że na faktory szczura znaleźli chyba!”. Drogi czytelnik daruje, ale narrator, nie znając arabskiego, odpuści sobie dalszy pseudofonetyczny zapis rozmowy i „przetłumaczy” na polski.
- Eee, nie… A widziałeś? – Aziz spod zrośniętych brwi patrzy na kolegę, a w oczach jego płonąć zaczynają ognie pustyni…
Ten zakład to jego drugi dom – spędza tutaj po 13 godzin dziennie i nie pozwoli go bezpodstawnie oczerniać. Gdzie się drogi czytelniku podzieje, jak go zamkną??? - Nie, ale słyszałem, że Mick widział – Massud nie daje się zbić z tropu. – Ponoć taaaki duży! Ale dzisiaj z 20 osób widziało gościa w kamizeli „Pest shield”… Ja też. – Kolesie z „pest shield” to, drogi polski czytelniku, deratyzatorzy, ale tacy, co inne zwierzątka co się zabłądzą też z fabryk usuwają.
- Ale mógł tam być, bo ktoś nagadał, że jest szczur… Poszła plotka i chcieli sprawdzić. – Aziz podejrzliwie, niczym szpieg wywiadu przygląda się koledze.
- A mógł tam być, bo znaleźli szczura i żeby sprawdzić czy więcej nie ma… - Massud nie daje za wygraną. – Tutaj obok jest opuszczona fabryka puszek z pork wieprzowiną – samo wspomnienie tego nieczystego pokarmu przywołuje na jego twarz grymas odrazy – tam dużo szczurów jest. Na parkingu koło nas dużo ich ludzie widzieli. A drzwi nieszczelne, a dach cieknie…
Aziz krótką chwilę lustruje blat stołu. Niczym Saladyn zastanawiając się, czy walczyć z Krzyżowcami, czy się z nimi jednak układać.
- Wiesz co myślę? – mówi, po chwili zerkając rozmówcy w oczy.
- Taak?
- Że był szczur na faktory…
- Taak?
- … albo go nie było.
Życiowe. Nie oszczędzasz chyba żadnej grupy etnicznej i narodowościowej xD Tak trzymać.
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit
Nie ma, że boli :) Ale tutaj bardziej życzliwie chyba podszedłem do ludzi, prawda?
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit
I taki "angielski" to ja rozumiem :P Świetny post!
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit
Wow :)
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit
Dobre :) Ale tamto pierwsze mi sie bardziej podbało
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit
Co kto lubi ;) Dla mnie na przykład to o klasę lepsze stylistycznie.
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit