Przeczytane: "Najlepszy trener na świecie" (2018)

in polish •  6 years ago  (edited)

Tytuł: "Najlepszy trener na świecie"

Autorzy: Jacek Gmoch, Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke

Gatunek: Biograficzna, wywiad-rzeka

Wydawnictwo: W.A.B.

Data wydania: 9 maja 2018

Ilość stron: 350

DSC_1220_20180831151144327.jpg


Wstęp

Witam wszystkich Steemian bardzo serdecznie w kolejnym wpisie na moim blogu. Dzisiaj chciałbym Państwu przedstawić książkę, którą skończyłem czytać wczoraj (w niedzielę 26 sierpnia - dop. red.) wieczorem, a mianowicie "Najlepszy trener na świecie" autorstwa Jacka Gmocha, Arkadiusza Bartosiaka i Łukasza Klinke, której bohaterem jest wcześniej wymieniony, znany trener piłkarski - Jacek Gmoch.

Młodszemu pokoleniu trener Jacek Gmoch może się kojarzyć z dużej dolnej szczęki, ze swojego zgryzu, licznych lapsusów językowych, a przede wszystkim z memów wyśmiewających rozpiskę taktyczną na boisku, przedstawioną w formie wykresów rysowanych flamastrem.

basen1.jpg

Źródło: https://kwejk.pl

Mnie najbardziej rozbawił mem o rozsuwanym dachu na Stadionie Narodowym w Warszawie. Mem ten został zrobiony pod koniec 2012 roku, kiedy mieliśmy grać z Anglią w eliminacjach do MŚ w Brazylii w 2014 roku. Wtedy padał deszcz, organizatorzy nie podjęli decyzji żeby zamknąć dach i zrobił się... "basen narodowy" :) Ktoś zrobił mem z Jackiem Gmochem, dorysował te strzałki i wkleił napis: "Ja bym to widział tak...". Mają ludzie pomysły :)

0005VJ9BKPVAUC82-C122-F4.jpg

Źródło: https://eurosport.interia.pl/

Starszemu pokoleniu Polaków trener Jacek Gmoch kojarzy się z posadą selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Polski, którą prowadził w latach 1976-1978, a przede wszystkim z średnio udanym Mundialem, który odbywał się w 1978 roku w Argentynie. Polska wtedy zajęła 5-8 miejsce, co przyjęto jako porażkę.


Informacje o książce

To może tyle, jeśli chodzi o wstęp.

O tym, że Jacek Gmoch zamierza wydać książkę było wiadome od dawna, ponieważ wspominał o tym w wywiadach. Pierwszy raz o tej książce dowiedziałem się jakoś w czerwcu 2018 roku, w pierwszych dniach Mundialu, który odbywał się w Rosji. Pamiętam, że Jacek Gmoch był gościem w jakimś programie telewizyjnym, najprawdopodobniej w studiu meczowym i reklamował tę książkę. Z miejsca zainteresowałem się kupnem tej pozycji, ponieważ wydawała mi się ciekawa z perspektywy (byłego już) kibica piłki nożnej. Tym bardziej, że Jacek Gmoch jest postacią nietuzinkową, która zrewolucjonizowała sztukę trenerską. Warto przypomnieć, że Jacek Gmoch napisał w 1978 roku książkę "Alchemia futbolu", opisującą polską myśl szkoleniową. Bardzo bym chciał dorwać tę książkę i ją przeczytać.

Wracając do "Najlepszego trenera na świecie". Premiera książki miała miejsce 9 maja 2018 roku. Mnie się udało ją "dorwać" dopiero na początku sierpnia 2018 roku, ale przeczytałem ją dopiero w ostatni weekend, 25-26 sierpnia 2018.

Materiał do książki był nagrywany przez 10 dni - od 26 września do 5 października 2017 roku - kiedy to dwoje dziennikarzy Arkadiusz Bartosiak i Łukasz Klinke przeprowadzili cykl wywiadów z Jackiem Gmochem w jego domu, który znajduje się w Agia Marina, około 20 kilometrów na południowy wschód od Aten.

Sama książka jest napisana w formie obszernego wywiadu-rzeki, podobnego do autobiograficznej książki o Kaziku Staszewskim "Idę tam gdzie idę". Pogrubioną czcionką zostały wyróżnione pytania zadawane przez dziennikarzy, natomiast odpowiedzi prsepytywanego zostały wydrukowane zwykłą czcionką. Książka składa się z około 350 stron i została podzielona na 19 krótkich rozdziałów.


Przemyślenia

"Najlepszego trenera na świecie" chłonie się szybko, niczym gąbka wodę. Ja tę lekturę ukończyłem w dwa popołudnia, a można ją spokojnie przeczytać w jeden dzień, jak się ma tylko czas. Czytało mi się tą książkę lekko i przyjemnie, bardzo wciągnęła mnie ta lektura. Nie brakowało tutaj zarówno smutnych i wzruszających momentów, jak i zabawnych anegdot z życia trenera. Jacek Gmoch rozmawia z autorami książki z charakterystyczną dla siebie, rozbrajającą szczerością, do jakiej nas przyzwyczaił podczas telewizyjnych wywiadów, po prostu jest sobą. Nierzadko też wchodzi w charakterystyczną dla swojej osoby, ostrą polemikę ze swoimi rozmówcami, do jakiej przyzwyczaił nas podczas wywiadów telewizyjnych. Wszystko to przez grecki temperament, który nabył. Jak sam trener wspominał, że Grecy są tacy, gdy się pokłócą, to zaraz im przechodzi, a Polacy skłonni są do bitki.

Główny bohater książki zdradza nam kulisy działania polskiego futbolu w czasach PRL, o powiązaniach politycznych i biznesowych z PZPN, o temacie tabu, czyli nadużywaniu alkoholu przez kolegów z drużyny (np. wyjazd do Wietnamu w 1963 roku na turniej piłkarski, gdzie piłkarze rywalizujących ze sobą drużyn robili konkursy w... piciu wódki, kto najdłużej ustoi na nogach). Ale temat alkoholu w polskim futbolu ciągnie się od dawna. Na przykład w latach 30 XX wieku, wybitny piłkarz Ruchu Chorzów i reprezentacji Polski Ernest Willimowski podobno za kołnierz nie wylewał. Podobno zagrał jeden mecz na ostrym kacu i strzelił hat-tricka. Wracajmy do tematu, ponieważ odchodzę od głównego tematu, niczym Jacek Gmoch. W książce można się dowiedzieć o przemycaniu różnych przedmiotów przez polską granicę i handlu tymi rzeczami. Polscy piłkarze między innymi tym się zajmowali, ale pewnie nie tylko oni. Możemy się dowiedzieć o świecie, który minął bezpowrotnie, o mrocznych czasach II Wojny Światowej, o pierwszych latach powojennych i okupacji radzieckiej, o obyczajach panujących wśród polskiej młodzieży w połowie lat 50 XX wieku. Na pewno książka ta nie spodoba się kilku osobom w niej opisanych. Dostało się kilku działaczom ówczesnego PZPN-u, SB, ale chyba największą szpilę trener wbił we Włodzimierza Lubańskiego, ale Jacek Gmoch opowiada jak ratowali mu nogę oraz karierę w tajemnicy przed opinią publiczną.

Książka ta jest jakby podsumowaniem życia, niespełna 80 letniego Jacka Gmocha, który jakby był pogodzony z losem (Panie Trenerze, nigdzie się Pan nie wybiera!). Zawarte są tutaj wspomnienia z najmłodszych lat trenera. Jacek Gmoch przyszedł na świat 13 stycznia 1939 roku w Pruszkowie. Kiedy Armia Czerwona "oswobadzała" ziemie polskie spod buta III Rzeszy, trener miał 6 lat. W książce są zawarte bolesne wspomnienia z drugiej wojny światowej, której piętno odcisnęło się na małym Jacku, a także na rodzinie trenera. Kiedy wojna się skończyła i okupację niemiecką zastąpiła radziecka, w pierwszych latach po wojnie ludziom nie żyło się lepiej i też trzeba było walczyć o przeżycie. Później bohater książki opowiada o czasach młodości, czyli mniej więcej o połowie lat 50 XX wieku, o "obyczajach" ówczesnej młodzieży, jak się wtedy bawiono, jak się bili między sobą, jak przyszły trener rywalizował ze swoim starszym bratem. Później Jacek Gmoch opowiada o swoich początkach piłkarskich w Zniczu Pruszków, o tym jak się ożenił, o tym jak ojciec (były piłkarz Znicza) nie chciał aby młody Jacek został piłkarzem i jak przyszły trener przez długi czas to ukrywał przed ojcem. Później przyszły czasy gry w Legii Warszawa oraz w reprezentacji Polski, aż do czasu, kiedy w 1968 roku groźna kontuzja zakończyła jego karierę piłkarską. Istniała groźba amputacji nogi, ale na szczęście udało się ją odratować. Jeszcze w 1969 roku Jacek Gmoch próbował wrócić do czynnego uprawiania piłki nożnej, ale boląca noga dawała o sobie znać i bohater książki musiał "zawiesić buty na kołku". Może starczy, bo zaczynam "odpływać" i streszczę całą książkę.

Jeśli ktoś fascynował się piłką nożną, oraz postacią trenera Jacka Gmocha, to serdecznie polecam tę książkę.


Krótko o bohaterze książki

Jacek Gmoch jest postacią nietuzinkową w świecie piłki nożnej. Jak wiele osób twierdzi, wyprzedził on swoją epokę, wprowadzając do metod szkoleniowych elementy techniki i matematyki: analizy matematyczne, statystyki, rachunek prawdopodobieństwa. Nierzadko był wyśmiewany w środowisku PZPN, przez swoje metodyvszkoleniowe, wyższe wykształcenie i to, że był spoza "układu".

W 1970 roku we współpracy z mgr. Wojciechem Skoczkiem i mgr. Stanisławem Więckowskim napisał opracowanie "nowoczesnej koncepcji drogi poprawy polskiej piłki nożnej na arenie międzynarodowej". Opracowanie to, dzięki kontaktom jednego z piłkarzy, trafiło do rąk samego I Sekretarza - Edwarda Gierka.

W latach 70 XX wieku Jacek Gmoch używał takich metod, jakich używa większość trenerów i menedżerów w dzisiejszym futbolu. Zbierał on szczegółowe informacje o swoich zawodnikach, a także o przeciwnikach, czy na przykład o stanie murawy i później to wszystko wykorzystywał. Jako pierwszy zaczął wykorzystać analizy video, czy pracę z lekarzem psychologiem, co w dzisiejszym futbolu jest normą.

W latach 1972-1974 Jacek Gmoch był współpracownikiem trenera Kazimierza Górskiego (nie lubi jak nazywa się go asystentem trenera Górskiego, ponieważ nie miał "papierów" na asystenta, ale moim zdaniem na ten tytuł zasługuje). Mało osób to wie, ale Jacek Gmoch miał ogromny wpływ na zdobycie złotego medalu podczas Igrzysk Olimpijskich w 1972 roku, a także srebrnego medalu zdobytego podczas Mistrzostw Świata rozgrywanych w RFN w 1974 roku (wtedy za 3 miejsce przyznawano srebrne medale). Gdyby nie Jacek Gmoch, to Kazimierz Górski straciłby posadę selekcjonera przed mundialem w 1974 roku. Potocznie był nazywany "szefem banku informacji". Krążyły wtedy anegdoty, że żadna agencja wywiadowcza na świecie nie wie tyle, co Jacek Gmoch.

Po Mistrzostwach Świata, w 1975 roku wyjechał do USA, by kontynuować naukę, a także chciał stworzyć klub piłkarski w Filadelfii. W 1976 roku dołączyła do niego żona wraz z synem. Jacek Gmoch miał szansę zostać w USA, ale postanowił wrócić do Polski, by... objąć posadę selekcjonera reprezentacji Polski.

Objął ją po "nieudanych" Igrzyskach Olimpijskich w Montrealu w 1976 roku, podczas których polska reprezentacja zdobyła "tylko" srebrny medal, co było uznane jako porażkę. Należy wspomnieć, że królem strzelców był Andrzej Szarmach z 6 trafieniami. W półfinale pokonaliśmy nawet Brazylię 2:0 po dwóch ładnych bramkach Andrzeja Szarmacha (zwłaszcza tej drugiej, jak pokonał lobem brazylijskiego bramkarza z 16 metrów), by w finale ulec reprezentacji NRD 1:3. Po tym turnieju trener Kazimierz Górski podał się do dymisji. Na jego miejsce typowany był Andrzej Strejlau, ale przegrał głosowanie na rzecz Jacka Gmocha.

Krzywdząco jest nazywany jako "ten pomiędzy Górskim, a Piechniczkiem" (obaj zdobyli 3 miejsca na MŚ w 1974 i 1982 roku), ponieważ reprezentacja Polski prowadzona przez Jacka Gmocha podczas Mistrzostw Świata w Argentynie w 1978 roku, zdobyła miejsce od 5 do 8 (według końcowych tabel szacuje się, że zdobyli 6 miejsce), co przyjęto jako porażkę. Przed Mundialem było "pompowanie balonika" przez media i KC-yków, że Polska ma lepszą reprezentację niż cztery lata wcześniej i że jadą po Mistrzostwo Świata. Do "starej gwardii" (Andrzej Szarmach, Kazimierz Deyna, Grzegorz Lato, Jan Tomaszewski, Robert Gadocha, Jerzy Gorgoń) dołączyło kilku młodych, głodnych sukcesów: Zbigniew Boniek, Andrzej Iwan, czy Adam Nawałka. Do tego po kontuzji powrócił Włodzimierz Lubański, który na Mundialu w 1974 roku zagrać nie mógł, za to grał już na IO w Montrealu. Wtedy na MŚ nie było fazy pucharowej i grano dwie fazy grupowe. Wtedy na MŚ grało po 16 drużyn, rozdzielonych w 4 grupach po 4 zespoly. Dwie pierwsze drużyny z każdej grupy awansowały dalej i trafiały do kolejnej grupy. W drugiej fazie grupowej zwycięzcy trafiali do finału, natomiast drużyny z drugich miejsc grały o 3 miejsce.

Zarówno w zarządzie PZPN, jak i we władzach Polski Ludowej Jacek Gmoch nie był mile widziany ze względu na jego wyższe wykształcenie, na jego "innowacyjne" metody i... był spoza układu. Nasiliło się to po 1978 roku, ze względu na "porażkę" reprezentacji Polski podczas Mundialu w Argentynie, także bezpodstawnie oskarżono go o zdefraudowanie pieniędzy (około 15 tysięcy USD, co wtedy było ogromną sumą). Na szczęście wyjechał wtedy trenować jeden z norweskich klubów i uniknął aresztowania. Jedno było pewne, nie mógł wrócić do Polski. Podobno miał propozycję pracy we francuskim Auxerre, ale ze względu na wizy żony i syna, którzy nie mogli pojechać do kraju nad Sekwaną. Z pomocą przyszła Grecja.

Po roku czasu, w 1979 roku Jacek Gmoch przeniósł się do Grecji, gdzie osiadł na stałe. W greckiej piłce Jacek Gmoch jest uważany niczym mitycznego herosa. W latach 80 i w pierwszej połowie lat 90 był trenerem chyba we wszystkich znanych drużynach greckiej ekstraklasy. W samym Panathinaikosie Ateny (ogólnie w greckiej piłce) ma status legendy. W latach 1983-1985 odnosił z Panathinaikosem największe sukcesy: Mistrzostwo i Puchar Grecji, oraz półfinał Pucharu Mistrzów (obecnie Liga Mistrzów) w pamiętnym 1985 roku, gdzie przegrał w dwumeczu z Liverpoolem. Jacek Gmoch podniósł poziom greckiej ekstraklasy. Każdy klub, który trenował Jacek Gmoch, odnotowywał progres. Zwykle trenował kluby, które walczyły o utrzymanie w lidze, lub o mistrzostwo.

Dzięki zasługom dla greckiej piłki, otrzymał obywatelstwo tamtego kraju.

Authors get paid when people like you upvote their post.
If you enjoyed what you read here, create your account today and start earning FREE STEEM!
Sort Order:  

Świetny tekst! Ależ nabrałem ochoty na jej przeczytanie!

Dziękuję bardzo, cieszę się że tekst się spodobał.

Jeśli lubisz piłkę nożną (wiem, że grałeś), a postać Jacka Gmocha Cię fascynuje, to pewnie książka Ci się spodoba. Chociaż zbiera ona różne oceny od ludzi, od negatywnych po pozytywy, ale też starałem się jej agresywnie nie wychwalać. Przeczytać możesz, ale na siłę nie zachęcam :)

Mój dziadek wspominał Gmocha, zapadły mi w pamięć takie spostrzeżenia.

Nestor wypowiadał się krytycznie o taktycznych nowinkach Gmocha, w jego przekonaniu boisko było "szachownicą", i o ile pewnie przemyślenia Gmocha były nie najgorsze w ww. kwestiach, to w mundialowej drużynie brakowało ducha, atmosfery - po części przez apodyktyczny charakter Gmocha.

Kariera Gmocha skończyła się przez kontuzję, ale Jacek boiskowym aniołkiem nie był - słynął z brutalnej gry i powodował wiele urazów, toteż zawodnicy przeciwnych drużyn "polowali" na niego.

Jak Gmoch był obrońcą, to żartowano z jego ogromnej żuchwy krzycząc, gdy nadciągał napastnik przeciwnej drużyny: "Jacek, brodą go!"

Dokładnie tak było, wszystko co mówisz chyba było wymienione w książce, albo opowiadane przez trenera w wywiadach.

Wiem, że podczas Mundialu w 1978 roku nie było atmosfery, Gmoch eksperymentował ze składem, piłkarze kłócili się ze sobą. Wszystko to opisałem w swoim poście, ponieważ dalej napisałem krótką notkę biograficzną o Gmochu, ale postanowiłem ją wyciąć i jej nie upubliczniać (magia montażu przed publikacją).

To prawda, Jacek Gmoch w młodości nie był aniołkiem (zarówno na boisku, jak i poza nim), co też opisał w tej książce. Ale jak sam wspomniał, jego kontuzja powstała nawskutek boiskowego wypadku i nie była zrobiona specjalnie. Sam trener, jak wspominał, nie miał o to żalu.

Z tą brodą też było wymienione w książce :) Ale najlepsze było to, że przeciwnicy reprezentacji Polski respektowali go i się go bali. Podobno nawet trener którejś reprezentacji... chyba Szkocji... powiedział, że jeżeli Gmoch będzie w formie, to raczej nie wygrają meczu.

Dziękuję za ten komentarz i pozdrawiam!

Kontuzja kończąca karierę - faktycznie tutaj wersja dziadka się rozbiega z tym co znalazłem w Internecie - w kilku miejscach wejście Mariana Szei jest opisywane jako "przypadkowe" czy "niefortunne", zresztą dopiero doczytałem, że to był jakiś towarzyski czy raczej piknikowy mecz PZPN vs. kadra czytelników Expressu wieczornego. 29 występów w reprze - całkiem nieźle