Tak mnie dzisiaj naszło na temat kryptowalut opartych o dowód pracy. Z jednej strony są najbezpieczniejszymi sieciami, z drugiej - jak wszystko - doprowadziły do zapaści od kart graficznych, po ... BOINC. Nauka odeszła na drugi plan w związku z pieniędzmi.
Berkeley Open Infrastructure for Network Computing
BOINC to projekt, do którego każdy może dołączyć. Jego celem jest przekazywanie zadań do komputerów wolontariuszy w celu poszerzenia nauki. Czyli część komputerów stara się przykładowo złamać Enigmę na swoich komputerach. O ile jeden komputer jest za słaby, to w kupie siła.
Ale pojawiły się oczywiście kryptowaluty, a więc moc nie była przepalana, a można było zarobić. A po co marnować prąd w domu na darmo. I tak wiele osób odeszło z projektu.
Na fali popularności nawet powstał projekt, który wspiera obliczenia na BOINC, czyli Gridcoin, ale w sumie nie mógł walczyć z Bitcoinem i innymi kryptowalutami. I chociaż żyje, nie jest to życie usłane różami :P
Ale czy BOINC umrze?
Podejrzewam, że BOINC jako taki nigdy nie umrze, ale może nawet się odrodzić z czasem. Wiele kryptowalut przeszło na szybsze sprzęty (GPU / ASIC), część na PoS. W sumie chyba jedynym procesorowym projektem jest Monero. Oczywiście w BOINC można działać z wykorzystaniem GPU, ale nie jest to bardzo popularna opcja i CPU wydaje się ważniejsze w większości projektów.
Natomiast cóż - coraz bardziej się zastanawiam gdzie nas to zaprowadzi. Część osób etycznie odrzuca PoW, bo trzeba produkować chipy - głównie elektrośmieci, przepalać energię (są naciski, by była to energia odnawialna, ale na pewno są górnicy, co mają w to zadku).
Dodatkowo jest hipoteza taka, że dużą moc ciężko ukryć, niż małą. Co oznacza, że w przypadku np. pełnego bana kryptowalut, ukrycie Blurta będzie łatwiejsze niż Bitcoina, gdyż Blurta można uruchomić na dość powolnym serwerze i będzie działać bardzo dobrze, a do Bitcoina to trzeba mieć jakąś koparkę.