Spotkanie Anglii i Kolumbii było takie, jakiego można było się spodziewać: dynamiczne, pełne ofensywnych akcji, fizycznych pojedynków w obronie i ataku, a przede wszystkim ze sporą dawką emocji, a taką przecież są: bramka wyrównująca w doliczonym czasie gry oraz konkurs rzutów karnych. Co do tego drugiego - nie zawsze wskazuje on drużynę "lepszą" w przekroju całego meczu, ale koniec końców najważniejszy jest wynik i awans. Dziś szczęście uśmiechnęło się do Anglii, warto jednak powrócić do tego co było wcześniej...
I połowa to pokaz wspomnianej walki obu zespołów o przejęcie kontroli nad wydarzeniami na boisku:
Tym razem można zaufać statystykom, bowiem Anglicy nie ustępowali rywalom w pojedynkach siłowych pomimo tego, że Kolumbia ma, zwłaszcza w defensywie zawodników pokroju Yerrego Miny. Wysokie wyszkolenie techniczne obu ekip widać było gołym okiem po szerokim wachlarzu zagrań w ataku (akcje oskrzydlające, groźne piłki prostopadłe czy gra na "jeden kontakt") i obronie (kontratak wyprowadzany dynamicznie, często od formacji stoperów, asekuracja przy powrocie drużyny tracącej piłkę).
Nadeszła jednak druga połowa i 57. minuta meczu. Nieprzepisowo zatrzymywany Kane w polu karnym oponenta sam wyprowadza "Synów Albionu" na prowadzenie, celnie egzekwując "jedenastkę". Od tego momentu na boisku, zwłaszcza po stronie drużyny z Ameryki Południowej, więcej było gry faul, nerwowości w ataku oraz...dyskusji z sędzią. Gracze Southgate'a bardziej myśleli jednak o tym, jak strzelić kolejnego gola i stąd ponownie w II połowie ich ataki wyglądały lepiej. Nie przełożyło się to jednak na kolejne trafienia, a co więcej, za sprawą Yerry'ego Miny Kolumbia wróciła do gry! Stoper "Los Cafeteros" po raz trzeci na tym mundialu wykorzystał swoje doskonałe warunki fizyczne do gry głową (195 cm wzrostu) i pokonał bezradnego w tej sytuacji Pickforda.
Taki obrót spraw tchnął w ekipę Pekermana nową energię i ta z animuszem rozpoczęła dogrywkę. Znów oglądaliśmy dość wyrównane widowisko, w którym jednak zabrakło tym razem nie tylko bramek, ale i strzałów celnych!
Do wyłonienia zwycięzcy potrzebny był więc konkurs rzutów karnych! W nim mniej błędów popełniła drużyna z Europy i w nagrodę to ona zagra ze Szwecją w ćwierćfinale.
Pokonani nie mają jednak czego się wstydzić, bo pokazali, że są bardzo silnym i zgranym zespołem, który potrafi stworzyć zagrożenie po akcji lub ze stałego fragmentu gry. Można gdybać co by było, gdyby James Rodriguez mógł w tym spotkaniu zagrać (kontuzja mięśniowa prawej nogi), ale dziś to gra zespołowa i szczęście zadecydowały o tym, że to Kane i "spółka" awansowali do 1/4 finału, a nie jeden zawodnik.
Mundial dotychczas pokazał, że "papierowi" faworyci są...tylko "papierowi", bo boisko potrafi wszystko zweryfikować (tak jak "zweryfikowało" m.in. Hiszpanów) i wskazywanie faworyta w poszczególnych parach jest jak stąpanie po....minach.
Dziś o mało Anglicy nie przypłacili tego powrotem do domu, gdy w 93. minucie ,po wpadnięciu na takową, ich awans "zawisł na włosku"...
Co do stopera-snajpera FC Barcelona: w Katalonii zapewne z największym zadowoleniem przyjmują taką dyspozycje ich nowego nabytku (Mina został kupiony w styczniu z Palmeiras za prawie 12mln €). Zwłaszcza w perspektywie tego co stało się na mundialu z Busquetsem, Pique czy Messim...