Przedostatni archiwalny tekst, jeden z gorszych, jakie napisałem, więc z tego samego powodu zostawiłem go sobie na koniec. Kiedyś tam, może w tym roku albo w przyszłym, napiszę nowy tekst o OP o mniej więcej zbliżonej treści. Ewentualnie napiszę tekst porównawczy, np. HxH vs OP, by było ciekawiej ;).
Poza tym, dzisiaj wrzucę jeszcze newsy... i a propos tychże, od wczoraj za namową Cardboarda, zacząłem pisać również po angielsku. Stąd newsy ulegają drobnej zmianie - będę wrzucał posty dwujęzyczne. Postaram się wrzucać mniej więcej tyle samo postów dla PL albo Eng odbiorców, ale nie będę w stanie tego robić codziennie, więc czasem będą dni, gdy angielskie posty będą dominować. A teraz zapraszam na tekst i życzę udanego wolnego! :) Nie za długa ta majówka, ale lepsza taka jak żadna.
Mimo, że obecnie nie specjalnie przepadam za "One Piece", to wierzcie mi lub nie, ale lata temu byłem jego gorliwym fanem. Swego czasu byłem administratorem strony onepiece.com.pl, otrzymawszy "pałeczkę" po Hyrule'u. Byłem również na koncercie w Londynie, gdzie twórca ścieżki dźwiękowej do "One Piece", wraz z utalentowanymi muzykami, odgrywał najróżniejsze piosenki znane z omawianego tu anime. Dodatkowo w tle leciały kultowe sceny z anime. Generalnie po prostu coś pięknego, wrażenia nie do opisania.
Jak widzicie więc, poświęciłem temu tytułowi wiele uwagi. Ba! Jest to chyba również manga, której poświęciłem najwięcej czasu w ogóle (a nie było to łatwe, zważywszy na moją skrajną niechęć do czytania skanlacji w sieci), lecz byłoby to raczej niemożliwe bez pomocy Dahaki z op.com.pl, który był wymagający niczym najgorszy z wojskowych "trepów". Moja obecna niechęć wynika z kilku powodów: słabego anime, “zmęczeniem materiału”, paru irytujących mnie wad (powielanie pewnych schematów, sposób rysowania niektórych postaci, niezbyt rozbudowanych walk, jak w HxH albo "FMA: Brotherhood", nadmierne rozciągnięcie głównego wątku) oraz kreski (nie bójcie się, nie oceniam jej źle, to kwestia czysto subiektywna). Fakt, że powoli wyrastam z większości "baśniowych" tytułów temu nie pomaga. Aczkolwiek to przyznam Odzie zawsze i wszędzie, tak jak Toriyama i Togashi potrafili/potrafią często świetnie pokazać dynamizm i siłę postaci w własnych mangach, tak gOda nauczył się perfekcyjnie wzruszać swojego czytelnika samym rysunkiem. Jestem emocjonalnym człowiekiem, aczkolwiek rzadko kiedy wzruszam się przy jakimś filmie, tudzież mandze, ale... Eiichiro potrafi tak dobrze przedstawić emocje, mimikę postaci, wytworzyć niesamowity, baśniowy klimat, tak przytłoczyć widza niewyobrażalnym cierpieniem, jak i pokazać najpiękniejsze sceny z życia... Ach, długo by wymieniać.
Często sobie śmieszkuję z "One Piece", czasami narzekam na niektóre rozwiązania w mandze, praktycznie zawsze na anime (tak, wiem, jestem kurewsko nużący w tym temacie xD). Lecz mimo tego wszystkiego, jest to prawdopodobnie nadal najlepszy "bitewniak-tasiemiec" na świecie. Tak, oficjalnie dałem go powyżej "HxH". Głównie przez hiatusy, no i mimo wszystko nie mamy pewności, czy Troll-gashi utrzymałby taki poziom, gdyby nie przerwy. Jeśli chodzi o czysto subiektywne wrażenia, to preferuję jego mangę ze względu na postacie, budowę relacji między nimi, często odnoszę wrażenie wrażenie, jakby "one naprawdę żyły" (podobne uczucie mam przy OP, aczkolwiek zdecydowanie słabiej je odczuwam), walki i ogólna dojrzałość. Nie mówię, że "One Piece" takie nie jest, chodzi o pewną różnicę, którą kiedyś mądrze zauważył Chucky, również z op.com.pl - "Jeżeli postać w HxH deklaruje, że chce kogoś zabić, to faktycznie prowadzi ku temu realne działania i stara się tego dokonać". Te powody sprawiają, że preferuję mangę o łowcach, niż piratach. Mimo wszystko, trzeba jednak umieć spojrzeć prawdzie w oczy i zwyczajnie uznać wyższość tego komiksu. Można krytykować "One Piece" za wiele rzeczy, ale za jeszcze więcej można go pochwalić. Ba, można wręcz o tym napisać całe bogate tomiszcze, więc postaram się w miarę streszczać, by Was zbytnio nie zanudzić.
Ale wracając do początku... Moja przygoda z marką "One Piece" zaczęła się zaraz po maturze. Przeżywałem najdłuższe wakacje swojego życia, które spędziłem na graniu w "World of WarCraft" i oglądaniu "One Piece". Jak nie grałem w świecie Azeroth, to "ładowałem" sobie pasek podwójnego "expa" w mieście i oglądałem kolejne przygody załogi Słomianych. Generalnie wiecie, taki niemal 100%, skrajny "nolife". W tym samym czasie, anime było trochę przed sagą "Thriller Bark", więc miałem sporo do nadrabiania. Tak jak wtedy, tak i dziś moje ulubione arce to "Water 7" i "Enies Lobby". Na ten moment nie uważam, że są to najlepsze “etapy” w historii “shounenów”, są troszkę za "Yorknew" i "Chimera Ant" w moim osobistym rankingu. Nie odbiera to w żaden sposób kunsztu, z jakim autor połączył oba arce, tworząc jedną, równie piękną i niemal doskonałą sagę, co potyczki łowców z chimerami.
Przeszłość Nico Robin, to absolutny majstersztyk. Nie raz pociekła mi łezka po oku, gdy oglądałem te odcinki po raz pierwszy. Gdy Aokiji zamrażał Saula, to naprawdę byłem bliski płaczu. Do dziś są to jedne z moich ulubionych retrospekcji w anime w ogóle. Tak, jak mówiłem, Eiichiro umie bardzo dobrze poruszyć widza przez zwykłe kartki komiksu. Gdy po latach przeczytałem rozdział, w którym Luffy rozkazuje Nico Robin, aby ta "żyła", to nie sposób było powstrzymać wzruszenie. Podobnie wypadł "pogrzeb" statku (tak, wiem, jak to kuriozalnie brzmi), ale uwierzcie mi... to naprawdę zadziałało. Aktorka głosowa Luffyego również "dała rady" i wiele scen, głównie dzięki jej zaangażowaniu, przeszło już do historii "najlepszych momentów w M&A ever". Napisano istne ściany tekstu, liczonych w dziesiątkach megabajtów, w których chwalono aktorów głosowych, jak i rzecz jasna samego autora komiksu, więc te zachwyty nie są ani trochę przesadzone.
Kontynuowałem swoją przygodę i doszedłem do początku "Thriller Bark". Zostałem jednak zmuszony zrobić sobie przerwę na oglądanie innych kreskówek, by nie być skazanym na jeden odcinek tygodniowo. Powróciłem do serii, gdzieś tak mniej-więcej w okolicach walki Zoro z Kumą na TB (swoją drogą, doskonale to wyszło, nawet dziś ten wątek się broni). Przerwałem oglądanie anime po "Marineford", bo poziom animacji i nadmierne przeciąganie zaczęło mnie zbytnio irytować. O ile odcinki z arcu, w którym Kuma rozdzielił Słomianych (nigdy nie mogę zapamiętać archipelagu tych wysp...) wręcz fanatycznie chwaliłem, o tyle przy "Marineford", zacząłem coraz bardziej marudzić na studio “Toei Animation”.
To dobra okazja, bym przedstawił rzeczy, które uważam za wady w tym tytule. Zacznijmy może od mojej największej bolączki, czyli anime. Jest ono obrzydliwe przeciągane! Pamiętam czasy, gdy "Naruto" wchodziło do Polski i wszyscy fani zachwalali - "to takie coś jak DragonBul, ale bez przeciągania!". No kurde, powiem Wam, że tak jak sobie rok temu odświeżyłem całe DB, to o wiele rzadziej się wkurzałem, a rozciąganie akcji było zdecydowanie mniej odczuwalne. To jest bitewniak, większość odcinków powinna być w miarę dynamiczna. To nie jest jakaś filozoficzna seria, którą można oprzeć przede wszystkim na świetnych dialogach lub powolnym przedstawianiu świata, tudzież budowaniu klimatu. Twórcy nie muszą wrzucać po 4, 5 rozdziałów do wersji animowanej (jak "David Production" do "Jojo Bizzare Adventure" albo "MadHouse" do wielu odcinków HxH), niech po prostu wrzucają 2 chaptery, to idealne tempo dla OP. Nie lubię oglądać przygodówek, shounenów-bitewniaków, sportówek itd. w których fabuła leci zbyt wolno, irytuje mnie to zdecydowanie bardziej niż animacja i niekiedy gorsza kreska w odcinkach. To naprawdę mogę wybaczyć, szczególnie że tworzenie tak długich serii, jest w dzisiejszych czasach zwyczajnie nieopłacalne.
Rozwiązaniem na tę bolączkę są wieloletnie "fillery", które zdały egzamin w przypadku "Naruto". Po takich 3-letnich "zapychaczach" można zrobić 2 porządne arce, 1 20-paroodcinkowy "filler", kolejny kanoniczny arc itd. Ja bym przeżył, ale jeśli o mnie chodzi, to mogę poczekać. Szczerze wolę dostać OP na poziomie +/- DBS niż to, co Toei produkuje od “Water 7” (aczkolwiek teraz podobno się poprawiło). Jeśli chodzi o ocenę tej kreskówki... cóż, jak kończyłem z nim przygodę, to dawałem mu 6/10 i myślę, że jest to uczciwa ocena. Peany na cześć świetnej fabuły, świata, historii idą na "konto" mangi. Wersję animowaną mogę pochwalić co najwyżej za aktorów głosowych (których "Toei Animation" ma naprawdę dobrych i z treściwym "portfolio"!) i nieco umiarkowanie za muzykę, której moim zdaniem przez wiele długich lat brakowało kilku "bitewnych teł muzycznych" (w przeciwieństwie do HxH, czy przede wszystkim "Naruto" i "Naruto: Shippuuden"), aczkolwiek ma to sporo wzruszających utworów, które doskonale budują klimat w chwytających za serce retrospekcjach i co smutniejszych momentach.
Skoro o tym mowa, to niemniej irytuje mnie to, że autor unika zabijania postaci. O ile parę “śmierci” można "przełknąć", o tyle zmarnowanie poświęcenia Pella (który nie miał żadnej szansy na przeżycie tej bomby), to zwyczajny grzech i zmasakrowanie b. dobrego pomysłu. Podobny los spotkał Pagayę, tego dziadka z "Niebiańskiej Wyspy", który przyjął na klatę "ulti" Zeusa z Doty (opcjonalnie Karthusa z LoLa) i wstał... Z kolei niektóre postacie mogłyby odpaść, np. taki Law, który przeżył naprawdę dużo na Dressrosie, ale taki już los popularnych postaci... Sasuke i Hitsugaya też mieli "bonusy" dzięki swoim fankom.
Przez lata utarło się powiedzenie, że "postacie w OP umierają wyłącznie w retrosach" i przez długo czas był to jak najbardziej słuszny tekst. Niemniej irytujące jest przeciąganie niektórych arców w mandze, przez nagromadzenie zbyt dużej ilości wątków, tudzież postaci. Dobrym tego przykładem jest Dressrosa, na której nie dość, że za dużo się działo, to Eiichiro postanowił jeszcze rozdzielić załogę, przez co fabuła rozwijała się jeszcze wolniejszym tempem. Co gorsza, fabuła niektórych arców, jest nieraz tak przeładowana, że czasem nie da rady w pełni rozwinąć potencjału nowych (lub starych, które jeszcze nie otrzymały odpowiednio dużo czasu antenowego) postaci. Ostatnia rzecz, które niemniej mnie irytuje, to takie typowe "schematy łan pisowskie". Nie zrozumcie mnie źle, seria jest w wielu aspektach nieschematyczna, a autor ją rozwija w naprawdę pomysłowy sposób (i chwała mu za to!). Chodzi o to, że niektóre jego przyzwyczajenia aż nadto rzucają się w oczy. Nami zachorowała i potrzeba lekarza - trafiamy na wyspę, gdzie jest Chopper. Luffy zawsze walczy z kapitanem, Zoro z jego prawą ręką, a Sanji z lewą. Absolutnie każdy członek Słomków musi mieć (przynajmniej w teorii) jakieś dramatyczne retrospekcje (aczkolwiek ten ostatni punkt może się wiązać z finałową puentą "One Piece", jak i jego dotychczasowym przesłaniem o towarzyszach, więc nie traktujcie tego zarzutu super poważnie). Swoją drogą, większość Słomianych trafiłoby do "zakładu zamkniętego" po takich przeżyciach w dzieciństwie. Było tego więcej, swego czasu napisałem o tym długi tekst podając konkretne przykłady, lecz niestety przez lata wyleciały mi one z pamięci. Generalnie warto pamiętać, że choć gOda wybija się w wielu punktach na tle innych mangaków, to i on nie zawsze może być oryginalny.
Jeśli chodzi o te pozytywne aspekty "One Piece", to najbardziej widoczną rzeczą jest samo uniwersum. Gargantuicznie wielkie, z przemyślaną i porządnie rozpisaną historią. Każda wyspa ma charakterystyczny dla siebie klimat. Od samego pomysłu, poprzez kulturę i sieć zależności pomiędzy postaciami. Tak jak często narzekam na OP, tak niezwykle go szanuję za świat. Żeby tego było mało, jest to manga, w której można zobaczyć bardzo wiele istot znanych z mitologii, tudzież fantastyki (i jeśli się nie mylę, to chyba wykorzystał tu wszystkie, mniej lub bardziej znane stworzenia).
Co więcej, gOda wyjątkowo sprawnie sięga po znane nam już postacie i co jakiś czas, przypomina nam o ich istnieniu. Warto go pochwalić za bardzo mądre podejście w wielu przypadkach. Kiedyś przy rozmowie z Hyrulem (dawnym tłumaczem odcinków OP), zgodnie stwierdziliśmy, że Eiichiro Oda doskonale "zamyka” wątki. Jeżeli dana postać lub wątek fabularny mu się kiedyś przyda, to zostawia sobie odpowiednią furtkę, w postaci sensownego niedopowiedzenia. Jeżeli "w praniu" wyjdzie, że nie jest on konieczny dla dalszej historii i/lub szkodzi (nawet najgenialniejszy twórca nie zaplanuje wszystkiego w 100% i może mu się zdarzyć parę gorszych pomysłów), to po prostu do tego nie wraca. Patrząc na "konkurencję" z Jumpa, to jest pod tym względem świetnym twórcą. Podobnie jest z systemem mocy, jak i balansem postaci. Mimo kilkunastu "ale", to jest dobrze, a patrząc na "Naruto" albo "Bleacha", wręcz b. dobrze. Co prawda, dużo bardziej przemawia do mnie system Nen z "Hunter x Hunter", ale "Diabelskie Owoce" są równie ciekawe i różnorodne. Początkowo najbardziej jarały mnie owoce typu "Logia" (który zamienia człowieka w "żywioł" <do pewnego czasu tak było, wiecie #Japonia>, np. śniegu, prądu, ognia, światła, błota itd.), które są generalnie obśmiewane przez poważnych piratów. Crocodile to najlepiej ujął - "moc owocu zależy od wyobraźni użytkownika". Każdy z nich ma swoje mocne i słabe strony, trzeba być po prostu kreatywnym i mądrze je wykorzystywać. Niech pierwszy rzuci kamień ten, kto nie zaśmiał się choć raz z faktu, że Luffy to "gumiak". On i Hisoka z HxH udowadniają nam, że guma to wbrew pozorom naprawdę przydatna, mocna i niebezpieczna moc.
Jeszcze parę zdań o postaciach na koniec, bo zarówno one, jak i powiązania między nimi, zasłużyły na osobny akapit. Po internecie krąży mem, który pokazuje stopień skomplikowania "Naruto", "Bleacha" i "One Piece". Linia symbolizująca taki wskaźnik w "Naruciaku", jest z wiadomych powodów, bezsensownie poplątana. W przypadku "Blicza" generalnie prosta, jak budowa cepa, a OP wyjątkowo rozbudowana, chaotycznie zakręcona, ale mimo wszystko wewnętrznie spójna. Setki, jeśli nie dwie setki, łączących się ze sobą wątków. Gdy człowiek zaczyna je liczyć, to momentalnie można się nabawić przysłowiowego "bólu głowy". Aktualnie nie przepadam za większością postaci z "One Piece", gdyż przestał mi odpowiadać sposób ich kreowania. Nie mam nic do nich, nadal darzę sympatią: Enela, Robin, Nami, Zora, Doflamingo Luffyego, Drake'a, bardzo szanuję Akainu, scena, gdy spalił Ace'a była po prostu przepiękna, zasłużył sobie na to, dał się sprowokować, jak kretyn i zmarnował całą pracę swego ojca. Lubię również Kizaru, i tak, nadal uważam, że jego owoc, czyni go najpotężniejszym w tym uniwersum - jeśli chcecie, to mogę o tym podyskutować. Zwyczajnie preferuję sposób, w jaki kreuje postacie autor często tu przywoływanego "Hunter x Hunter". Oda jest pod tym względem dobry, ale na przestrzeni lat zmieniły się moje gusta. Nie chodzi o to, że postacie z "One Piece" są płytkie, czy coś w ten deseń. Tzn. no w sumie czasem są, ale OP jest komiksem pisanym w konwencji "baśni" i sposób kreacji tych postaci (a przynajmniej na tyle, na ile pamiętam ten tytuł) wpisuje się w opowieść gOdy. Po prostu preferuję większy realizm, szersze spektrum "szarości" (mniej czarno-białych postaci), które jest w HxH, czy FMA.
Kiedyś czytałem (na 90% w wywiadzie, ale już nie pamiętam dokładnie), że gOda chce, by "One Piece" był w przyszłości "kwintesencją" gatunku "shounen-bitewniak". Moim zdaniem idzie mu naprawdę dobrze, choć bywają okresy, że statek miewa gorsze wiatry. Nie zawsze podobały mi się decyzje autora, ale nie mam nic wielkiego do zarzucenia. Oby osiągnął swój cel, tego mu życzę! Mam nadzieję, że nasza flaga (była akcja podpisywania się na fladze Polski, która trafi do Eiichiro Ody) dotarła do Ciebie i może dostaniemy jakiś ukryty żarcik w mandze?