Pośród wielu polskich, miejskich legend, popularna i zagadkowa jest historia o aucie, które w czasach PRL przemierzało polskie ulice w celu porywania dzieci. Mowa tu o tytułowej-czarnej wołdze.
Wspomniany samochód miał mieć białe opony, a w oknach białe firanki. Pojazdem mieli się poruszać ( zależnie od wersji ) księża lub zakonnice, żydzi, agenci SB, komuniści lub sataniści. Auto miało krążyć po drogach po zmroku, a jego kierowca porywać dzieci i spuszczać im krew, która miała posłużyć za lekarstwo bogatym Niemcom, chorującym na białaczkę.
Mimo że większość powyższych opowieści można włożyć między bajki, to zaginięcia dzieci w okresie Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej są faktem. Pierwszym niewyjaśnionym incydentem, było zaginięcie trójki dzieci z Kielc w 1956 roku. Podobno ostatni raz widziano je w pobliżu czarnego auta, brzmi znajomo prawda? Rok później doszło do porwania Bohdana Piaseckiego, syna Bolesława Piaseckiego, polityka, przywódcy przedwojennej Falangi i założyciela stowarzyszenia PAX. Porywacze mieli zaciągnąć chłopca do samochodu, prosto z ulicy. W 1965 roku dwie kobiety uprowadziły trzyletnią dziewczynkę, Lilianę Hancel. Niedługo później na milicję zgłosiła się pewna uczennica, która rzekomo widziała dziecko wsiadające wraz z dwiema kobietami do czarnej wołgi, na rogu Grochowskiej i alei Waszyngtona.
Wyżej wymienione historie łączy jeden motyw. Dotyczy zaginięć dzieci i obecności czarnego pojazdu. Jest to zwykły zbieg okoliczności czy jednak jest coś na rzeczy?