Wiele osób w wolnym czasie chodzi na spacery, jedne krótsze inne dłuższe. Dla przyjemności, zdrowia, oderwania się od życia codziennego aby pobyć sam na sam z przyrodą czy bliską osobą. Jednak mało kto stwierdzi "a przejdę sobie 100 km w 24 godziny", w sumie nie dziwię się bo to na prawdę trzeba mieć coś nie tak z głową, a że z moją nie jest dobrze to opiszę jak wyglądał ten mój spacer.
100 km i 24 godziny. Na pierwszy rzut oka to nie tak dużo wystarczy ciągle iść i robić około 4,2 km w ciągu godziny, gdzie średnie tempo przeciętnego człowieka to 5km/h więc mamy jeszcze te 800 metrów zapasu. Przeliczając to na minuty (zakładamy, że idziemy tempem 5km/h) żeby zmieścić się idealnie w czasie możemy sobie robić 9-10 minut przerwy co godzinę. I tutaj już widać mały problem bo często przyjdzie nam iść w różnych warunkach, wychodzić na różne wzgórza więc albo musimy iść szybciej albo robić mniejsze przerwy. Do tego dochodzi zmęczenie i potem widzimy, że 10 minut przerwy to jest bardzo mało.
Jak to wyglądało u mnie?
W ostatni weekend zmierzyłem się z takim dystansem wraz z dwoma dziewczynami Kasią i Aliną, do dzisiaj je podziwiam ile przyszły również za ich młody wiek 15 i 17 lat. Był to zorganizowany rajd, na starcie którego stanęło 25 osób, niektórzy z nich już po raz kolejny. Nie będę mówił co to za rajd żeby nie robić antyreklamy bo kilka rzeczy organizacyjnych mi się nie podobało i trzeba by je zmienić. Wyruszyliśmy o 18:00 także po całym dniu już na nogach. Potem zastanawiałem się czy nie lepiej godzinę startu byłoby przełożyć na przykład na 5 rano, ale to spróbuję kolejnym razem o innej porze.
Pierwsze kilometry to droga przez las, na szczęście normalną leśną ścieżką co później się okazało, że to najlepsza nawierzchnia dla ciała i ducha, a po kilku godzinach to było bardzo odczuwalne. Jednak niestety tak komfortowe warunki, na początku przez nas niedoceniane szybko się skończyły i zaczął się asfalt. Asfalt, chodnik, asfalt... Za dużo tego było. Przez 20-30 kilometrów można po nim chodzić, ale potem okazuje się, że to jest zbyt twarde podłoże dla stóp. Na tyle twarde, że przy 50 kilometrze stopy na tyle bolą, pojawiają się odciski, które przy każdym kroku dają o sobie znać. Tak odciski na stopie i palcach. Na tym 50 kilometrze spotkaliśmy jeden zespół, który na przystanku autobusowym już bandażował sobie stopy, a to jeszcze drugie tyle...
50 kilometrów pokonaliśmy bardzo szybko. Przez ten czas nie zrobiliśmy żadnej przerwy! Jedzenie wyciągaliśmy w marszu i tak samo potem jedliśmy co dało nam, że doszliśmy tam w 10 godzin. Jeszcze drugie tyle do pokonania i 14 godzin także myślałem, że nie będzie problemu chociaż wiedziałem, że nie jesteśmy w stanie utrzymać ciągle takiego tempa. Jednak asfalt się ciągnął i ciągnął, kilometr był coraz dłuższy i dłuższy, stopy coraz bardziej bolały, cała noc bez snu tylko "lewa, prawa, lewa, prawa", a tu jeszcze słońce zaczęło wychodzić. Na początku wschód słońca był fajny bo było coś widać, jednak potem żar lał się z nieba.
Po 12 godzinach stwierdziłem, że trzeba się trochę wspomóc bo brak snu już robił swoje i wziąłem tabletkę z kofeiną 200mg. Uważam, że bardzo dużo mi to dało i znacznie lepiej mi się po niej szło. Jednak w tym samym czasie jedna z moich towarzyszek zaczęła skarżyć się na ból brzucha przez co też znacząco zwolniliśmy.
Na około 60 kilometrze zostaliśmy wprowadzeni w błąd przez jednego z organizatorów i skręciliśmy nie w tą drogę co trzeba tracąc tym samym chyba ze dwie godziny. Zaoszczędzony czas na pierwszej połowie nagle wyparował... Od tego momentu nasz zespół skurczył się o jedną osobę.
Wchodzimy na właściwą trasę i próbujemy iść dalej chociaż patrząc na nasze stopy, słońce, asfalt i zegarek zaczyna pojawiać się myśl, że możemy się nie zmieścić w tych 24 godzinach. Jednak na mapie od 70 kilometra jest las - cień, miękkie ścieżki... Taaa tylko na mapie tak było. Las rzeczywiście był, ale ani cienia, ani miękkich leśnych ścieżek w nim nie było... Dalej szeroka droga w pełnym słońcu z jakimś asfaltem i wysypanym na nim kamieniami... Super, nasze stopy bardzo się z tego faktu ucieszyły.
Czas ucieka, my idziemy coraz wolniej, już fizycznie jesteśmy trupami, ale w głowie ciągle "damy radę, już śmierdzi metą bo przecież widać już koniec tej drogi". No właśnie ten koniec było widać od bardzo dawna i jak do niego dochodziliśmy to się okazywało, że jednak ta droga ciągnie się dalej i to znacznie dalej. W tym czasie przez to że narzekałem tak na upał przyszła burza. Od dłuższego czasu przestaliśmy jakoś normalnie myśleć i nasze rozmowy nie miały żadnego sensu, aż doszło do tego, że w trakcie jednego postoju moja najlepsza towarzyszka podróży się przytuliła to całkiem poważnym głosem i wtedy czymś całkowicie normalnym i oczywistym powiedziałem, że nie śmierdzi.
Ostatnie godziny to już była walka z okropnym bólem stóp, zmęczeniem organizmu, które się nie czuło, ale po prostu nie dało się utrzymać dobrego tempa i gdzie na początku te kilometry i czas uciekały szybko to potem tak to wolno szło.
Ostatecznie o po 23 i pół godzinie marszu byliśmy na 85 kilometrze rajdu, gdzie doliczając kilometry zrobione poza trasą rajdu wyszło nam spokojnie ponad 90. W tym punkcie stwierdziliśmy, że nie kontynuujemy dalszej drogi i czekamy na samochód od organizatorów żeby nas zabrał do domu.
Jestem świadomy, że wielu z Was może tego nie zrozumieć bo jaki to problem tylko iść, ale w takich warunkach to na prawdę był morderczy wysiłek. Będę długo podziwiał Kasię i Alinę, z którymi przyszło mi iść. Zrobiły dla mnie coś niesamowitego bo wiem, jak okropnie się wtedy czuły i mimo tak wielkiego bólu i zmęczenia potrafiły ciągle iść. Dla mnie jesteście najlepsze.
Taki spacer to walka z samym sobą, super sprawa, pewnie po tym spacerze motywacja długo nie odpuści ☺️
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit
Congratulations @kris94! You have received a personal award!
1 Year on Steemit
Click on the badge to view your Board of Honor.
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit