Uwaga! Publikacja pierwszego odcinka z cyklu *Służbista Sławomir* oraz konkurs na najlepszą ilustrację do powieści. Do wygrania 5 SBD!

in polish •  7 years ago  (edited)


źródło zdjęcia

Jakiś czas temu wpadłem na pomysł napisania książki. Udało mi się napisać pierwszą część i tak sobie pomyślałem, że opublikuje te moje wypociny nigdzie indziej jak właśnie na Steemicie. Będzie to swojego rodzaju test i jak ten post nie otrzyma up votów ponad 1$ to resztę historii zachowam tylko dla siebie. Proszę was bądźcie szczerzy w opiniach, wskażcie mi błędy, literówki, etc. Dajcie znać czy według was jest sens kontynuowania tej historii. Ja jestem podjarany i wydaje mi się, że to co napisałem chyba nie jest najgorsze, no ale to publiczność ocenia a nie autor. Zatem zapraszam was do mojej krótkiej lektury.

Ponadto chciałbym zaprosić również wszystkie osoby uzdolnione w rysowaniu/malowaniu do wzięcia udziału w konkursie na najlepszą okładkę mojej książki. Na okładce powinna znajdować się postać Podkomisarza Okonia, która to wydaje mi się została w pierwszym odcinku dość dobrze scharakteryzowana. Jeszcze raz zatem zapraszam do czytania a potem do rysowania! W konkursie do wygrania 5SBD i możliwość dalszej współpracy.

Służbista Sławomir Odcinek 1 ''Historia Sławomira'' by @marczanto

Podkomisarz Wrocławskiej Policji Sławomir Okoń wstał tego dnia jakby natchniony, jak gdyby nagle ktoś zdjął z jego barków cały ciężar przykrych doświadczeń, których to w jego czterdziesto-cztero letnim życiu było aż nadto. Podrapał się po swojej wielkiej łysej głowie, po czym wstał od swojego komputera, jeżeli w ogóle można tak jeszcze nazwać maszynę z procesorem stu megaherców i systemem operacyjnym Windows95, jednak na potrzeby i możliwości podkomisarza, było to i tak więcej, niż mógłby ogarnąć. Warto tutaj wspomnieć, iż Okoń był jednym z ostatnich funkcjonariuszy w Polsce, który jeździł służbowym Polonezem, natomiast internet w domu jeszcze do niedawna łączył się za pomocą hałaśliwego modemu telefonicznego. Sławomir Okoń był na tropie i czuł, że to dobry trop, jego wielki szczeciniasty wąs, jeżył się pod nosem tak jakby przechodziły przezeń wiązki mikro wyładowań elektrycznych. Chodził gorączkowo z jednego końca swojej małej kawalerki na Śródmieściu i po drodze na drugi jej koniec, Sławomir żywiołowo klaskał i podskakiwał przy tym jakby na chwilę przeniósł się do afrykańskiego zespołu gospel. Musiało to oznaczać nic innego jak tylko przełom w śledztwie, tak, to musiał być jakiś ważny przełom, rzadko bowiem zdarzało się, aby podkomisarz pod swoim wąsem na swojej kamiennej zwykle mordzie, przejawiał choćby cień drobnych przejawów uśmiechu.

Sławomir Okoń jest skurwysynem i to w dosłownym tego słowa znaczeniu, jako iż jego rodzicielka Aniela Okoń, z domu Ceglarek, swego czasu znana była na Ołtaszynie skąd pochodziła i w jego okolicach jako Andżela Kakao i nie było to bynajmniej skojarzenie z jej dość śniadą cerą ani z popularnym słodkim napojem mlecznym. Na przydomek ten pani Aniela ciężko zapracowała swoim kuperkiem w jednym z tych nielicznych zawodów, które to przetrwały praktycznie w niezmiennej postaci od czasów przed-antycznych aż do dzisiaj. Oficjalnie proceder zarobkowy zakończyła Aniela/Andżela po zajściu w ciążę z przystojnym milicjantem, którego poznała przypadkowo na zabawie w remizie w Dzierżoniowie a był nim Feliks Okoń. Pierwszą latoroślą w małżeństwie Państwa Okoń, szybko bowiem wzięli ślub, był mały Leszek. Po urodzeniu małej Halinki, rok później względna sielanka w domu Państwa Okoń zakończyła się, po to, aby nigdy już nie powrócić. Aniela co prawda po zapoznaniu zamożnego, ustawionego i przystojnego Feliksa, zerwała szybko i umiejętnie zatarła wszelkie powiązania łączące ją z jej niechlubną przeszłością i bardzo dobrze odgrywała swoje role damy, matki polki i żony milicjanta, jednak 37-letni wówczas Feliks, noszący w sobie piętno koszmarnego dzieciństwa zaczął powoli pękać i popadać w coraz to głębszy alkoholizm. Szybko pojawiły się awantury o to że w zupie było za mało pieprzu i tym podobne, aponadto pieprzenie w domu Okoniów za sprawą zmniejszonego popędu Feliksa, pod wpływem litrów wódy, tysięcy papierosów i stresów w pracy, gdzie jakiś czas temu zmuszony był pan Feliks na rozkaz strzelać do protestujących górników z ostrej amunicji. To wszystko sprawiało, że pani Anieli coraz bardziej czegoś brakowało.

Latem 1976 roku, po gwałtownej wichurze, zaczął przeciekać dość mocno dach w domu Państwa Okoń. Jako że Pan Feliks był skąpy i nie kwapił się do zbytnich wydatków na remont, wpadł na genialny pomysł jak może wykorzystać zatrzymanych niedawno przez jego kolegów z drogówki dwóch obywateli Armenii, którzy to podróżowali przez nasz kraj z podejrzanie wyglądającym ładunkiem, którym to miała być niby zielona herbata z Indii. Papiery niby zgadzały się z wzorami tychże otrzymanymi z Moskwy, transport jednak zatrzymano do odwołania, natomiast dwóch Ormian osadzono w areszcie pod wymyślonym zarzutem szpiegostwa i działania na szkodę Polski. Feliks starał się obiecać im wolność w zamian za naprawę dachu, porozumiewając się przy tym pismem obrazkowym i okrzykami w języku polskim łamanym przez ruski i niemiecki. Tamci zrozumieli jednak, że będą torturowani i jak nie powiedzą prawdy to zostaną zepchnięci z dachu komisariatu. Po burzliwej naradzie w ojczystym języku jeden z nich narysował na kartce dziwny siedmioramienny liść przypominający nieco szczyt palmy i podpisał pod nim Gandża. Zbity z tropu Feliks rzekł stanowczo:

-- Dach kurwa macie naprawić a nie garaż. Dach in majne hałse. Nie kurwa palmy tu jakieś rysujesz tylko papa, łata, dachówki i zapierdalać do roboty. Trzy dni i ma być skończone.

Ormianie na dźwięk słowa papa zbledli i przerazili się do reszty, takim mianem bowiem tytułował się ich szef, organizujący przemyt narkotyków na wielką skalę z Indii i Afganistanu do Europy. Byli już zatem gotowi na najgorsze i po przesłuchaniu nie zmrużyli oka tej nocy w areszcie. Nazajutrz rano Feliks zabrał ich swoją służbową Wołgą do wioski Kotowice pod Wrocławiem, gdzie znajdował się pokaźny rodzinny dom Okoniów. Zorganizował im naprędce narzędzia, materiały i pokazał dziurawy dach. Aresztanci odetchnęli z ulgą i ochoczo zabrali się do roboty. Jeden z nich był niski, z wąsikiem przypominającym nieco Zorro, natomiast drugi był olbrzymem z wielkim, niekształtnym łbem, wyglądającym trochę jak skrzyżowanie wielkiej stopy z neandertalczykiem. Robota tak jak zaplanowano została wykonana w trzy dni. Rano Feliks przywoził ich z aresztu, a pod wieczór przyjeżdżał by zabrać ich spowrotem. W drugi dzień poczęstował ich nawet bimberkiem ze swojej prywatnej rezerwy trunków zarekwirowanych. Dzień ten był również wyjątkowy z innego powodu. Był to piątek trzynastego i gdzieś około godziny trzynastej pani Aniela wyszła przed dom aby zobaczyć jak postępują prace na dachu i ujrzała wysokiego Ormianina na drabinie starannie przybijającego łaty do dachu. Aniela ubrana dość skąpo, bo jedynie w długą, białą koszulę nocną, podeszła bliżej. Kątem oka dostrzegł ją stojący na drabinie wielkolud a z racji, iż był on wyposzczony przez długie lata celibatu spowodowanego głównie jego wielkim zakazanym ryjem, jego niemałe już w stanie spoczynku przyrodzenie zareagowało bardzo gwałtownie unosząc nogawkę od pasa aż do okolic prawego kolana. Na ten widok Aniela była już mokra i rozpalona jednocześnie. Drugi z robotników był akurat w wychodku po przeciwnej stronie domu, Aniela zatem niewiele myśląc zakradła się szybko pod drabinę, zrzuciła górę od koszuli i cicho gwizdnęła, olbrzym odwrócił głowę i na widok jędrnych piersi Anieli, poszybował po szczeblach na złamanie karku prosto na ziemię. Tam Aniela chwyciła jego wielką jak bochen chleba dłoń i szybko zaprowadziła do piwnicy. Cała akcja trwała jakieś dziesięć minut, podczas których Ormianin, który przedstawił się jako Arman zdążył w trzech ekspresowych stosunkach wtłoczyć w syczącą z rozkoszy panią Anielę jakieś pół litra spienionej ormiańskiej spermy. Tak właśnie powstał Sławomir. Feliks nigdy nie dowiedział się o żadnym z grzesznych występków swojej żony a jako, że co miesiąc brał ją niczym kulawy ogier swoją klacz rozpłodową, nie podejrzewał nawet, że kolejna dwójka dzieci: Tomaszek (listonosz junior), oraz Adela (córka fryzjera) również nie są jego i wychował wszystkie jak własne. Wychował to w tym przypadku jednak trochę nad wyraz powiedziane. Bardziej by pasowało traktował jak swoją własność.

W dzieciństwie mały Sławomirek z wielką główką doświadczył terroru, zamordyzmu i tępego sadyzmu ze strony ojca, który za każde najmniejsze, choćby istniejące tylko w jego zapijaczonym mózgu przewinienie, tłukł bez opamiętania swoje dzieci gumową pałką policyjną gdzie popadnie. Anieli też się dostawało gdy była nieposłuszna i próbowała wstawić się za dziećmi a z czasem coraz trudniej przychodziło jej ugłaskiwanie Feliksa i jej dostatnie i pozbawione większych problemów życie zamieniło się w piekło. Trwało to wszystko do marca 1984 roku, kiedy to pan Feliks zginął bohatersko na służbie w wieku lat 45 gdy przy próbie zarekwirowania cysterny z ruskim spirytusem, kierowca, prawdopodobnie Białorusin, niespodziewanie wyciągnął spod siedzenia kałasznikowa i otworzył ogień. Zabił na miejscu dwóch pechowych milicjantów i pomimo obławy jaką zastawiono na niego na terenie niemalże całego Dolnego Śląska udało mu się jakimś cudem rozpłynąć w powietrzu razem z cysterną i swoim AK-47. Wdowa po Feliksie, pani Aniela nie cieszyła się jednak długo rentą przyznaną po mężu, jako że niecały rok później zmarła na powikłania po nieleczonej grypie i rzeżączce. Przed bidulem ochronił osieroconą piątkę dzieci brat Feliksa. Ochronił, to kolejne złe określenie, gdyż oprócz tego, iż podobnie jak świętej pamięci Feliks, sadyzm i terror brat jego miał we krwi, to jeszcze cechował go zwyrodniały pociąg seksualny do małych dziewczynek. Alfred Okoń, bo tak ów stary, ale wciąż jeszcze ruchliwy pedofil się nazywał, był wdowcem i miał dwóch, prawie już dorosłych synów Darka 16 i Tomka 17 lat. Sławek doświadczył od nich nienawiści w czystej i bardzo bolesnej postaci. Był przez nich prześladowany, torturowany i tresowany niczym pies. Chłopcy, a raczej ci młodociani zwyrodnialcy, nie mieli nic do reszty rodzeństwa a nawet na swój sposób jakoś ich lubili. Jednak gnębienie młodego Sławka przysparzało im jakąś dziką, zwierzęcą radość i prześcigali się nawzajem w wymyślaniu coraz to nowych sposobów, aby sprawić mu ból, lub jakoś go upokorzyć. A to kazali mu klękać na pobitym szkle, to znów uczyli go jazdy na rowerze z górki przywiązując mu sznurowadła do pedałów, innym razem w zimie kazali mu moczyć stopy w przeręblu a następnie przypalali je palącą się gałęzią. W szkole wcale nie było lepiej, Sławomir ze względu na swój odstający od reszty wygląd szybko otrzymał wdzięczną ksywkę Koński Łeb. Niektórzy dodawali jeszcze pòłkrwi cygańskiej lub arabskiej, w zależności jaki mieli humor. Starsze dzieci również dokuczały mu na wszelakie możliwości. Wtedy Sławomir nie umiał się jeszcze bronić i praktycznie pozostawał bierny na wszelkie zaczepki i zniewagi skierowane w jego stronę. Sytuacja zaczęła się zmieniać, kiedy to Darek i Tomek poszli do wojska. Sławomir stał się wtedy największy i najsilniejszy w domu i szybko z ofiary przekształcił się w kata znęcając się niemiłosiernie nad swoim mniejszym, zastraszonym rodzeństwie, które to wcześniej sympatyzowało z jego oprawcami.

Kiedy w Polsce zachodziły zmiany ustrojowe, Sławomir miał już 15 lat i bujny zarost niczym 20latek, wtedy jako wysoki, i umięśniony młodzieniec stwierdził Sławek że zostanie żołnierzem i będzie bronił nowej wolnej Polski. Jako poborowy raz jeszcze był gnębiony bardziej niż inni, a to z uwagi na jego cygańską karnację i bujne owłosienie na całym ciele, no i rzecz jasna na wielką, przypominającą dojrzałą, zdeformowaną dynię głowę. Miał to być jednak ostatni okres w życiu Sławomira, gdzie ktoś nim pomiatał. W stopniu sierżanta zakończył on służbę wojskową mając już na swoim koncie znęcanie się nad kotami przy użyciu rozpalonych do czerwnoności igieł wbijanych pod paznokcie u nóg i tym podobne okrucieństwa. Skumał się wtedy Sławek z Adamem Kowalem, który to był synem wysoko postawionego agenta bezpieki Władysława Kowala. Adam był kanalią w każdym calu. Sławkowi po opowieściach o ojcu swojego kompana znudziło się wojsko i zapragnął władzy nad obywatelami w cywilu, zapragnął bycia Policjantem. W czasie służby w jednostce oglądał na świetlicy w kółko do znudzenia jeden i ten sam film, Brudny Harry z Clintem Eastwoodem. Postanowił wtedy być jak on. Postanowił zostać szeryfem Wrocławia. W istocie Sławomira znajdowało się 99.9% czystego skurwysyństwa, pozostały odsetek był niczym ostatni bastion bakterii na muszli klozetowej potraktowanym Domestosem, praktycznie niewidoczny. Jednak w wyjątkowo ekstremalnych sytuacjach, nawet i ten mały promil dawał o sobie znać ujawniając w Sławomirze jakieś malutkie, bladziutkie światełko człowieczeństwa. Działo się to jednak tylko wtedy kiedy dał się w jakiś sposób zaskoczyć. Nigdy jednak nie trwało to dłużej niż minutę. Obecnie Sławomir jest podkomisarzem na komisariacie Wrocław Rakowiec przy ulicy Traugutta w wydziale do walki z narkotykami. Wspomniany nieco wcześniej przełom w prowadzonym przez Okonia śledztwie dotyczył skojarzenia nazwiska pewnego osobnika z pseudonimem i profilem fejsbukowym. Otóż zatrzymany niedawno Mateusz Susek, przy którym po dokładnym przeszukaniu odnaleziono pół grama popularnej trawki zawiniętej w sreberko pod bokserkami w okolicach odbytu usłyszał od Okonia:

-- No to teraz kurwa Siusiek mi wszystko opowiesz, który to świstak zawija je w te sreberka. Ale jak mnie okłamiesz albo będziesz coś kurwa kręcił mały pisiorku, to wtedy podłączymy cię gnoju do gniazdka z prądem i zalejemy wrzątkiem jak jebany gorący kubek.

To wystarczyło żeby przerażony 17letni Mateuszek wyznał że zioło kupił od gościa o ksywie Badyl z dzielnicy Gaj, działającego w gangu młodocianych ogrodników. Gang ów o niefortunnym policyjnym kryptonimie GMO zalazł już Okoniowi i jego ludziom znacząco za skórę. Podkomisarz skojarzył ksywę Badyl z fejsbukowym profilem Kadyl Badyl, na którym znaleźć było można same pozytywne informacje dotyczące konopi, oraz z jednym z nazwisk, które pojawiło się w trakcie śledztwa prowadzonego w sprawie samobójstwa nastolatka, które to jednak szybko umorzono z powodu braku dowodów na udział osób trzecich. Nazwisko to brzmiało Badylewski i sam Sławomir przesłuchując wtedy nieletniego Kamila Badylewskiego miał nieodparte wrażenie, że gnój coś ukrywa. Teraz miał niemalże pewność, że Badyl z Gaju, Kadyl Badyl z fejsbuka oraz Kamil Badylewski to jedna i ta sama osoba, która będzie kluczem do rozpracowania całej szajki. Podkomisarz w nadzwyczajnym tempie zdobył od Prokuratora Jastrzębia nakaz przeszukania w domu Badylewskiego i zacierał już ręcę pewny zwycięstwa w tej bitwie z gangiem, który do tej pory był zupełnie nieuchwytny i wydawał się zawsze być o krok przed policją...cdn

All Rights Reserved by @marczanto

Dzięki, że doszedłeś aż do końca pierwszego odcinka. Jak się spodobało proszę o up-vote i resteem.

Pokój z wami!

Authors get paid when people like you upvote their post.
If you enjoyed what you read here, create your account today and start earning FREE STEEM!
Sort Order:  

Bardzo przyjemnie się czytało :)

  • "Byli już zatem gotowi na najgorsze i po przesłuchaniu nie zmrużyli oka tej ncy w areszcie. " Drobna literówka w słowie nocy
  • "Dolnego Śląska udało mu się jakimś cudem rozpłynąć się w powietrzu" tutaj drugie "się" bym opuścił. :)
    Wstawił Ci się niepotrzebnie cytat, trochę to męczy przy czytaniu.
    Poza tym na prawdę bardzo przyjemnie napisane! Jestem pod wrażeniem i czekam na dalszą część :)

Dzięki za feedback Reinmarze. Naprawdę się bardzo cieszę, że pierwszy komentarz jest pozytywny. Oby było ich jak najwięcej, to może ciąg dalszy historii ujrzy światło dzienne ;)

Oby oby czekam z niecierpliwością :) rozumiem, że już czeka napisany?:D

Skłamać bym musiał gdybym napisał, że tak. Obecnie czekam na dalszą wenę. Zarys całej historii mam już w głowie, trzeba to tylko ładnie poskładać i będę się starał co tydzień dorzucać odcinek. Znajomi mówią, że dobre, marzy mi się poznanie szerszej opinii Steemian, niby założyłem sobie próg 1$ jako wskaźnik zainteresowania, jednak bardziej chodziło mi o ilość głosów a nie ich wagę, bo równie dobrze mógłbym dostać tylko jeden upvote od jakiegoś rekina a tak to szczęśliwa siódemka cieszy chyba jeszcze bardziej. A czy Reinmar to ten z Bielawy inaczej Reynevan? :)

Tak, ten sam :) Jestem wielkim fanem Trylogii Husyckiej. A że książkowy Reinmar bardzo dużo zawdzięcza swoim przyjaciołom, uznałem że idealnie nawiąże to do mojego życia, gdzie bardzo często przyjaciele ratowali mi tyłek :)

Trylogia Husycka wymiata. Polecam również mistrzowskie wydanie w formie audiobooka od Superprodukcji. Słucha się naprawdę fantastycznie.

Naturalnie, że znam! :) narrenturm już chyba cztery razy słuchałem :)