Rok 2012. Zwykły, czerwcowy dzień. Ten pamiętny 1 czerwiec, niczym nie różnił się od pozostałych wiosennych dni. Po fali wiosennych upałów, wreszcie spadł deszcz. Powietrze było lekkie i rześkie, dzięki czemu dodawało ochoty do życia. Dzień, długo wyczekiwany przez dzieci, bo to w końcu 1 czerwca - Dzień Dziecka.
W ten piątkowy poranek miałam zajęcia jak prawie każdy student. Na szczęście tylko jeden slot i weekend. Wolne. Choć w powietrzu unosiła się już pierwsza, sesja letnia, zwana mianem 'tej gorszej, trudniejszej'. Mimo wszystko, czułam wewnętrzny niepokój, zarówno drodze jak i podczas zajęć. Jeżeli coś jest nie tak, to się to czuje. Instynkt? Swego rodzaju więź z bliskimi, rodziną? Nie wiem. Tak po prostu było.
Kiedy wreszcie skończyły się zajęcia, mogłam wreszcie wrócić do akademika i odpocząć, ponieważ to był weekend, w którym nie wracałam do swojej rodzinnej miejscowości. Po wyjściu z zajęć, zauważyłam dwa nieodebrane połączenia, od Mamy. Oddzwoniłam. Już wiedziałam, skąd wziął się ten poranny, wewnętrzny niepokój. Był wypadek. W drodze do pracy, moja siostra wpadła w poślizg, wpadając wprost na wyłaniającą się zza zakrętu pełną ciężarówkę. Jako, że mieszkamy w dość górzystym terenie, wypadek był na tzw. serpentynach. Jej samochód (seicento) zachował się niczym harmonijka. Szyby z przodu jak i z boku puściły, tak, że szkło było w środku. Jak i na jej czole. Maski samochodu nie było, skompresowała się do mikroskopijnego rozmiaru. Do dziś się zastanawiam, co by było, gdyby sama nie wyszła z samochodu? Pod wpływem ogromnego dopływu adrenaliny, jej organizm pozwolił jej wyjść o własnych siłach , mimo złamanych obu nóg i rąk.
.
.
.
Oprócz złamanych kończyn, był również wstrząs mózgu, połamane żebra i szkło .. dosłownie wszędzie. W ten dzień, rodzice postarzeli się o 10, a może i więcej lat... Przez dwa tygodnie był tylko OIOM. Powoli wszystko się uspokajało, z dnia na dzień było lepiej...Po 10 dniach, nastąpił zwrot akcji - dostaliśmy informację, że nastąpiło zapadnięcie płuca, które może prowadzić do niewydolności oddechowej, wstrzymanie akcji sercja lub wstrząs. Odma płucna spowodowała transport do innego szpitala śmigłowcem. Po tygodniu, kryzys związany z płucami został zażegnany, więc ponownie OIOM w macierzystym szpitalu. Mijały kolejne dni...
Życie na OIOMie trwało miesiąc.. następne miesiące, to oddział chirurgi urazowo - ortpedycznej. Po 2.5 miesiącach dom i wielkie oczekiwanie na zdjęcie gipsu z rąk i drutów z nóg. .. Rehabilitacja...
.
.
.
Nawiązując do wpisu @grecki-bazar-ewy czy @anka faktycznie coś w tym wszystkim musi być. Bo jak wytłumaczyć, że po 2 miesiącach od wypadku, umiera nam zdrowy dziadek?
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit