W dużym skrócie - Bez szału.
Film powstawał 25 lat i miał tyle problemów z powstaniem, że jego historia jest pewnie ciekawsza od filmu. Nawet po powstaniu filmu pojawił się problemy z prawami do filmu i przez chwilę zdawało się, że w pełni nakręcony i zmontowany film zostanie uwięziony w jakiejś piwnicy. Ale w końcu jest, walka o powstanie zakończyła się sukcesem. Niestety, sam film wielkim sukcesem nie jest.
Znaczy się, film nie jest zły. Ale do dobrego też mu trochę brakuje. Ma trochę przestarzałych żartów - jak moment, gdy Adam Driver śni, że całuje ładną panią, ale to sen i całuje zwierzę. To poziom Adama Sandlera jest przecież, nie wiem jak to przeszło do faktycznego filmu i nikt nie zauważył, jak wtórny jest to motyw. A to tylko jeden przykład, żarty o podobnym poziomie wykręcają regularnie i psują film. Kilka udanych żartów też można znaleźć, zwłaszcza wokół szaleństwa Kichota, ale stoją obok naprawdę słabych, przez co ogólne wrażenie da się streścić jako "eeh".
Adam Driver, w filmie jest reżyserem, który odkrywa, że szewc, którego dawno temu namówił do grania Don Kichota teraz zaczął wierzyć, że naprawdę nim jest. Ich relacja to główna oś fabularna filmu i jest, jak wszystko tutaj, mocno średnia. Wpadają sobie w kolejne dziwne wydarzenia i o ile pojedyncze dziwy są spoko, to jest ich za dużo i z czasem do niczego nie prowadzą. Im dalej w film, tym bardziej to widoczne, bo nie bardzo wiadomo, kiedy w zasadzie chce się skończyć. Momentów, które zdają się być finałem jest kilka, a akcja po nich nie chce się zatrzymać. W jednej scenie Driver wykrzykuje "Jak można pisać takie zakończenia!". Robi to w połowie filmu.
Aktorsko każdy, z samym Kichotem na czele, wywiązał się ze swojego zadania naprawdę dobrze. Jonathan gra starego szaleńca z wielką energią, z jednoczesną pustka w oczach idealnie pasującą do schizofrenika. Tworzy wokół siebie barierę z własnego świata i można poczuć, że naprawdę w nią wierzy. Adam Driver wyciąga z siebie komediowy talent, reagując na szaleństwa Kichota, ale nie jest dla niego tłem, bo jako postać ma największą drogę do przebycia. Aktorstwo to jedno miejsce w którym nie ma powodów do narzekania.
Człowiek, który zabił Don Kichota jest mieszanką pomysłów z ostatnich 25 lat. Wyczuwalne są zmiany w scenariuszu, z jednym strony negatywna postać to rosyjski oligarcha wyciągnięty z lat '90, z drugiej trafiamy na naciągane żarty o Trumpie. Wątek filmu w filmie, który tak jak film Gilliama ma wielkie problemy z powstaniem brzmi jakby był dorzucony do już istniejącego scenariusza. Film nie utrzymuje własnego ciężaru legendy i bez niej staje się zwykłym średniakiem.
Jak ktoś ma ochotę, może sprawdzić moje IMDB (są tam znajomi?) - Oceny luźne mocno, nie bijcie mnie
A tu mój mały kanał na Youtube
Świetny artykuł. Dowiedziałam się pare ciekawych rzeczy o tym filmie. Zapraszam do mnie!
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit
Świetny artykuł! Myślę, że obejrzę ten film.
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit
Bardzo dobrze mi się czytało ten wpis. Szczególnie mnie zaciekawił, bo sporo słyszałem o problemach z powstawaniem tego filmu. Chciałbym go obejrzeć, ale zasmuciłem się, że to tylko średniak... A liczyłem na coś więcej. Zawsze jest szansa, że mnie bardziej zachwyci niż Ciebie, ale wydaje mi się, że proste i stare żarciki mnie też będą wybijały z klimatu...
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit