(...)
Kuźma wrócił niosąc saperkę i plastikowe worki. Sapał z wysiłku, miał pod górę.
-Weź coś na pamiątkę, synu - wydyszał.
Spojrzałem na niego pytająco. Westchnął ciężko.
No nie wiem, palec albo skalp – wyjaśnił. – Może coś z ubrania. Co chcesz.
-Po co? – nadal nie rozumiałem. Wzruszył ramionami.
-Trofeum. Zawsze coś biorą.
Kiwnąłem głową i po chwili namysłu ściągnąłem trupowi pierścionek z serdecznego palca. Cienka srebrna żmijka, idealna by zawiesić ją na łańcuszku i nosić na piersi, obok medalika. Staruch jak zwykle miał rację.
Kuźma przykucnął przy ciele dziewczyny i przechyliwszy siwą głowę przyjrzał się jej twarzy.
-Wygląda jakby spała, prawda? - zazgrzytał, wykrzywiając usta w parodię uśmiechu.
Do tej pory starałem się unikać patrzenia na twarz czarnowłosej. Teraz się odważyłem.
Nie, wcale nie wyglądała jakby spała. Wyglądała jakby przed chwilą ktoś ją brutalnie zamordował.
Powoli, bardzo powoli docierało do mnie, że to ja byłem tym kimś.
(...)
/Ewa Bialska "Prawdziwa miłość"