Dyskutujemy, ale czy umiemy

in polish •  7 years ago 

Diversity-Thinking-700x467.jpg

Tak mnie tchnęło przy okazji czytania komentarzy i opinii. Nie tylko na temat tego co ja pisze, ale także podczas lektury innych tekstów. Czy potrafimy się wzajemnie szanować w dyskusji? Czy wiemy na czym polega budowanie relacji w debacie? I czy wiemy jak poruszać się w środowisku, gdzie funkcjonują różni ludzie, różne poglądy i różne style?

Odnoszę wrażenie, że nie zawsze i nie do końca.

Szacunek

Na szacunek trzeba zasłużyć - to fakt. Nikomu nie należy się szacunek tylko dlatego, że żyje. Jednak podstawowe reguły współżycia, współistnienia, instalują w nas poczucie, że jakiś taki minimalny, nominalny poziom poszanowania mamy do wszystkich. Albo go tylko udajemy. Bo jeśli ktoś zaczyna zdaniem - "z całym szacunkiem", to już wiem, że ma mnie w dupie, tylko się maskuje.

Wiecie po czym poznać prawdziwy szacunek do rozmówcy? Że nie atakujemy go za to co powiedział. Możemy atakować to co powiedział, krytykować jeśli palnął głupotę lub wyśmiać jak wypluł z siebie totalną bzdurę. Jeśli jednak śmiejemy się lub atakujemy jego samego, nie jego wypowiedź, to go nie szanujemy. Każdemu się zdarza powiedzieć, zrobić coś głupiego. Nie oznacza to, że jest głupi. Jeśli nie potrafimy tego rozróżnić, to tak na prawdę nie szanujemy osoby, tylko to co mówi albo to co robi. A to zupełnie cos innego. Bo mogę szanować co mi powiesz ale nie szanować Ciebie (i odwrotnie). A tutaj chodzi o te nominalne poszanowanie - akceptacja odmienności zdania, stylu czy poglądów, niezależnie od wygłaszanych treści. To podstawa.

Akceptacja

Każdy ma prawo do własnej opinii, własnego zdania, oceny. Ale to nie wszystko. Możemy się nie zgadzać z tym co ktoś powie, jak powie czy co wyrazi. Ale jeśli chcemy dyskutować z daną osobą, musimy wziąć na klatę, że ten ktoś może mieć inny styl wypowiedzi, może nie mieć takich samych hamulców jak my, może używać słów, których my byśmy nie użyli (oczywiście mówimy o sytuacji gdy jest o czym gadać, bo jak ktoś porozumiewa się tylko wulgaryzmami, to chyba treści w tym nie ma - czyli nie ma o czym gadać). Jeśli nie potrafimy tego zaakceptować, to nie wchodzimy w dyskusję.

Oczywiście - debaty formalne, z ustalonymi regułami, to inna historia. Ale mówimy o zwykłej wymianie opinii w takim miejscu jak SteemIt.

Pierwszym krokiem do otwarcia rozmowy jest zaakceptowanie, szczere, że ktoś może myśleć inaczej niż my. I jeśli to zrobimy, w zakresie wyrażanej myśli i stylu - nie będziemy wchodzili w rozmowie w niepotrzebne dywagacje, czy ktoś napisał "dupa" czy powinien użyć innego słowa. To element poszanowania stylu. Bez tego, zaczniemy orbitować w bezsensownych dyskusjach wokół tego, czy dane słowo jest adekwatne, poprawne politycznie lub czy ktoś może czuć się urażony takim sformułowaniem. Odpowiadamy za to co mówimy, nie za to, jak zostaniemy odebrani.

Różnorodność

W różnorodności jest siła. Jeśli wszyscy myślelibyśmy tak samo, wypowiadali te same opinie i porozumiewali się w tym samym stylu (w ramach jednego języka) to nie wróżyłbym znaczącego postępu w żadnej dziedzinie. Takie baloniki, kółka wzajemnej adoracji i akceptacji mają z reguły szybki i drastyczny koniec. Bo zamknięta grupa, może jedynie się rozpaść lub zradykalizować. Nie ma rozwoju w izolacji, nie ma postępu bez nowych myśli, nowego podejścia. I jeśli zaczniemy izolować, odrzucać ludzi, tylko dlatego, że nie podoba (osobista preferencja) nam się ich styl, to stawiamy pierwszy krok w kierunku takiej właśnie izolacji. Zwłaszcza jeśli w pozycji arbitrów postawią się ludzie, którzy uważają, że mają do tego prawo i że mogą to zrobić. Samozwańczy dozorcy. Oni najchętniej pozamykali by wszystko na klucz i tulili się do swoich językowych i poglądowych maskotek. Aż do wytarcia pluszu. Oni są, w moim odczuciu najbardziej niebezpieczni, bo nie ma nic gorszego i bardziej drapieżnego niż podważony, samozwańczy autorytet.


Więc przede wszystkim - nauczmy się akceptować że inni są, po prostu inni. Nie zmuszajmy ich do bycia jak my. To bez sensu i to zabija postęp, hamuje rozwój. Jeśli jedynym powodem, dla którego nie chcemy z kimś dyskutować jest użycie przez niego w poście czy filmie wulgaryzmu, to należy się najpierw zastanowić - czy to my mamy problem z akceptacją odmiennego stylu, czy też ta osoba ma problem z wyrażaniem myśli czy emocji. Ale zawsze w tej kolejności. Bo jeśli zaczynacie od innych, to zawsze oni będą winni. A czasem wystarczy powiedzieć - "ok, taki ma styl, a jak to pominę, to czy to, co mówi ma sens?".

Ja czasem rzucę mięsem, wtrącę miedzy argumenty niepoprawną opinie. Nie traktuję widzów i czytelników jak błądzących we mgle idiotów. Traktuję innych jako równych sobie. Nie muszę ich ochraniać przed złymi słowami czy kontrowersyjnymi poglądami. Nie traktujmy się jak dzieci, jesteśmy dorośli. Szanujmy swoje odmienności, bo to one, przy zderzeniach budują nową jakość, nowe pomysły, nowe idee. I nie cenzurujmy się nawzajem bez sensu. Chyba nie chodzi o to, żeby czytać pozbawione emocji i osobowości notki, jakich pełno na wszystkich stronach sieci. Jakbym tego chciał, to zaczytywałbym sie w dziennikach, notkach agencji prasowych i komunikatach politycznych...

Authors get paid when people like you upvote their post.
If you enjoyed what you read here, create your account today and start earning FREE STEEM!
Sort Order:  

Ciekawy wpis i generalnie jestem na tak, jednocześnie...
Każdy człowiek ma u mnie na wstępie szacunek na kredyt, jednak moja akceptacja i szacunek kończą się tam, gdzie ktoś w rażący sposób narusza moje granice - obraża mnie lub innych ludzi, pluje jadem, a przede wszystkim - mówi nie swoim głosem. Nie mam telewizora, nie słucham radia i nie wchodzę na informacje w necie a i tak słyszę to, co tam nadają, słowo w słowo, od ludzi, których spotykam w ciągu dnia.
Akceptuję różnorodność - ludzie są jacy są i mają własne poglądy.
Jednocześnie daję sobie prawo do ocen typu: "ale dupek", "co za palant", "burak"... wiem, że i o mnie ktoś tak może pomyśleć - jego prawo, lata mi to. Jedna zasada - takie oceny zostawiam na własny użytek, bardzo rzadko zdarza mi się rzucić podobny epitet w eter.
Lubię dyskusje i nie odrzucam ludzi za odmienne zdanie, ale gdy widzę, że druga strona przyznała już sobie monopol na rację i mówi głównie dlatego, że kocha dźwięk swego głosu... to taki ktoś w moich oczach jest skończony. Tak samo osoba, która bezkrytycznie relacjonuje to, co usłyszała w tv, wierząc, że to jej własne poglądy.
Na szczęście mam broń, to WYBÓR. Mogę wybrać, w czyim towarzystwie chcę przebywać, kogo słuchać, z kim gadać. Na pierwszym miejscu stawiam zawsze swój komfort... chyba, że zdecyduję inaczej, bo jest małe grono bliskich mi ludzi, dla których chętnie z tego komfortu rezygnuję.

PS: jestem jak najbardziej za okazjonalnym rzucaniem mięsem :)

Zawsze, gdy ktoś przekracza nasze granice, to problemem nie jest to, że on je przekroczył. Bo pisząc nie jestem w stanie wziąć pod uwagę Twojej granicy. Wprost - nie mogę wziąć tego pod uwagę, bo nie na tym polega pisanie. No chyba, że pisze coś bezpośrednio do Ciebie i cię znam. A jak piszę w eter - muszę zachować kompromis pomiędzy moja osobowością i tym co ma wartość w tekście a tym co mogę przewidzieć z reakcji czytelników...czyli przewiduję promil możliwych reakcji, nie więcej. Powtarzam to jak mantrę - odpowiadam za to co pisze, nie za to jak ktoś na to reaguje.

Zawsze, gdy ktoś przekracza nasze granice, to problemem nie jest to, że on je przekroczył.

Nie zgadzam się. Gdybyś zamiast słowa "zawsze" użył "często" - to tak.

W obecnej postaci w 100% przerzucasz odpowiedzialność za atmosferę w "dyskusji" na słuchacza, niezależnie od tego, co zostało powiedziane. Nadawca może wylać wiadro pomyj na odbiorcę, ale sam pozostaje czysty! W ten sposób można pięknie zakamuflować przemoc emocjonalną wobec drugiego człowieka, co więcej, w świetle tej "wzniosłej" idei dokonać jego wtórnej wiktymizacji (w skrócie: nawrzucałem ci, cierpisz, ale to twoja wina!)

Ja biorę pełną odpowiedzialność za swoje emocje, ale to nie zwalnia rozmówcy z odpowiedzialności za swoje słowa i czyny.

OK, ale tak jak napisałem - jeśli przekroczyłem Twoje granice, a ich wcześniej nie znam, to w jakim stopniu za to odpowiadam? To trochę absurdalne... Wtedy możemy w ogóle nie poruszać kwestii kontrowersyjnych, nie dyskutować na tematy potencjalnie drażliwe "bo czyjaś granica zostanie przekroczona". Mam problem z tym, że obarcza się autora za reakcje czytelnika. Nie mówię o przypadkach gdy komuś nawrzucam, ale jak rozmawiamy o poglądach, ideach, to raczej nie robimy wycieczek osobistych, tylko krytykujemy właśnie to - idee, pomysły. Jak ktoś się utożsamia ze swoimi poglądami lub pomysłami, to ma poważny problem ze sobą. Jeśli będziemy dyskutować nie o innych osobach, tylko o ich pomysłach, ideologiach, poglądach - to nie mamy sytuacji że ktoś osobiście poczuje się urażony. Chyba, że jest fanatykiem sowich poglądów, one są nim, a nie on je ma...

Rozumiem o czym piszesz (tak mi się przynajmniej wydaje), zauważ, że nie neguję idei odpowiedzialności za własne emocje i reakcje z nimi związane. Jedyne co mnie uderzyło w Twojej poprzedniej wypowiedzi, to słowo "zawsze", bo to obejmuje wszystko, także obelgi, wycieczki osobiste oraz inne niefajne rzeczy.
Nie jestem za tym, by samemu sobie nakładać kaganiec z obawy, że się kogoś urazi. Jednocześnie zawsze biorę odpowiedzialność za to, co mówię. Nie za czyjeś reakcje, ale za moje słowa - biorę pod uwagę, jaki skutek mogą wywołać i liczę się z tym. Ludzie odbierają świat przez swoje filtry (ja też mam swoje przecież) i trudno, tak jest i będzie.
Napisałeś teraz "Jak ktoś się utożsamia ze swoimi poglądami lub pomysłami, to ma poważny problem ze sobą". Ja się utożsamiam z moimi poglądami na ten moment, choć nie jestem ich fanatycznym wyznawcą. Zmieniały się w ciągu mojego życia wiele razy i wiem, że to, co teraz uznaję za swoje, za pięć lat może stać się mi obce. Dlatego nie wpadam w złość, gdy ktoś je krytykuje w konstruktywny sposób. Wiem kim jestem, jaka jestem, czyjaś opinia w żaden sposób nie określa mojej wartości.
Domyślam się, że przeszedłeś niejedną batalię, skoro ten temat jest tak ważny dla Ciebie.

Nie jedną i nie dwie :)

I zawsze, podkreślam, zawsze, ludzie starają się mnie obarczyć odpowiedzialnością za to, że w jakiś sposób zareagowali na moje słowa.

Podam przykład:
Krytykuję to co robi w kwestii pedofilii kościół katolicki. Nazywam to działaniem przestępczym, pomaganie zboczeńcom i aktywne ukrywanie ich przed wymiarem sprawiedliwości. I zostaję zaatakowany, że nazywam księży zboczeńcami, a przecież są dobrzy księża i w ogóle to obrażam kościół i jego wiarę i dlaczego atakuję jego osobiście...

I tak w kółko. Dlatego podkreślam, że nie mogę brać odpowiedzialności za to jak zareaguje ktoś na to, co mówię.

Rozumiem... Ludzie traktują atak na KK jak atak na własną wiarę, a to są zupełnie dwie różne sprawy. Osobiście w kwestii działalności KK czuję absolutną bezradność. Odcięłam się, nie karmię tego tworu, ale nie mam ani sił ani pomysłu, by z "tym" walczyć .

Bardzo podoba mi się Twój artykuł. Myslę, że temat zdolności prawdziwego rozmawiania ze sobą jest dziś szczególnie istotny.
Wchodząc jednak na chwile delikatnie w rolę adwokata diabła z części tekstu odniosłem wrażenie, że w jakiś sprawiedliwa i stanowi aprobatę dla wulgarnego stylu wypowedzi.
Było kiedyś takie pojęcie jak "kultura osobista" i opisywało zdolność człowieka do zachowania - w tym wypowiadania się - na pewnym ustalonym poziomie. To ustalenie było i jest wynikiem niepisanej społecznej umowy i norm społecznych.
Oczywiście ktoś zapyta - a co to za poziom i kto go ustala? Kto ustala te normy?
Ja bym kulturę osobista określił jako zachowanie bedące przejawem poszanowania dla osoby lub osób w których toważystwie się znajdujemy. Brzmi może skomplikowanie ale to proste i wytłumaczę na przykładzie:
Jeżeli wchodzę do świątyni jakiejś religii na przykład do budynku kościoła katolickiego to nie drę tam japy tylko albo nie rozmawiam albo rozmawiam szeptem nawet jeżeli dla mnie to tylko budynek. Dlaczego? Dlatego, że szanuję, iż znalazłem się nie u siebie w domu a na terenie gdzie jest spora szansa, że jest wielu o wrażliwości, którą urazoło by moje głośne rozmawianie jak gdyby nigdy nic.
To samo więc z wulgaryzmami w rozmowach także na takim steemit i gdziekolwiek indziej. Jeśli nie trafiam do grona w którym wiem, że są normą, to z uwagi na to, że są pewną formą ekstremizjacji ekspresji werbalnej - raczej po nie nie sięgam.
Zresztą a propo "ekstremizacji" to pojawia się tu zaraz obok zagadnienie "eskalacji" i to, że po niektore środki wyrazu lepiej nie sięgać zbyt często, gdyż obrazowo ujmując w gronie ludzi, którzy zbyt ochoczo sięgają po podnoszenie głosu, zazwyczaj szybko dyskusja przeradza się w jeden wielki ryk. ;)

Jasne że tak. Czasem rzucenie mięsem pomaga, tak jak wszystko, jeśli jest stosowane z umiarem i w uzasadnionych przypadkach. Nadmiar prowadzi do wykrzywienia dyskusji i przesunięcia uwagi z treści na formę.

Dlatego ja jestem zwolennikiem okazjonalnego mięsa, o ile spełnia swoją funkcję w dyskusji (emocjonalne podkreślenie treści). Jak kto używa tego jak przecinka, to jest to bardzo słabe.

Zdarzy mi się ponieść emocjom. Minimalnie ale gdzieś już poszło co nieco ode mnie złego .
Ale o dziwo nie sflagowałem jeszcze ani jednego wpisu tutaj.
Nie chcę myśleć o czym by to musiało być , po prostu chce zachować czyste konto :)

My Polacy to zadziory stety/niestety i jak to ogólnie z ludźmi nie zawsze nam się podobają myśli innych
Wiesz jak to jest @niepoprawny
NIKT SIĘ JESZCZE TAKI NIE NARODZIŁ BY WSZYSTKIM DOGODZIŁ ;)

Wiem, wiem. Ja nie dam nikomu downvote, bo nie uznaję takich akcji. Jak coś mi się nie podoba, to wolę to skomentować, pojechać komuś po grzbiecie w komentarzu i nie dać upvote, albo zignorować, niż downvotować. No chyba, że trzeba będzie jakiegoś pedofila albo inną ciężką patologię utopić, to chętnie ;)

Któryś raz już pisze ten komentarz i za każdym razem go zmieniam, żeby nie okazać braku szacunku dla zbyt wielu osób. Okazuje się jednak, że tracę szacunek dla siebie przez takie pisanie.

Więc zupełnie bez szacunku Ci napisze :D
Nie bardzo rozumiem, o co Ci chodzi z szacunkiem. Czy uważasz, że myśli są oderwane od osoby i wygłaszają one czyjeś poglądy i idee? Jeśli tak jest, to czy nie zasługują na mniejszy szacunek, niż te osoby, które głoszą swoje myśli. Szanując wszystkich równo, obrażamy też tych, którzy zasługują na większy szacunek. Nie wpływamy też na nich, okazujemy obojętność.

Z drugiej strony chyba każdy zasługuje na trochę szacunku za to, że przeżył w tych ciężkich warunkach. Rozumiem, że to jest właśnie ten podstawowy szacunek, o którym mówisz. Tylko go przewrotnie inaczej nazywasz.

Mam wiele pytań do przemyślenia, na które teraz ciężko mi znaleźć odpowiedź.
Czy można stracić ten podstawowy szacunek?
Albo mieć ujemny szacunek? Bardzo ciekawi mnie to.
Chętnie z tobą porozmawiam przy jakimś piwku :D

W sieci jest mało miejsca na szacunek, są tylko słowa, ta zewnętrzna strona nie widzimy ludzi, więc ciężko ich tez szanować, jak piszą brednie. Nawet nie wiadomo czy to są ludzie. Równie dobrze mogą to być boty. Albo jakieś pasty wklejane losowo. Dlatego ciężko mi pisać pod twoimi postami, gdyż rozmowa na trudniejsze tematy, wymaga dużo większej uwagi i bliskiego kontaktu.

Nie chcę się kłócić z nawiedzonymi ludźmi , którzy mają klapki na oczach, takie rozmowy są bezproduktywne dla mnie. Na wstępie ksiądz, polityk oflagował mnie jak napisałem mu, że się nie cieszę, że tu jest, bo wprowadzi cenzurę. Mimo, że pisze czasem coś ciekawego nie o religii, to stracił mój szacunek. Bardziej szanuję jego relacje i opisy niż jego.

Cenię to co piszesz, jaką prowadzisz dyskusję i jakie sprawy poruszasz. Brak mojego komentarzu i odzewu nie wynika z obojętności, tylko właśnie z szacunku dla siebie i innych. Czas tez jest cenny, a pisanie długo trwa.
Miłego dnia :D

Ten szacunek to trochę skrót myślowy. Myślę, że trafniejsze byłoby słowo reputacja. Gdzie startujemy z zerową i możemy pójść w obie strony osi. Dla każdego odbiorcy w inną.

Z tym szacunkiem to jeszcze głębsza kwestia. Postaram się wkrótce o tym coś wysmarować ;)

Dzięki za udział w dyskusji.