Bukmacherka - Świat iluzji, radości, przyjaźni i dramatów.

in polish •  7 years ago 

Ze sportem kojarzą nam się wybitni zawodnicy, pełne stadiony, wspaniałe rekordy oraz wielkie pieniądze. Każdy kibic prędzej czy później chce zarobić na swojej wiedzy, a raczej wierze czy przeczuciach. Zaryzykuję stwierdzenie, że każdy młody chłopak, który kiedyś biegał za piłką, pośrednio lub bezpośrednio spotkał się z bukmacherką. Dziś artykuł o pieniądzach, emocjach, przyjaźniach i dramatach związanych z zakładami. Zapraszam !

Lokal obok budki z hamburgerami...

Piłka nożna była naszą religią. Rozgrywki krajowe i międzynarodowe śledziliśmy z zapartym tchem. 30-minutowa droga do szkoły przebiegała na rozmowach o tej wspaniałej dyscyplinie sportu. Po szkole lubiliśmy wpaść na hamburgera. Stojąc i jedząc pewnego dnia ktoś z nas za rogiem wypatrzył lokal zakładów bukmacherskich (ten na "S"). I tak zaczęła się przygoda, choć niektórzy mówią na to bukmacherska kariera.

Dowodzik jest ?

No... nie ma...Aby obstawić mecze w lokalu bukmacherskim należało mieć 18 lat. Nikt z naszej trójki nie był pełnoletni. Nie było jednak z tym problemu, w lokalu zawsze był ktoś starszy, kto puścił nam kupon. Pani, która obsługiwała zakłady wywiesiła informację, że wstęp do lokalu mają wyłącznie osoby pełnoletnie. To była walka z wiatrakami...Pewnej środy w godzinach poszkolnych lokal pękał w szwach, z uwagi na kolejkę piłkarskiej Ligi Mistrzów. Pani poprosiła, by wszystkie osoby niepełnoletnie opuściły lokal...Nie wyszedł nikt.

Pierwszy kupon i wielkie marzenia

Gdy wysłaliśmy pierwszy nasz kupon postawiliśmy 2 zł. To minimalna stawka za wniesienie zakładu. Nie mieliśmy wtedy pojęcia o kursach, więc po prostu postawiliśmy na faworytów. Kilka meczów, bardzo niskie kursy i zaledwie 7 zł wygranej. No liczyliśmy na więcej... Ale uczyliśmy się na błędach. Doszliśmy do wniosku, że skoro wygraliśmy 7 zł, to da się wygrać również 16.000 zł, po takiej samej stawce. Obstawiliśmy całą grupową kolejkę Ligi Mistrzów, uwzględniając również dokładne wyniki. I myśleliśmy, że to spokojnie wejdzie...wiecie jak to jest na początku. Rzeczywistość okazała się już inna...Ale nie rezygnowaliśmy.

Bilansik

To raczej nie jest ciekawe, ale czuję się w obowiązku napisać o tym w kontekście kolejnych zagadnień. Było zwyczajnie, tak jak pewnie u Was. Jakieś 90% kuponów było przegranych. 9% to niskie wygrane, za które można było miło spędzić weekend. 1% to całkiem niezłe wygrane i trafione dokładne wyniki spotkań piłkarskich.

Tu rodziły się przyjaźnie...

W lokalu są stoliki i wygodne krzesła. Zamiast piwa, kawy czy ciastek na stolikach jest papierowa oferta meczowa, ołówki i kartki, na których piszemy typy i podajemy je Pani, która drukuje kupon. Brak alkoholu nie przeszkadzał do nawiązania przyjaźni. Spotykaliśmy tam ludzi w podobnym wieku. Wymienialiśmy kontakty i razem analizowliśmy mecze. Później spotykaliśmy się w barach czy graliśmy razem w amatorskiej lidze halowej (szkoda, że nie można było jej obstawiać). Pewnego razu spotkaliśmy Pawła - totalnie zakręcony gość. Fan piłki nożnej i siatkówki. Gdy usłyszał, że siatkówkę nazwaliśmy "pół-sportem" oburzony podszedł do nas, przedstawił się i kulturalnie tłumaczył, dlaczego według niego się mylimy. Stał z nami w lokalu i bardzo długo rozmawiał. Minęło jakieś 40 minut, więc postanowiliśmy się pożegnać i rozejść. Zapytał dokąd idziemy, my że na przystanek i na uczelnię (wtedy już studiowaliśmy). Odprowadził nas, czekał z nami na autobus i nadal tłumaczył jak poważnym sportem jest siatkówka. Teraz jest dziennikarzem siatkarskim.

cheers-839865_960_720.jpg

i miłości...

Pewnego razu ze sterami drukarki do kuponów usiadła Kasia. Piękna, młoda, zgrabna, uśmiechnięta i sympatyczna. Wiecie, taka kobieta z którą można konie kraść. Taka, którą byście mogli wziąć na te mityczne Malediwy (jeśli wygracie). Każdy się w niej kochał, a najwięcej czasu w lokalu spędzał nasz były wf-sta, a jednocześnie kolega z amatorskiej ligi halowej. Był zakręcony na punkcie bukmacherki i Kasi. Na facebooka notorycznie chwalił się zdjęciami wygranych kuponów, a potem...zdjęciami z samą Kasią. Zostali parą, nie powiem...niektórych to bolało.

love-1790142_960_720.jpg

I różne niezręczne sytuacje.

Mroźny zimowy wieczór, mimo to oferta meczowa ciekawa. Zatem w lokalu tłok. Również ja z kolegami odwiedzamy lokal. Jeden z nich to kibic Arsenalu. Wiadomo, czasem decyduje serce niż rozum i stawia się zwycięstwo ulubionej drużyny, mimo że rywal teoretycznie jest mocniejszy. Patrzę w (myślałem, że jego, bo kurtka i czapka taka sama, a twarzy dobrze nie widziałem) kartkę z obstawianymi meczami i widzę, że widnieje na niej zwycięstwo Arsenalu. I mówię : "ku*wa, po ch...ty ten Arsenal ciągle stawiasz." Odwraca się gość dużo starszy niż jak myślałem mój kolega i zupełnie mi obcy. Zanim zdążyłem przeprosić, on stwierdził, że...mam rację i skreślił pozycję z kartki. Arsenal tamten mecz zremisował, a ja być może uratowałem kupon tego faceta.

i wielkie dramaty

Pewnego lata siedzę sobie przy piwie i grillu w towarzystwie znajomych. Dzwoni telefon i słyszę "Ty słuchaj 10 koła wygrałem, wpadam zaraz z flachą i wszystkim stawiam, jeszcze tylko ten jeden mecz trwa ale do przerwy jest 3-0, więc spokojnie". Skończyło się 3-3. To ten syndrom jednego meczu. Czasem obstawimy ich 10, a ten jeden, ten ostatni, ten z najniższym kursem nie wchodzi. Ileż to razy tak było. To fatum czy klątwa? Nie wiem, ale skala tego problemu jest tak ogromna, że to temat dla ludzi, którzy badają zjawiska paranormalne. Niektórzy nawet uważają, że to "lokal na "S" tak ustawia mecze, żebyśmy nic nie wygrywali" No cóż...ile ludzi tyle opinii. Ja myślę, że to zwyczajny pech. Poniżej kilka kuponów znalezionych w internecie.

28577212_1624584014262858_6059947663657086949_n.jpg
29432496_1640795942641665_7921675497929441280_n.jpg29541419_1645841608803765_2770206196501367634_n.jpg

Czy to hazard?

"Tak ! bo liczy się częstość gry a nie stawka. Ty jesteś tam co weekend" - twierdzi jeden z kolegów. Ja mam zupełnie odmienne zdanie. Wydatek tych kilku - kilkunastu złotych to nie majątek. Traktuję to jakbym kupował rozrywkę i emocjonujący weekend podczas śledzenia meczów. Bo czy jest coś przyjemniejszego niż oglądanie ostatniego meczu na kuponie w Premiership ? Zaznaczam tu, że nigdy nie straciłem znacznej części swojego majątku, nie przegrywam domów, samochodów, ani nic z domu nie wynoszę. Jedynie drobne z portfela. Chociaż hazardziści też się zdarzają, ale to temat na inną historię.

Magia lokalu, a zakłady w internecie

Odkąd każda szanująca się firma bukmacherska oferuję możliwość gry przez internet, lokale często świecą pustkami. Na szczęście nadal ktoś przychodzi, z kim można pogadać. Ciekawą sprawą jest fakt, iż są głównie dwie grupy wiekowe: 18-25 i 55+. Rzadziej trafiają się roczniki pomiędzy. Ze starszymi też warto porozmawiać. Opowiedzą niejedną historię boiskową sprzed wielu lat. Z panią, która obsługuje kupony też miło się gada. Można obstawiać wirtualne mecze, gdzie na monitorze "grają" fikcyjne drużyny, a mecze odbywają się cały czas. To wszystko tworzy niesamowity klimat, dla którego warto przegrać te kilka złotych. Jak będę się żenił, to powiem aby goście weselni zamiast kwiatów, przynieśli mi kupon.

zdjęcia: pixabay.com

screeny: https://www.facebook.com/pg/tjmmnw/photos/?ref=page_internal

Authors get paid when people like you upvote their post.
If you enjoyed what you read here, create your account today and start earning FREE STEEM!
Sort Order:  

Gdy zaczynałem obstawiać i miałem jakieś 17 lat wygrałem ponad 1000zł za stawkę 5 zł. Cała szkoła była pod wrażeniem mojego kuponu. Trafiłem tam bodajże remis Kazachstanu z Anglią z bardzo wysokim kursem. Gdy poszedłem po wygraną wydarzył się....dramat. Okazało się, że wszystkie mecze na moim kuponie było obstawione jako "wynik do przerwy". Do dziś pamiętam swoją złość. Czułem się jak idiota.

Całkiem niezła historia. Kolega mogl puścić "'kontrę" jak mu został tylko jeden mecz. Dokładnie chyba kazdy kto miał kontakt z piłka nożna liznął buchmacherke. Ja lubie raz na miesiąc puścić sobie kuponik za 30/50 zł i ogladac meczyk, emocje niesamowite. Ale mozna sie w ta wciągnąć. Znam osobę która wiadomo na początku stawki po 2zł pozniej coraz większe a teraz sa to stawki 50/100 zł i praktycznie codziennie takze trzebac tez "grac, bawić sie" z glowa

Bardzo ciekawy artykuł! W sumie nie byłam świadoma tego, jak "dobrze się trzyma" bukmacherka...

Muszę przyznać, że super się to czytało i sam liznąłem trochę tego tematu, gdy znam osoby, co wygrywają niemal co tydzień po kilka tysięcy i sami pokazali mi temat już, jak miałem 15 lat, ale same straty niestety i jednak trzeba mieć z kim o tym pogadać, a tym bardziej się trochę znać i niestety sport jest nieprzewidywalny :) Pozdrawiam

Czytając tą historię czułem jakbym czytał o mnie, z wyjątkiem tego pana od Arsenalu :D Na szczęście dla mnie udało mi się wykręcić z tego biznesu, moje wyniki w bukmacherce nie były zbyt dobre. Oczywiście zdarzały mi się wygrane, lecz ogólny bilans był na minus. Jeśli masz "jakąś" gotówkę, polecam metodę podwajania. Stawiasz np. 10zl na kurs lekko powyżej 2 i gdy przygrasz to podwajasz wkład o np 2.2x. Jeśli wejdzie ci kupon raz na 3 kupony to spoko, gorzej jak nie wejdzie ci 6 pod rząd ;)

Ach, bukmacherka ;) Grywało sie! Do dzisiaj śnią mi się klątwy ostatniego meczu na kuponie. :D

'Dowodzik jest?" Chyba większość z nas przechodziła to samo pytanie lub podobne :) Najlepiej wybrać sobie jeden cel/ligę w bukmacherce i siedzieć w tym,analizować,oglądać,czytać. Kiedyś mocno siedziałem w 2 lidze PL(3 poziom) co przynosiło efekty i gdzieś dalej pewnie moje analizy w internecie są z tej ligi. W jakim wieku był wasz pierwszy kuponik?

No ja miałem 16 lat :D

Bukmacherka to hazard. Przerabialem juz prawie wszystkie systemy. Jedyny dobry to mocna psychika i dobre zarzadzanie kapitalem. Nie lubie niskich kursów. Walcze z uzależnieniem codziennie.. Pozdrawiam