Szanujmy przegranych i przegrane!

in polish •  6 years ago  (edited)

imm022_26.jpg
Fotografia - praca własna

Witam. Dziś całkiem inny temat - taki bardziej z dziedziny filozofii, czy psychologii. Wbrew pozorom zdecydowałem się go napisać nie dlatego, że nasza reprezentacja przegrała z Senegalem, choć - trzeba to przyznać - okazja to nadzwyczaj dobra w tym przypadku. Planowałem napisać ten wpis już od dawna - no i w końcu jest.

Zacznę od wprowadzenia stwierdzenia - na świecie, a zatem także i w Polsce, dominuje mocno zakorzeniony kult zwycięstwa. Szanuje się wyłącznie wygranych, co dla mnie patrząc na ten proces społeczny nieco z dystansu - paradoksalnie - nie jest pozytywnym zjawiskiem. Zawsze w tym kontekście mam przed oczami miny zawodników w sporcie, którzy swoją nadmierną ekspresją po wygranej wydają się nie tyle wyrażać radość samą w sobie, a raczej poniżać przegranych konkurentów - i to na ich oczach. To tylko jeden przykład z obszaru sportu - a w życiu jest przecież dokładnie to samo. Nie szukając daleko - nawet w mediach społecznościowych dostrzegam obecnie rodzaj platformy do ogólnie rzecz ujmując - promowania swoich wygranych na różnych polach - choćby reprodukcyjnych, zawodowych, a już zwłaszcza - materialnych. Często młodzi ludzie nie wytrzymują presji sukcesu z każdej strony, w którą tylko spojrzą - poczynając od rodziców, poprzez rówieśników, szkołę, na rywalizacji w pracy kończąc. Młodym ludziom nie wpaja się, że szeroko pojęte ciągłe "wygrane" nie są czymś niezbędnym w życiu, że w żadnej mierze nie świadczą o wartości jednostki. Efekty takiego podejścia społeczeństwo zaczyna odczuwać coraz dotkliwiej i mam tu na myśli dotkliwość nawet tę ostateczną. Brak dystansu do sukcesów innych jednostek prowadzi często do depresji, a ostatecznie nawet do samobójstw. Nie wiem czy wiecie, ale samobójstwa w USA stanowią obecnie trzecią przyczynę zgonów w tym kraju - i ten procent stale rośnie. Nawet wypadki samochodowe są niżej w rankingu. Jedną z głównych przyczyn takiego stanu upatruję właśnie w kulcie zwycięstwa - tak mocno przecież zakorzenionym w społeczeństwie i kulturze amerykańskiej.

Wracając do sportu - zauważyliście jak wielką wagę przykłada się do zwycięstwa naszych reprezentantów np. w piłce nożnej i to jak bardzo przekłada się to na nasze poczucie wartości? Zupełnie jakby piłkarze byli naszymi braćmi i siostrami - albo nawet głębiej - jakby byli po prostu nami. Z drugiej jednak strony - zobaczcie jak poniewierani są nasi piłkarze kiedy przegrają - wtedy nagle przestają być nam tak bardzo bliscy. Z czego to wszystko wynika? Ponownie kult, czy też afirmacja zwycięstwa, o którym piszę. Wydaje mi się to dziwne, ale ludzie zapominają o podstawowej zasadzie - żeby ktoś mógł wygrać, ktoś inny musi przegrać i w tym kontekście nadmierna ekscytacja wygraną, czy też nadmierne przeżywanie przegranej trąci mi nieznajomością... rzeczywistości.

Współczesna kultura jest obsesyjnie wręcz skoncentrowana na sukcesie - akceptuje się tylko wygrane, a jedyne przegrane jakie można warunkowo zaakceptować to te, które w przyszłości doprowadzą nas do zwycięstwa w myśl sentencji o przegranej bitwie, ale wygranej wojnie. Kult sukcesu nie przewiduje innych porażek, a jeśli już się takie zdarzą to zawsze bezlitośnie obarcza się nimi owego przegranego - zazwyczaj personalnie - zapominając o podstawowym dualizmie wygrany-przegrany, który niekoniecznie jest związany z cechami uczestników, a np. ze szczęściem jednej ze stron owej rywalizacji.

Apeluję zatem - miejmy dużą akceptację dla przegranych i przegranej w ogóle. To naprawdę nic złego.

A co Wy o tym sądzicie?

Jeśli spodobał Ci się ten post zostaw upvote i komentarz. Będę wdzięczny :) Możesz także obserwować mój profil, by nie przegapić kolejnych postów!

Authors get paid when people like you upvote their post.
If you enjoyed what you read here, create your account today and start earning FREE STEEM!
Sort Order:  

Zgadzam sie a juz w Ameryce looser to najwieksza obelga jest to temat na dlugi komentarz ale mam czas tylko na krotki koment bez przecinkow i kropek

Chciałem jeszcze napisać o Japonii - tam jest ten sam problem i równie wielka liczba samobójstw związanych z tym problemem.

To prawda, większość z nas zbyt "fanatycznie" podchodzi do wygranych i przegranych. Jednego dnia noszą swoją drużyną na rękach, a drugiego dnia mieszają ich z błotem (tak jakby zapomnieli, że jeszcze chwilę temu ich wielbili).
Ja już od jakiegoś czasu zupełnie inaczej do tego pochodzę. Nie przeżywam, aż tak mocno przegranej mojej ulubionej drużyny. Mogę być jedynie niezadowolony z jej postawy (nie jest wstydem przegrać po walce, wstydem jest nie podjąć walki). Stwierdziłem, że jakim prawem miałbym kogoś krytykować i "wieszać na nim psy", skoro sam lepiej bym tego nie zrobił, bo nie mam takich umiejętności. Z takim podejściem, jestem sporo spokojniejszy po przegranej i nie rwę włosów z głowy. Jest jednak druga strona medalu... gdy moja drużyna wygra, to tak samo jak nie przeżywam jej przegranej, nie odczuwam euforii po jej wygranej... Coś za coś ;)

Zgadza się ludzie jak fanatycy rzucają się od bandy do bandy. Jak są wygrane to fanatyczna miłość jak przegrane to fanatyczna nienawiść. Nie ma nic po środku. Rozumiem, że po takim meczu jak z Senegalem pojawiła się krytyka. Ale konstruktywna krytyka to nic złego. Gorzej jak pojawiają się ataki personalne i wyzwiska. To z resztą nie tylko nasz problem. Po meczu Argentyny Caballero otrzymywał groźby, nie tylko on ale też jego rodzina.

Kilka lat temu któryś z reprezentantów Ameryki Łacińskiej został zabity przez swoich "fanów" za to, że przypadkiem strzelił "samobója" swojej drużynie....

zgadzam sie absolutnie,
i jest w tym tez zgoda na własne porażki, niedociągnięcia, spadek formy, nastroje mocniejsze i słabsze.
oraz akceptacja bliskiego człowieka z jego słabościami,
starania by kochać także wtedy, gdy komuś sie nie wiedzie.

jest w tym wpisie coś Spójnego z Twoimi pozostałymi postami,
(pozornie bez związku :),
ale przecież umiejętność znajdowania piękna w starości, w rupieciach, zardzewiałych staruszkach..
właśnie wbrew kultowi młodości, nowości, i lśniącej blachy)
ja tam widzę dużo odniesień :)

Może jest trochę racji w tym co piszesz w drugiej części komentarza :)

yghm...
a w pierwszej to nie?!
:D

W pierwszej to wiadomo, że tak :)