Kryzys Wieku Średniego.

in polish •  7 years ago 

Kolejny znajomy kupił sobie chopper-a..

To już zaczyna przybierać postać plagi. Fakt, iż w większości nie potrafią nimi jeździć i stanowią zagrożenie na drodze to jedno. Bardziej mnie intryguje pytanie: po co?
Po co kupować motor/quada/złotego Jaguara/akwalung* w wieku 40 lat?

Kiedy o to pytam, odpowiedź jest zazwyczaj jedna: "Spełniam swoje marzenia.."
I dalej płynie potok słów, które różnią się jedynie składnią. Bo dzieci dorosły, bo wcześniej nie było czasu, bo mnie stać, bo to modne, bo czuję się młodo.. bo.. bo..

Ciśnie mi się wtedy na usta jedno pytanie: dlaczego żaden z nich nie marzy by imponować zdrowiem? By wyglądać jak śp. Greg Plitt czy choćby nasz polski Tomasz Oświeciński? Do tego ostatniego swoją drogą mam sporo sympatii po obejrzeniu Agenta w TVN. Rozsądny facet, który ma poukładane w głowie i przeczy stereotypowi mięśniaka.

Rozumiem spełnianie marzeń. Ba, przyklaskuję pomysłowi z całych sił. Ale do cholery są granice śmieszności, których nie uzasadnia nawet kryzys wieku średniego..

Czy naprawdę można się uważać za atrakcyjnego siedząc niezgrabnie okrakiem na motorze, z ogromnym brzuchem opiętym w skórzaną kamizelkę opartym o zbiornik paliwa? Wciskając na siłę kask, w którym delikwent wygląda jak zmutowany chomik?

Chcesz uchodzić za macho? Najpierw doprowadź się do ładu i wyglądaj jak macho. Później dopiero kup sobie tego chopper-a i rozsiewaj wokół aurę sukcesu i niezmąconej wolności. Zamiast stękać przy zsiadaniu z jednośladu. Kropka.

*niepotrzebne skreślić

#yaadowitamuzyka #yaadowity

Authors get paid when people like you upvote their post.
If you enjoyed what you read here, create your account today and start earning FREE STEEM!
Sort Order:  
  ·  7 years ago (edited)

Ja kupiłem najpierw motorower bo mi się dojazd do pracy wydłużył, a potem motocykl bo mi się jazda spodobała i zrobiłem to dobrze po 40-ce. A przez ostatnie kilka lat nakręciłem jakieś 83.ooo km ;)

Fakt - nie był to chopper tylko dual-sport, nie jeżdżę w skórach i brzuch mi nie wystaje, choć zdarza mi się postękać przy wsiadaniu bo moto jest relatywnie wysokie, a elastyczność stawów już nie ta co dawniej.

W odpowiedzi do komentarza @alcik odpowiedziałem pośrednio (mam nadzieję) i Tobie. :)

Poniekąd tak :) Poza tym coś w tym jest - sam jeżdżę prawie codziennie, a jak tylko trochę się ochłodzi to na parkingu w pracy zostaje jakieś 30% motocykli, jak trochę popada (tak jak dzisiaj) to jest kilka sztuk, a tak w II połowie listopada zostaję praktycznie sam (bo zimno, bo mokro, bo siamto bo owamto). I faktycznie choppery znikają pierwsze, potem inne cięższe, a na końcu zostają zazwyczaj tylko te lżejsze motocykle i jeden czy dwa skutery.

Coś jest w tym co napisałeś też nie rozumiem ludzi którzy kupują motor bo ich stać.Przejadą się parę razy a potem motor się kurzy w garażu sam znam paru,wielki szacunek dla tych co to była ich zawsze pasja.Zbierali na swój motor przez parę lat,no i naprawdę umieją się tym poruszać.

A czy przyszło Ci do głowy, że nie każdemu musi zależeć na tym żeby być atrakcyjnym? Że nie po to się kupuje motocykl czy zabytkowe auto by się komuś podobać? Owszem, na pewno część ludzi myśli w ten sposób, ale z pewnością nie wszyscy. Mnie kryzys wieku średniego nie dotyczy, ale jakoś tak podejrzewam, że może mieć wiele wspólnego z tym, że w pewnym wieku faceci mówią sobie, że czasem muszą też zrobić coś dla siebie, spełnić jakieś kretyńskie marzenie - nie widzę w tym nic złego. A ci którzy są snobami, są nimi przez całe życie a nie tylko w czasie kryzysu wieku średniego.

Mnie osobiście męczy ten cały wyścig do wiecznej młodości, sześciopaku i holywoodzkiej wizji świata - gdzie pełno wysportowanych ludzi o nienagannej cerze, pięknych ciałach i pustych głowach.

Wiele rzeczy przychodzi mi do głowy. Niektórymi się nawet dzielę. ;)

Zgodzę się z Tobą o tyle, że nie każdy wybiera atrakcyjny wygląd jako swój priorytet. Nie zawsze też jego osiągnięcie jest możliwe. Natura nie dla wszystkich jest jednakowo szczodra i nie kazdy z nas, mimo najszczerszych chęci będzie wyglądał jak gwiazda ekranu. ;)

Nie zgodzę się jednak ze stwierdzeniem, że komuś może nie zależeć na byciu atrakcyjnym. Nie znam osobiście czlowieka, który wolałby być nieatrakcyjnym i nie wzbudzać niczyjego zainteresowania. W głebi duszy wszyscy tego potrzebujemy. Nie wszyscy się do tego przyznajemy - zgoda.

I o ile znakomicie rozumiem chęć zrobienia czegoś dla siebie po odchowaniu dzieci i zdobyciu pewnej stabilności finansowej, tak nie rozumiem robienia tego na pokaz.
Znam masę freaków po 40-tce, którzy latają do Japonii łapać motyle czy rozmnażają dziwne gatunki ryb. ;)
Nie mam też nic przeciwko motocyklistom czy płetwonurkom. Sam od 12 roku życia miałem zawsze jakiś motor. ;)

Zamierzeniem tego wpisu była raczej próba odpowiedzi na pytanie, dlaczego ludzie nie szukają tego, co ich naprawdę uszczęśliwia, a idą po najmniejszej linii oporu próbując na siłę zaimponować innym. Co zazwyczaj kończy się śmiesznością.

I na koniec - uważam, że postawienie znaku równości między atrakcyjnym wyglądem a brakiem inteligencji bywa dla wielu osób krzywdzące. To stereotyp, z którym łatwiej nam żyć. Bo rozleniwia. ;)

I na koniec - uważam, że postawienie znaku równości między atrakcyjnym wyglądem a brakiem inteligencji bywa dla wielu osób krzywdzące.

Ok. Zgadzam się nie zabrzmiało to zbyt dobrze - ale chodziło mi o wizerunek kreowany przez popkulturę. Wizerunek człowieka, który 95% wolnego czasu przeznacza na wszystko co związane z wyglądem i autoprezentacją, zaniedbując wszystko inne. Oczywiście znów wszystko uogólniam i upraszczam, ale można by tu godzinami pisać o tym ile ludzie spędzają czasu przed lustrem, na siłowni, basenie, na zakupach, na fejsie, u fryzjera czy kosmetyczki a od pół roku nie odwiedzili samotnej matki, nie zadzwonili do brata za granicą, nie przeczytali książki czy nie porozmawiali z dorastającą córką. Oczywiście nie mam nic przeciwko temu, żeby ludzie o siebie dbali, ale obserwuję, że często ludzie w tym wyścigu przekraczają wszelkie granice absurdu.

Nie zgodzę się jednak ze stwierdzeniem, że komuś może nie zależeć na byciu atrakcyjnym.

Kiedy byłem jeszcze małym gnojkiem a już zacząłem się oglądać za dziewczynkami, to moja taka starsza ciocia powiedziała mi coś bardzo mądrego: "Jeśli mężczyzna jest trochę ładniejszy od szympansa to już jest przystojny". Nie kumałem tego wtedy, zrozumiałem to znacznie później. No więc jeśli chodzi o mnie, to ten warunek spełniam, z trudem ale spełniam - przynajmniej mnie się tak wydaje. Dlatego też może łatwo mi powiedzieć, ale według mnie, ja właśnie jestem osobą, której nie zależy na byciu atrakcyjnym - przynajmniej jeśli chodzi o wygląd. I jeśli wiesz coś o kobietach, to wiesz, że wygląd faceta ma trzeciorzędne znaczenie - przynajmniej u tych wartościowych. Znam takich facetów, którzy mogliby straszyć szympansiątka a zawsze widuję ich w towarzystwie przepięknych kobiet. I od razu dodam, że tylko jeden na trzech ma pełno kasy.

Moja babcia mawiała, że wystarczy być nieco mniej strasznym od diabła. Może mówiła tak ze wzgledu na to, że w kategorii szympansów miałbym problemy ze spełnieniem warunku.

Piszemy jadnak zasadniczo o dwóch różnych rzeczach jakimi są atrakcyjna fizjonomia i dbanie o siebie. Na pierwsze mamy znikomy wpływ. Na drugie i owszem. Tak jak napisałeś - piękne kobiety często towarzyszą niezbyt przystojnym facetom. Delikatnie mówiąc.

Natomiast sporadycznie spotkasz je z niechlujem o zapuszczonych glebą pazurach czy włosach w nosie sięgających ust. Wśród takich trzech na trzech ma kasę. Albo partnerka jest niewidoma, odporna na bodźce zapachowe i nieczuła na dotyk. ;)

Piszemy jadnak zasadniczo o dwóch różnych rzeczach jakimi są atrakcyjna fizjonomia i dbanie o siebie.

Podpisuję się obiema rękami pod tym, że warto od czasu do czasu się poruszać, bo to niezbędne dla zdrowia i że trzeba również dbać o swoją higienę żeby czuć się dobrze z samym sobą a innym nie było nieprzyjemnie w naszej obecności. Ale jednocześnie piszę właśnie o tym, że ludzie pod wpływem mody i wszechobecnego kultu plastikowego piękna, przekraczają granice rozsądku w dbaniu o swój wygląd.

Oczywiście to co dostajemy w genetycznym spadku, zupełnie od nas nie zależy. Znam przypadki dziewczyn, które popadły w jakąś totalną manię sportową, poświęcają na sport już nawet 3 godziny dziennie. Generalnie wszystko jest z nimi OK, są ładne i kobiece. Ale nie wiedzieć czemu dążą do osiągnięcia sylwetki jakiś tam fitnesowych celebrytek - co jest niemożliwe w ich przypadku właśnie ze względy na geny. Wystarczy spojrzeć na ich siostry czy matki, ich figura jest jaka jest i tego się nie da zmienić, ale to jakoś do nich nie dociera. Mimo całego wysiłku i pracy jaką w to włożyły pogłębiają tylko swoje kompleksy.

I o ile znakomicie rozumiem chęć zrobienia czegoś dla siebie po odchowaniu dzieci i zdobyciu pewnej stabilności finansowej, tak nie rozumiem robienia tego na pokaz. Znam masę freaków po 40-tce, którzy latają do Japonii łapać motyle czy rozmnażają dziwne gatunki ryb. ;)

Pytanie czy to rzeczywiście na pokaz. Część z nich na pewno. Ale dla części z nich to jest poszukiwanie swojej pasji. Często się nie udaje, często po władowaniu masy pieniędzy w jakieś nowe hobby ktoś wrzuca praktycznie nieużywane graty na strych i o nich zapomina. Za chwilę zapala się do czegoś innego albo znów tonie w rutynie. Znasz kogoś kto raz się na coś nakręcił i został z tym na zawsze? Owszem zdarza się, ale chyba bardzo rzadko.

A może to chodzi o to, że dopiero wtedy ludzie mają czas i pieniądze na swoje ukryte hobby? Dziecko odchowane, można wydać na siebie :)

Dokładnie o to chodzi. Tylko dlaczego wszyscy nagle chcą zostać Easy Rider-ami? ;)

A czemu nie? :-)

Rozróżnijmy też dwie grupy takich nowych Easy Riderów. Pierwsi to tacy, którzy zawsze o tym marzyli ale z różnych względów nie mogli tego marzenia zrealizować (nawet dziś koleżanka pokazywała mi zdjęcie swojego byłego nauczyciela matematyki, który w wieku chyba 60 lat kupił sobie Harleya). I o nich nie ma co dyskutować: szerokiej :).
Drudzy to tacy, którzy rzeczywiście robią to dla prestiżu i szpanu. Prezesi, dyrektorzy i biznesmeni - niedzielni motocykliści. Faceci którzy na motorze przejechali całą Europę (to znaczy 4000km w klimatyzowanym suvie z motocyklem na przyczepie i 120 km motocyklem na miejscu). Ale tacy też są potrzebni. Bardzo. Kupują topowe modele z super wyposażeniem. Inwestują w nie kolejną fortunę na akcesoria i dodatkowe wyposażenie. Następnie, po trzech latach, sprzedają biedniejszemu koledze z zarządu z przebiegiem 2tys. km. A po kolejnych dwóch latach ten sprzedaje taki motocykl z przebiegiem 3,5tys. km jakiemuś normalnemu motocykliście. No i super.

Wygrałeś. Trudno mi z tym polemizować. Widocznie ze względu na charakter pracy trafiam mam styczność w przeważającej większości z tą drugą grupą. ;)

Wygrany to się poczuję jeśli uda mi się kiedyś taki motocykl kupić :-D. Ale Ty skoro masz z takimi pacjentami do czynienia, to jesteś na wygranej pozycji. Pozazdrościć.

Życzę Ci wobec tego szczerze zakupu tego motocykla. Niechaj poprawi się statystyka tych, którzy kupują z potrzeby serca. ;)