Ironia losu? Laszlo jest prawdziwy, nie zmyśliłem go.
No więc, pewnego dnia zaprosił mnie do znajomych - odrzuciłem go. Kojarzyłem go z serwera na którym grałem, ale miałem go za głupawego dzieciaka. Wszystko przez to, że jego angielski był na poziomie kilkuletniego dziecka oraz to jego niemieckie, rubaszne poczucie humoru - tym mnie ujął. Tak naprawdę miał 40 kilka lat. Nie wiem ile dokładnie. Był mi przyjacielem i bratem przez bardzo długi czas i nawet nie zapamiętałem ile ma lat. A powinienem był zwrócić na to uwagę, powinienem był. Ślepiec. Zresztą, nasze przebywanie online to było jakieś ładnych kilka lat - z przerwami. Czasem miałem dość tej bezwarunkowej miłości jaką mnie obdarowywał i uciekałem. Ot, tak, na dwa lata. Dlaczego uciekałem od miłości?
Czyli po kolei:
- zaprosił mnie do znajomych - odrzuciłem.
- Posłał mediatora w postaci Brazylijczyka - ten zapytał mnie... mnie zrobiło się głupio i sam zaprosiłem Niemca do znajomych.
Ten ucieszył się, rozkręcał właśnie nowy serwer, który miał być BIG - jak się później okazało grała tylko niewielka grupka znajomych:
Francuz: Jipoulle [JIP] - starszy facet, koło 60, być może ponad - jak bardzo ja nie zwracałem uwagi na wiek. Miał żonę, dzieci, wnuki pewnie też, oraz wszystkie zęby jak zwykł mówić kiedy ktoś wytykał mu wiek. Ja sam w wieku trzydziestu kilku lat jednego zęba już nie miałem. W dorosłym życiu u dentysty byłem tylko raz, bo mi spuchła gęba i niemożliwym było wytrzymać. Kilka krótkich dni ogromnego bólu i przemogłem się, poza tym, spuchnięty pysk nie wyglądał zbyt atrakcyjnie w oczach narcyza.
Ona mi to kiedyś śpiewała - "to ja, narcyz się nazywam". W mojej wiosce grała koncert i patrzyła mi głęboko w oczy... heh.
Akurat na tym koncercie spojrzenie padło na mnie, tak było, nie zmyślam.
Ja wiem jak to wygląda kiedy dodaje się "tak było, nie zmyślam". Znam kogoś, kto ciąglę tak mówił, ale zmyślał zawsze. To Janek, nałogowy pijak - alkoholik. Człowiek bardzo pracowity i oddany, trochę przygłupawy (sorry Janek, i tak Cię kocham). Wszyscy zawsze z niego kpili, wszyscy go wykorzystawali. I ja, i mój szef Czesław - przyznaję. Miałem w tym współudział.
On zawsze wszystko mylił i dostawał opierdol, często cierpiał za innych. A że był bardzo pracowity w chwilach odpowiedniego stężenia we krwi, to wysyłało się go do jakiejś gównianej roboty, której nikt inny nie chciał albo nie umiał. Ja tej gromadki byłem kierownikiem, narzucałem sobie i im zabójcze tempo. Nie pozwalałem im na wiele odpoczynku. Robota na dachu jest ciężka, bywa bardzo gorąco, czasem zimno. Nie jest za bezpiecznie. Szelki, pasy, kaski, barierki na rusztowaniach - not in my world. Robiliśmy bez zabezpieczeń, ale bez większych wypadków. Zważywszy na to, że większość załogi była pod większym lub mniejszym prądem, to naprawdę cud. Janek jest z nami prawie od samego początku 2004, może piąty - zawsze na rauszu. Czasami zdawało mu się być trzeźwym. Pamiętam, nie tak dawno, chyba w zeszłym roku, zginęło mi 100 złotych, nosiłem w torbie zawsze jakąś kasę, a moi współpracownicy nie mieli jej prawie nigdy. Nie chcę nikogo oskarżać i nie jest mi już żal tej głupiej kasy, ale wtedy byłem wściekły. Spytałem nikt się nie przyznał. Kolega Marek (też niezłe ziółko, ale w głębi jest dobry), podszeptywał mi, że to Janek. Janek nie raz coś zwędził, jakieś piwko, papieroski, czasem oszukał na jakąś drobną sumę, więc dlaczego by nie stówka. Kasa nie ginęła mi często, i nie takie kwoty, ale uwierzyłem tym podszeptom. Pojechałem do sklepu, hulk mode on i zaproponowałem ekspedientce pieniądze w zamian za informacje z przyszłości. To był głupi deal z mojej strony, bo mogła mnie oszukać, powiedziała, ok i użyła określenia brudas - na co zwróciłem uwagę i co zresztą było zgodne z prawdą - Janek był brudasem, ja zresztą też, ciągle jestem. To nic obelżywego, to prawda. Nie oszukała mnie.
Pomyślałem sobie, jeśli Janek ma moją stówkę, to jutro kaplica. Nie ma go w robocie 100%.
Przyszedł trzeźwy jak nigdy. Czysty i ogolony - w odróżnieniu ode mnie ( ja byłem w brudnych ciuchach i śmierdzący, jak zawsze).
Janie, wybacz. Jesteś o wiele lepszym człowiekiem ode mnie.
Jan mieszka ze starą, schorowaną matką w jednym pokoju, czasami pomieszkuje jeszcze tam jeszcze brat. Miał żonę, ma dzieci, pije na umór - ale często chodzi bardzo uśmiechnięty i zadowolony. Jeśli coś ma, a on rzadko coś ma, dzieli się tym bezwarunkowo. Ostatnia fajka? Nie ma problemu. Ja dawałem mu tylko pod warunkiem, że był w miarę trzeźwy i dobrze pracował. Janie, wybacz... on bezwarunkowo zawsze wybaczał.