ROSEANNE - NIE TAKI DIABEŁ STRASZNY...

in roseanne •  7 years ago 

Całkiem niedawno telewizja ABC w Stanach Zjednoczonych zaczęła emitować nowy sezon słynnego komediowego serialu sprzed lat - „Roseanne”. Serial zgromadził przed ekranami miliony widzów i – z punktu widzenia producentów - okazał się strzałem w dziesiątkę.
Poza ciekawostką jaką jest oglądanie tych samych aktorów w tych samych rolach po 30 latach - możnaby przejść nad serialem do porządku dziennego (zakładam, że po sukcesie tego serialu możemy spodziewać się wylewu innych remaków np. „Przyjaciół” i w ogóle wszystkich starych sitcomów), ale jest jedna pewna charakterystyczna cecha, która odróżnia „Roseanne” od innych produkcji filmowych. Zajmuje się on polityczną bieżączką i rozmaitymi rozpalająymi kwestiami, które drążą nasze społeczeństwa od ostatnich około 30 lat (choć kwestie te sięgają przynajmniej czasów Rewolucji Francuskiej... a niektóre pomysły zdaje się, że cofają nas nawet do czasów, gdy zamieszkiwaliśmy jaskinie). Bohaterowie serialu prawie nieustannie w swoich rozmowach nawiązują do bieżącej sytuacji politycznej oraz różnych dylematów moralnych, które antagonizują (bo niestety nie zawsze rozdzierają) obecnie żyjące pokolenia.
Do obejrzenia pierwszych dwóch odcinków zasiadałem z nastawieniem wyjątkowo krytycznym. Miałem z góry założoną tezę, że to kolejna propagandowa produkcja mająca oswajać nas z lewackimi pomysłami niszczącymi społeczeństwa oraz Jednostki (wielką literą ze względów ideologicznych – co paradoksalnie pokazuje moją własną przesadę i nadgorliwość). Takie bowiem głosy – po początkowym zachwycie opinii publicznej- dochodziły z internetów. Wiele artykułów zrwacało uwagę na fakt, że choć Roseanne przedstawiana jest jako zwolenniczka Donalda Trumpa i niby konserwatystka to tak naprawdę z czasem okazuje się, że jest typową „lewaczką” (pewien stopień absurdalności poglądów uprawnia według mnie do używania tego terminu wobec niektórych) a cały serial skrojony jest tak by wtłaczać w nas szalone liberalne pomysły progresywistów. I jest to zdaje się prawda - ale nie do końca.
Przed rozpoczęciem oglądania pierwszego epizodu natrafiłem na wywiad z Roseanne Barr i Johnem Goodmanem w jakimś amerykańskim talk show (też lewoskrętnym – innych zdaje się obecnie nie ma) oraz gdzieś rzuciło mi się też w oczy, że Pani Barr uważa m.in., że 9/11 to robota George Busha. Wyglądało na to, że ma ona coś nie tak z głową i od razu wrzuciłem ją do jednego worka z całą hollywoodzką lewacją oraz wariatami w stylu Randyego Quaida (aktor komediowy filmów klasy B, który totalnie odleciał ze swoimi teoriami). John Goodman zachowywał się także wyjątkowo dziecinnie w czasie tego wywiadu – co mnie mocno zdziwiło (ale może gdybym obserwował go wcześniej nie byłoby to dla mnie zaskoczeniem). Ale prawda jest taka, że tak naprawdę tego dziecinnego podejścia i nastawienia im zazdroszczę i chyba świat byłby lepszy, gdyby wszyscy tak potrafili. Jest czas powagi, ale trzeba też umieć się wyluzować – przynajmniej od czasu do czasu. Powaga istnienia powagą istnienia, ale trzeba uważać by nie pęc.
Cóż, obejrzałem dwa odcinki i... mam ochotę na więcej! Okazało się, że serial jest bardzo dobrze zrobiony a żarty i rozmowy o polityce nie są tak straszną i toporną propagandą na jaką byłem przygotowany. Fakt – serial ewidentnie oswaja nas ze współczesnymi szaleństwami i pewnie z czasem będzie tylko gorzej, ale na szczęscie zostawia nam margines wolności – miejsce na dyskusję. Nie skreśla jednoznacznie (zobaczymy co będzie dalej) wszystkich, którzy się z tymi idiotycznymi pomysłami nie zgadzają – nie zamyka nam ust. Twórcy serialu potrafią śmiać się z jednej i drugiej strony sporu. Spór jest fundamentalny, ale to nie znaczy, że musimy się przez to wszystko pozabijać – takie zdaje się jest przesłanie twórców i z tym przesłaniem się zgadzam. Być może dobrze jest wypuścić trochę pary i podejść do tego wszystkiego z odrobiną humoru by móc utrzymać jako-taki dialog międzyludzki. Podejść z humorem nie oznacza machnąć na wszystko ręką. Podchodzimy z humorem, ale nadal głosujemy wedle własnego uznania. Robimy swoje – ale po prostu przy okazji się nie napinamy, nie odcinamy od siebie i nie palimy za sobą wszystkich mostów. W wyborach głosujemy bez nastawienia, że druga strona to jakieś odczłowieczone potwory, które nie myślą o niczym innym tylko o tym jak nas skrzywdzić. To też ludzie – podobni do nas, jeżeli chodzi o zmagania z codziennością, którzy tak samo jak my chcą dobrze (z reguły). Serial ten pokazuje, że o wiele lepszym sposobem na przekazanie swoich racji może być humor. Oczywiście wymaga to wysiłku ze strony obu stron. Humor i dystans może pozwolić trwać rodzinom i znajomym bez wspomnianego wyżej pozabijania się. Oczywiście są granice nieprzekraczalne dla humoru (problem swoją drogą w tym, że szerzący się w ramach różnych ideologii skrajny libertarianizm takiej granicy nie uznaje) – żeby nie szukać daleko taką granicą w Polsce jest np. Katyń. Jestem w stanie wyobrazić sobie wzruszającą komedię dziejącą się na tle tej tragedii, gdzie tematem drwin nie jest sam mord (tu jest problem z nieuznającymi granic, co dobitnie moglismy zobaczyć przy okazji np. katastrofy smoleńskiej) lecz ludzkie przywary. Oczywiście na dotykanie takich tematów mogą pozwolić sobie wyjątkowe talenty (zresztą generalnie byłoby lepiej gdyby za sztukę brały się wyjątkowe talenty – a przynajmniej żeby tylko sztuka stworzona przez wyjątkowe talenty była promowana). Każdy kraj ma swoją specyfikę i łatwo utknąć w niuansach. Poza skrajnymi przypadkami (akurat w Polsce w miarę powszechne niestety) większość naszych sporów nie jest na tyle ważna by poświęcać dla nich relacje między nami. Jak świat światem - spór był jest i będzie - i trzeba po prostu umieć „żyć z tym sporem” a nie „żyć tym sporem”.
Poglądy Roseanne Barr najprawdopodobniej są szalone (nawet dla liberałów) i trzeba być wyjątkowo ostrożnym z tym, co nam podsuwa i co do nas (a zwłaszcza do naszych dzieci) mówi (pomijając fakt, że komediant to ogólnie kiepski model na intelektualny drogowskaz), ale – muszę przyznać - udało jej się tym serialem posadzić - a raczej utrzymać nas wszystkich przy domowym stole – pomimo dzielących bohaterów (a tak naprawdę nas przecież) zasadniczych różnic. I to jest ogromna zaleta tego serialu. Jest w stanie (póki co) oglądać go jedna i druga strona, które w trakcie będą miały szansę pośmiać się z poglądów adwersarzy, ale i posłuchać dobrych żartów na temat swoich poglądów. Żartów – a nie ostatecznych opinii i wyroków - żartów. Wydaje mi się to wyjątkowo zdrowe. Bo choć od pierwszych minut serialu mamy chłopca paradującego w sukienkach to jendak nie zostaje to pozostawione bez jakichkolwiek kontrargumentów – nie wmawia się nam, że to jest norma akceptowana przez wszystkich. A niestety wiemy, że wiele współczesnych opowieści przedstawia tego typu abberacje jako normy – które albo wszyscy z góry akceptują albo po krótkim czasie to czynią, gdy „źli nietolerancyjni” pojmują w jak wielkim byli błędzie. Oczywiście wysoce prawdopodobne jest, że tak będzie w przypadku „Roseanne” – wręcz jest to pewne. Podobny wątek znajduje się w serialu „Współczesna Rodzina” (Modern Family), gdzie mamy małżeństwo (zakładam, że małżeństwo – bo serial znudził mnie po pierwszych dwóch odcinkach) dwóch panów, którzy wychowują wspólnie córkę. Ileś już tam sezonów powstało tej „Współczesnej Rodziny” i nie ma co się łudzić - po obejrzeniu ponad 100 odcinków człowiek na pewno jest bardziej oswojony z wizją dwóch tatusiów jako normy niż przed ich obejrzeniem. Tak to niestety działa i robione jest to raz z wyrachowania a raz z naiwności – ale zawsze celowo.
Mimo wszystko - dopóki jest wola dialogu - warto rozmawiać. Nie zawsze się da, ale przy odrobinie dobrej woli obu stron jest to możliwe. I nie dotyczy to tylko tamtej strony – dotyczy to także nas. Musimy umieć śmiać się z siebie, ze swojego zacietrzewienia, ze swojej mądrości i nieomylności i rzeczy, w których po prostu się mylimy.
Jak napisałem wyżej - serial zamieni się pewnie z czasem w lewicową papkę a zajmowanie się bieżączką polityczną już dziś skazuje go na śmierć w zapomnieniu – za ileś lat ciężko będzie zrozumieć o czym bohaterowie rozmawiają – o idiotycznych różowych „pussy hats” nikt nie będzie pamiętał. Na szczęście dla „Roseanne” komediowe sitcomy nie powstają – jak dzieła Homera -by trwać wiecznie. Jednocześnie otwarta – ale z humorem i na luzie - rozmowa na temat rzeczy, które nas wszystkich bolą może stanowić wyjatkową formę katharsis oraz szansę na zbliżenie dla obu stron. Często róznice, które wydają nam się przeogromne wcale nie są aż tak wielkie i znaczące a ludzie po drugiej stronie frontu nie są potworami, co można zauważyć siedziąc przy wspólnym stole a czego nie sposób dojrzeć z frontowych, oddalonych o siebie o kilometry okopów.
Czekam na kolejny odcinek. Przestanę oczywiście „Roseanne” oglądać, gdy zniknie obecna (póki co) w serialu równowaga – rodzaj equlibrium – i zacznę być klasycznie obrażany i przedstawiany jako potwór. Obawiam się, że nastąpi to szybciej niż sądzę. Z drugiej strony już raz się pomyiłem w przypadku tego filmu – mam nadzieję, że będę mylił się dalej.

Authors get paid when people like you upvote their post.
If you enjoyed what you read here, create your account today and start earning FREE STEEM!
Sort Order:  

Congratulations @marczek! You received a personal award!

Happy Birthday! - You are on the Steem blockchain for 1 year!

You can view your badges on your Steem Board and compare to others on the Steem Ranking

Do not miss the last post from @steemitboard:

The Steem blockchain survived its first virus plague!
Vote for @Steemitboard as a witness to get one more award and increased upvotes!