Cześć! W końcu mam internet aby napisać kolejnego posta. Dalej jesteśmy w Kolumbii i tym razem udajemy się do Medellin, stolicy narkotyków. Ale tutaj wyjątkowo czuliśmy się jak w domu i dlatego zostaliśmy całe 3 tygodnie. A dlaczego akurat tak czytajcie sami 😊
Wstaliśmy równo o godzinie 5. Nie z chęci ale z potrzeby, aby dotrzeć na drogę wylotową ok godziny 8.
Ostatecznie zaczęliśmy łapać o 9. Miasto jest tak duże, że dwie godziny zajęło nam wyjechanie z niego. Ahh ta stolica.
Po ok 45 minutach stania z kartonem załatwionym na pobliskiej stacji benzynowej, na którym był napis Medellin mieliśmy już zmieniać miejsce, kiedy podeszła do nas kobieta w średnim wieku. Początkowo myśleliśmy, że coś jest nie tak i chce nam pomóc podpowiadając lepsze miejsce czy coś w tym stylu. Okazało się jednak, że zatrzymała się z mężem na stacji 100m dalej i podeszła do nas aby nas zabrać ze sobą. Szybko się zgodziliśmy i poszliśmy z nią do auta. Po drodze zapytała czy możemy się dorzucić do paliwa. Wytłumaczyliśmy jak działa nasz sposób podróżowania oraz, że niestety nie jesteśmy w stanie nic zapłacić. Porozmawiała z mężem i pomimo tego zabrali nas ze sobą praktycznie 1/3 drogi do celu.
Oni w tym miejscu skręcali w lewo a nasza droga prowadziła w prawo. Zatem po 172km razem, rozstaliśmy się. Trzeba było przejść ok 200-300m do stacji benzynowej z restauracją zaraz za zjazdem w naszą stronę - idealna miejscówka pomyśleliśmy!
Skorzystaliśmy z ubikacji, ja zjadłem drugie śniadanie w postaci serowej bułki i zaczęliśmy łapać w pełnym słońcu. Pomimo tego, że byliśmy w centralnej Kolumbii i niby pogoda tutaj powinna być chłodniejsza słońce grzało konkretnie a nie było cienia aby się schować.
W między czasie grupka lokalnych chłopaczków przyszła na stację aby żebrać o kasę i jedzenie. Podeszli też i do nas i próbowali nawet sprzedać nam kokainę. Niby nie mają pieniędzy na żarcie, ale na narkotyki już tak… Chyba, że to chwyt aby wyciągnąć od nas kasę. Oczywiście cały czas ręka w kieszeni była na gazie bo było ich 7, więc nigdy nie wiadomo co to za ludzie. Jeden zapytał mnie widząc wystający z mojej kieszeni nóż czy mu go nie dam w prezencie, ale po odmowie odszedł zostawiając nas w spokoju. Biorąc pod uwagę, że w podobny sposób próbowano nas już 2 razy okraść, sytuacja była dość napięta dla nas. Lepiej być przygotowanym.
Po kolejnych 40 minutach czekania zatrzymał się TIR - pierwszy w Kolumbii. Wojtek początkowo nie mógł uwierzyć, ale upewniłem go, że pasażerka machała do nas ręką. Podeszliśmy więc już razem z plecakami i rzeczywiście zatrzymali się dla nas. Kierowca odsłonił plandekę z przodu naczepy i wskazał górne piętro aby się na nie wdrapać razem z plecakami. Po wejściu tutaj zobaczyliśmy pięterko na całą długość i szerokość przyczepy z conajmniej kilkudziesięcioma kocami. Najwidoczniej transportują w ten sposób uchodźców z Wenezueli. Szybko ułożyliśmy sobie z nich wygodne legowisko i z lekko odchyloną plandeką dla wentylacji ruszyliśmy w drogę prosto do Medellin.
Jak się potem okazało jechali do tej samej części miasta co my, więc trafiliśmy idealnie 😊
W drodze zatrzymaliśmy się na obiadek, którym również zostaliśmy poczęstowani i na godzinę 21 dotarliśmy do domu mojej kuzynki. Ostatni odcinek 4km chcieliśmy pokonać pieszo, ale kuzynka praktycznie zmusiła nas aby wsiąść do taksówki, za którą zapłaciła. Bardzo miło z jej strony, a dodatkowo tutaj jak ktoś okrada to raczej nie z nożem a z bronią w ręku. Więc nasz gaz czy nóż na nic by się tutaj zdał. Dlatego wielkie dzięki jej za to 😊
Jako, że w Bogocie nie udało się załatwić wszystkiego co planowaliśmy, przeznaczyliśmy kolejny dzień na to tutaj. Wojtek się zorientował przy okazji jednej z ulew w Bogocie, że ma dziurawe buty i potrzebuje nowych. Ja też potrzebuję jeszcze kilku akcesoriów, więc łaziliśmy od sklepu do sklepu i od jednego centrum handlowego do drugiego. Niestety nie udało się znaleźć tego czego szukaliśmy…
Następnego dnia postanowiliśmy najpierw pojechać do centrum miasta aby zwiedzić najważniejsze miejsca oraz poszukać noża dla Wojtka. Tak się złożyło, że w centrum jest kilka(naście) ulic ze sklepami i kilka z nich to sklepy wojskowe i dla wędkarzy. Niestety okazało się, że wszystkie noże są albo za ciężkie, albo za duże, albo zwyczajnie bardzo, bardzo drogie. Zobaczyliśmy jednak plac Botero ze słynnymi rzeźbami, nagraliśmy kilka ujęć, zrobiliśmy kilka zdjęć i poszliśmy na obiad do lokalnej knajpki. Kawałek udka z kurczaka z frytkami, sałatką i do tego zupka warzywna. A to wszystko za ok 3,5 dolara.
Najedzeni ruszyliśmy dalej. Wojtek pojechał do jednego z największych centrum handlowego po buty a ja poszedłem na nogach na spotkanie z Kolumbijką aby poćwiczyć mój hiszpański.
O tyle o ile Wojtek znalazł to czego szukał i kupił buty w bardzo dobrej cenie, o tyle ja czekałem prawie 2,5h na moją ‘nauczycielkę’. Kiedy w końcu się spotkaliśmy zabrała mnie do dzielnicy Laureles, gdzie chwilę połaziliśmy i musiałem wrócić do domu aby zostawić gaz i nóż aby można było bezpiecznie iść imprezować. Ochrona na wejściu na pewno by mi to zabrała albo w najlepszym przypadku zakazała wejścia. Mieliśmy być w kontakcie. Ostatecznie coś jej potem wypadło - więc nie spotkaliśmy się już więcej. No trudno… idziemy spać grzecznie dzisiaj.
Przyszedł też czas na sprawdzenie stanu naszego sprzętu oraz mycie, czyszczenie i naprawianie tego co uszkodzone.
Głównie chodziło o nasze namioty, które wymagały porządnego mycia i zajęcia się w końcu dziurami od szczurów. Rano padało, więc nie od razu mogliśmy się tym zająć. Ale przecież trochę lenistwa jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło 😉
Dzisiaj też wraca do domu moja kuzynka, która była w okolicy Santander pomagać przy katastrofie ekologicznej. Mianowicie główną rzeką Kolumbii płynie ropa i tysiące zwierząt giną przez to. Wraz z mężem i najmłodszą córką pojechała jako wolontariuszka na 4-5 dni pomóc ratować zwierzaki i gady. O ile ptaki i wszelkiego rodzaju mniejsze i większe gryzonie uciekły w inne miejsca, o tyle gady typu węże, jaszczurki, kameleony itp już nie miały tyle szczęścia. Podobnie część ptactwa wodnego. Wszystko było pokryte ropą.
Wieczorem okazało się też, że nasza hostka z Barranquilli jest w Medellin. Postanowiliśmy więc wybrać się do Laureles na spotkanie przy drinku 😊 co wczoraj nie udało się zrobiliśmy dzisiaj. A co działo się dalej tej nocy, zostawię już dla siebie, bo musiał bym dać flagę +18 🔞 😉
W sobotę razem z moją kuzynką pojechaliśmy do Guatape, czyli rejonu jezior. Ale nie są to zwykłe jeziora. Powstały one poprzez zalanie terenów po wybudowaniu tamy na pobliskiej rzece. Przy okazji kilka mniejszych wiosek zostało rozebranych a ich ludność przesiedlona. Efekt jest jednak niesamowity a widok zapiera dech w piersiach.
Główny cel w tej okolicy to ogromny kamień o nazwie Piedra del Penon. Kamień ma 205m wysokości i na szczyt prowadzi 659 schodków. Trzeba też zapłacić za wejście, ale uwierzcie mi na słowo, że warto!
Niestety jest to weekend wielkanocny, więc są tłumy. Po prostu setki jak nie tysiące ludzi. Do tego stopnia, że aby podejść do barierki na szczycie aby zobaczyć te wspaniałe widoki trzeba było czekać dobre kilka minut. Ale skoro już tu jesteśmy, to korzystamy z tego co jest. Nagraliśmy filmiki, zrobiliśmy zdjęcia i ruszyliśmy w dół.
Znaczy się ruszyliśmy… Stanęliśmy w kolejce, która prowadziła dookoła całego tarasu widokowego i w ogóle się nie przesuwała. Rzuciłem pomysłem aby zacząć schodzić drogą, która prowadzi na górę - pod prąd i następnie przejść przez barierki na odpowiednią stronę. Tak też zrobiliśmy i dzięki temu udało się zejść w niecałe 25-30 minut.
Wieczorem okazało się, że spotkani w Nikaragui Polacy są akurat w Medellin. Umówiliśmy się więc na wspólne śniadanie Wielkanocne u nich w hostelu. Po dotarciu na miejsce cały stół zastawiony był jedzeniem. Obowiązkowe jajka do tego kilka sałatek a wśród nich lokalne przysmaki w postaci sałatki z awokado czy kawałków papai. Siedzieliśmy wymieniając się swoimi przygodami z ostatnich kilku miesięcy przez większość dnia.
Pod wieczór zaproponowałem aby udać się na przejażdżkę kolejką linową nad dzielnicą 13. Jest to najbiedniejsza dzielnica miasta, gdzie wszystko rządzi się swoimi prawami. Ale więcej o tej dzielnicy dowiemy się kilka dni później kiedy wybierzemy się na pieszą wycieczkę.
Nie wychodząc z metra pojechaliśmy do metra Industriales aby zobaczyć na żywo jak funkcjonuje dzielnica narkotykowa o nazwie Antioquia. Okazało się, że jesteśmy umówieni z lokalnym przewodnikiem i oprowadził on nas po całej okolicy pokazując jak funkcjonuje maszynka do zarabiania pieniędzy. Podobno dzielnica jest pod kontrolą policji i to ona dostarcza towar do sprzedaży. Na każdym rogu stoi czujka - osoba odpowiedzialna za alarmowanie gdyby pojawiło się zagrożenie lub policja, która nie jest częścią skorumpowanej grupy.
Dodatkowo każdy róg ulicy jest pod opieką najbardziej wpływowych ludzi z dzielnicy. Oni też mieli swoich ludzi na każdym ze swoich rogów z bronią dla ochrony. Na tych ulicach nikt nie przejdzie niezauważony i nic nie dzieje się przypadkiem. Nie ma tu bezdomnych, bo są momentalnie wyganiani, tak samo narkomani. Wszystko tutaj funkcjonuje jako jeden organizm. Każdy zdaje się mieć konkretne zadanie jak mały trybik w tej ogromnej maszynce. Dodatkowo ok godziny 22 masa ludzi wyszła na ulicę aby napić się piwa, drinka czy spotkać ze znajomymi. Prawie wszędzie gdzie się nie spojrzy ktoś wciągał kokainę. Tutaj jest ona tańsza od marihuany.
Nasz przewodnik powiedział też, że gdybyśmy tutaj przyszli sami, to nikt by nam nic nie zrobił, bo właściciele rogów ulic na tyle dbają o bezpieczeństwo. Nie mogą oni sobie pozwolić na problemy z turystami, bo jest to złe dla biznesu. Dodatkowo ryzykują wizytą policji w razie ataku rabunkowego na odwiedzających.
Przez kolejne kilkanaście dni odpoczywaliśmy i robiliśmy zakupy potrzebnego nam sprzętu. W między czasie dotarł mój nowy plecak oraz hamak i filtr do wody.
Przez kilka dni ćwiczyliśmy rozkładanie i składanie hamaków aby potrafić zrobić to nawet w ekstremalnych warunkach. Rozkładanie zajmuje mniej niż 2 minuty a dodatkowo nauczyliśmy się kilku nowych węzłów, które będą przydatne też i w innych sytuacjach.
Plecak również od razu zapakowałem sprzętem aby przetestować system nośny. Oczywiście był idealny i 18kg bagażu praktycznie nie czuć na plecach. Czego o moim poprzednim plecaku z Decathlonu nie można powiedzieć. Bo tam system nośny jest zwyczajnie do dupy.
I tak dziwne, że tyle miesięcy wytrzymałem chodząc z nim na bardzo wymagające trekkingi. No ale teraz mam Ospray - ferrari wśród plecaków. Swoje kosztował, ale warto. Już któryś raz przekonałem się, że na sprzęcie na prawdę nie ma co oszczędzać. I, że droższy (nie koniecznie najdroższy) sprzęt jeżeli jest dobrze dobrany i sprawdzony to będzie służył latami. Nie mówiąc o komforcie korzystania. Przy okazji plecaka jest to niesamowicie ważne, w końcu to mój dom na kolejne kilka lat.
Po relaksie przyszedł czas na dalsze zwiedzanie. Tego dnia wybraliśmy się na pieszą wycieczkę po dzielnicy 13 o której wspominałem wcześniej. Akurat pogoda nam nie dopisała i padało, więc część wycieczki przejechaliśmy busem.
Przewodniczka, która mieszka od urodzenia w tej dzielnicy miała niesamowitą wiedzę o tej części miasta. Dodatkowo opowiedziała nam historię ludzi, którzy tutaj mieszkali i ginęli.
W latach 1970-80 bardzo dużo ludzi z biednych wiosek przyjeżdżało do Medellin i przez brak pieniędzy, znajomych czy rodziny budowali się właśnie tutaj. Nikt nie wymagał od nich żadnych pozwoleń ale też nie dawał żadnych świadczeń. Nie mieli więc ani wody, ani prądu ani żadnego bezpieczeństwa. Początkowo w roli ochrony występowali młodzi mężczyźni i chłopcy z maczetami. Było to koniecznie, ponieważ grupy przestępcze zauważyły, że tutaj nawet policja nie chce przyjeżdżać aby bronić ludzi. Rabowali oni więc domy bez żadnych konsekwencji. Później handel narkotykami rozkwitł tutaj bardzo mocno, właśnie przez brak władzy administracyjnej i ograniczeń.
W późniejszych latach burmistrz próbował zapanować nad tą częścią miasta, kończyło się to jednak zwiększoną liczbą śmierci.
Były dwie akcje militarne podczas których zginęło bardzo dużo ludzi. Oficjalne dane podają, że w sumie w obu akcjach zginęło ok 20-30 ludzi. W rzeczywistości jednak ta liczba jest kilku(nasto)krotnie większa. W między czasie uzbrojona lokalna ludność sama zaczęła dbać nad bezpieczeństwem. Tym razem już przy użyciu broni palnej. Jednak doprowadziło to do tego, że zabijano często niewinnych ludzi, bo sąsiad pokłócił się z sąsiadem i zgłosił się do odpowiednich ludzi o sprawiedliwość a ci bez sprawdzenia informacji likwidowali delikwenta. W późniejszych latach, zabitych ludzi ćwiartowano i wyrzucano na wysypisko śmieci. W ten sposób liczba morderstw znacząco spadła, jednak liczba zaginionych rosła w zastraszającym tępie. A wszystko to przez wcześniejsze podkładanie bomb lub granatów pod zwłoki tak aby zabić jak największą ilość policjantów i przypadkowych przechodniów lub rodzinę, która poruszy martwe ciało.
Całą tą historię dodatkowo można lepiej odczuć na miejscu poprzez obecność murali i graffiti, które ilustrują tą smutną historię lokalnej ludności. A w pewnym momencie mieszkało ich tutaj ponad 100 tysięcy.
Uliczki są bardzo wąskie a domy są tak blisko siebie, że czasami ciężko odróżnić jeden od drugiego. Smutna ale bardzo ciekawa historia.
Bez graffiti dzielnica ta była by równie smutna. Nie jest to tylko pokazanie historii ludzi, jest to również sposób na rozjaśnienie smutnych kolorów domów. Na prawdę dodaje to klimatu.
Po skończeniu pieszej wycieczki Wojtek pojechał do domu, a ja zostałem z lokalesami i udaliśmy się wieczorem na imprezę w dzielnicy El Poblado, gdzie piliśmy lokalne przysmaki i tańczyliśmy do lokalnej muzyki do białego rana 😉 trzeba było odreagować. Bo to trochę jak wizyta w Auschwitz.
Przez kolejne dni dalej odpoczywaliśmy i zalatwialiśmy konieczne sprawy. Relaks przy kominku czy domowy własnoręcznie upieczony chleb tylko umilały ten czas.
pierwszy w moim życiu upieczony chleb
Jakiś czas temu Wojtek zauważył, że krwawią mu dziąsła. Postanowił pójść do dentysty i dlatego też tyle czasu zostaliśmy w Medellín. Musiał przejść kilka zabiegów i usunąć dwie 8. Ja miałem obawę usunięcia 8 również, ale hirurg dentystyczny powiedział, że nie ma potrzeby i, że w moim wieku już mi się nie ruszy. Wykorzystałem więc ten czas na pracę nad kanałem YT oraz pisaniem postów. Również zacząłem intensywniej szukać informacji o kursie na licencje pilota, którą chce zrobić w następnym roku. Mam nadzieję, że się uda.
Na koniec naszego pobytu w Medellín, gdzie czuliśmy się dosłownie jak w domu rozmawiając po polsku i jedząc w dużym stopniu jedzenie podobne do tego w Polsce. Nawet zrobiliśmy pierogi ruskie dla całej rodziny na dobre kilka dni w ramach (skromnego) podziękowania za gościnę.
Jak dobrze mieć rodzinę na drugim końcu świata 😊
Dzięki, że jesteś i czytasz moje przygody
Jeżeli podobają ci się moje przygody to zostaw po sobie komentarz :)
Dodaje mi to motywacji aby tworzyć dalej :)
Pamiętaj także aby wpaść na moje inne media społecznościowe:
Artur
©Freedom Traveling -Artur Szklarski. Wszystkie zdjęcia i teksty są mojego autorstwa. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Wpis otrzymał upvote z ramienia @michalx2008x (opiekuna tagu #pl-emocjonalnie) w ramach projektu Peprpetuum-mobile którego autorem jest użytkownik @mmmmkkkk311.
Jeśli nie życzysz sobie otrzymywania więcej upvotes od bota @mmmmkkkk311 odpisz na ten komentarz: "STOP"
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit
@freedomtraveling you were flagged by a worthless gang of trolls, so, I gave you an upvote to counteract it! Enjoy!!
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit
Jak zawsze na piątkę z plusem :D Podobno od poczatku roku ponad 300 osob zgineło w Medellin w akcjach gangów! :( Pirogi? Czyli mają twaróg taki jak nasz? :)
PS Popraw cholero jedna ortografy, bo zostanie na wieki! ;)
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit
Miasto do bezpiecznych nie należy. Ale jak wiesz gdzie nie łazić to nic ci nie będzie 😉
Tak! Mają. Co prawda jest dość słony, więc zwyczajnie do przygotowania masy nie uzywaliśmy soli.
Gdzie mam błędy? Chętnie poprawie 😊
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit
My się w medellin czuliśmy mega bezpiecznie :)ale o Kolumbii później napiszemy =) to widzimy się w Peru?
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit
My też 😊 pewnie! Właśnie wróciliśmy do Peru. 😉
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit
My za jakieś 4-5 dni będziemy z Ekwadoru wyjeżdżać. :)
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit
conajmniej, między czasie, na prawdę, nie koniecznie, tępie, była by, hirurg
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit
Tak to jest jak się pisze na telefonie 😉 update klawiatury był, której używam i word prediction trochę kuleje. serdecznie przepraszam. Nie miałem neta przez 9 dni, więc nie było jak poprawić... Będzie musiało tak zostać.
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit
Congratulations @freedomtraveling! You have completed the following achievement on Steemit and have been rewarded with new badge(s) :
Award for the number of upvotes received
Click on the badge to view your Board of Honor.
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word
STOP
Do not miss the last post from @steemitboard:
SteemitBoard World Cup Contest - The results, the winners and the prizes
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit