Wędrujące Wspomnienia #4: Chorwacja - noc w magicznym lesie i Jeziora Plitwickie

in wedrujacewspomnienia •  7 years ago  (edited)

Autostop w Chorwacji sprawiał mi zdecydowanie więcej problemów niż w Słowenii. Podejrzewam, że spowodowane jest to większym potencjałem turystycznym kraju - im więcej turystów tym trudniej się łapie stopa, prawdopodobnie z dwóch powodów - turyści nie zabierają bo się boją, są z dziećmi, na wakacjach, nie znają dobrze miejsca no i często języka, albo są po prostu zapakowani do pełna. Natomiast miejscowi biorą rzadko, gdyż przywykli zarabiać na turystach na co dzień, nie mają więc potrzeby dodatkowego kontaktu z przyjezdnymi, w dodatku za darmo. Tak czy siak, trafiłem do Rijeki pod strzechę pewnego pastora...

8.jpg

Pastor ugościł mnie poprzez CouchSurfing. Jak sam mówił, uważa, że jego powołaniem jest właśnie gościna. Urodził się w Bośni, ale przeprowadził się do Chorwacji w poszukiwaniu lepszego życia. Był w wieku około 35 lat i miał uroczą żonę oraz rocznego bachorka. W tym momencie bardzo potrzebowałem porządnie się wykąpać i wyprać ubrania, co dzięki jego uprzejmości mi się udało. Wieczorem dyskutowaliśmy na przeróżne tematy, jak na Pastora przystało nie zabrakło także tematów z kategorii "rzeczy ważkie". Wydawał mi się człowiekiem o zupełnie czystym sercu, wręcz niewinnym i niezwykle wrażliwym. Z balkonu mieszkania widać było panoramę Rijeki, zwłaszcza w nocy robiła ona niesamowite wrażenie.



Rijeka

Rano zjadłem z małżeństwem przepyszne śniadanie (do tego kawa zbożowa z mlekiem kokosowym i miodem). Po krótkim zwiedzaniu Rijeki sprawdziłem autostopowe grupy facebookowe - okazało się, że niejaki Bartek jest w Rijece i chętnie pojedzie gdzieś dalej razem. Umówiliśmy się o danej godzinie pod McDonaldem w centrum. Gorący żar lał się z nieba, a ja rozglądając się wokół umówionego miejsca nie mogłem nigdzie znaleźć autostopowicza. Okazało się, że spał na plecaku w cieniu wielkich kolumn, tuż przy McDolandzie. Obudziłem go i przywitaliśmy się.



Bartek

Poszliśmy na piwo, żeby lepiej się poznać i zdecydować co dalej. Mnie natomiast niepokoił brak kontaktu od Wojtka. Wojtek to mój dobry przyjaciel, który miał do mnie dołączyć - jechał z jakąś daleką rodziną bodaj do Wiednia a poem miał dostopować do mnie i razem mieliśmy spędzić następne 2 tygodnie. Było już późne popołudnie, więc z Bartkiem zdecydowaliśmy się zacząć łapać stopa w kierunku jezior plitwickich. Niestety, żadne auto nie chciało nas zabrać. Szliśmy wzdłuż drogi, mając nadzieję na znalezienie lepszej miejscówki do łapania. Gdy zrobiło się już całkowicie ciemno, zdecydowaliśmy rozbić się na uboczu drogi w jakiejś wiosce, tuż przy kapliczce Maryjnej nieopodal autostrady.



Kapliczka przy której nocowaliśmy. Oczywiście pozostawiliśmy po sobie porządek :)

Do jezior Plitwickich docieramy dopiero około godziny 18. W to miejsce dojechaliśmy m.in. dzięki dwóm drwalom, którym pomogliśmy przenieść betoniarkę - poczęstowali nas za to piwem. Jeden z nich nie omieszkał śpiewać na głos bałkańskich pieśni w czasie gdy przedzieraliśmy się przez dosyć klimatyczne, ale raczej biedne wioski chorwackie. W niektórych z budynków widoczne były dziury po kulach z czasów wojny. Na miejscu camping okazuje się cholernie drogi, a kolejny jest w odległości 10km od jezior. Decydujemy się rozbić namiot w lesie, chociaż grozi za to całkiem sroga kara.

Wchodzimy w głębię lasu i rozbijamy namioty. Rozmawiamy sobie, jedząc kolację i zaczyna się powoli ściemniać. Gdy światła było już bardzo mało, zobaczyliśmy wokół nas setki, tysiące świetlików! Były dosłownie wszędzie, w całym lesie. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Latały dostojnie i gasiły się na kilka sekund by znów ponownie się zapalić. Nadawało to zupełnie magiczny klimat temu miejscu. Oczarowani tym widokiem kładziemy się spać, jednak wcześniej wiążemy jedzenie i wieszamy je na drzewie 100m dalej, gdyż - jak słyszeliśmy - w tym rejonie pełnie jest niedźwiedzi. Tej chłodnej nocy budziłem się co najmniej 4 razy, budzony przez różne zwierzęta. Jeden odgłos był dla mnie zupełnie dziwny, gdyż brzmiał jak dwunożne zwierzę, ale znacznie większe od człowieka. W dodatku, nie było szans że o tej porze w tym miejscu był tu jakiś człowiek... Skutecznie powstrzymywało mnie to przed zaśnięciem, a w pogotowiu miałem swój nóż.



Tutaj poprzedniego wieczora przywitały nas świetliki.

Przesmykneliśmy się cudem na teren parku narodowego bez płacenia. Wejście było drogie, a my byliśmy biednymi autostopowiczami (tak sobie to usprawiedliwialiśmy), chociaż "za karę" musieliśmy zwiedzać jeziora z całymi bagażami. Turkusowe jeziora robiły rzeczywiście nieziemskie wrażenie, chociaż całą przyjemność odbierały mi tłumy ludzi i turystów. Zdecydowanie lepiej czuję się w naturze bardziej odosobnionej. Tak czy siak, jeziora plitwickie zapewniły mi kąpiel zmysłów - kolory, zapachy i gra świateł były niczym balsam!


6.jpg

7.jpg

8.jpg

9.jpg

10.jpg13.jpg

Po paru godzinach zwiedzania przyszedł czas na opuszczenie jezior i udanie się w stronę Paklenicy. Niestety, okazało się to o wiele trudniejsze niż dotarcie do parku - staliśmy pryz wyjeździe już trzecią godzinę i pomimo sporego ruchu 0 nikt się nie zatrzymywał. Próbowaliśmy różnymi wariantami - z tabliczką miasta, bez, w końcu z tabliczką "ANYWHERE"... Nic. W końcu postanowiliśmy się rozdzielić i stanąć w innych miejscach. Pożegnaliśmy się więc z Bartkiem, bo mieliśmy się już nie spotkać w czasie tej podróży. Ruszyłem przed siebie dążąc w stronę najbliższej wioski i próbując łapać po drodze.

2.png

W czasie jak szedłem zatrzymał się ktoś i mówi, że jedzie na południe. Zmarnowany po paru godzinach niepowodzenia - dziękuję mu i cieszę się jak głupi (autostop to naprawdę emocjonalny rollercoaster). Spytałem, czy był w Paklenicy - powiedział, że właśnie tam jedzie!!! 126 km od jezior plitwickich, wcale nie w linii prostej, i akurat on zatrzymał się po paru godzinach łapania stopa!!! Spytał czy tamten kolega co łapał to mój znajomy i czy chcę po niego wrócić - nie zdążył się przy nim zatrzymać. Większej radości dawno nie odczuwałem jak w momencie, gdy przejeżdżaliśmy obok Bartka a ja z okna wystawałem i krzyczałem do niego jak głupi, wieszcząc dobrą nowinę - ty jedziesz z nami! :D

Kierowca - Antonii - okazał się niezwykle, hmm..., interesującym człowiekiem, ale o tym w następnym wpisie!

Poprzednie wpisy z serii Wędrujące Wspomnienia:

Zobacz też:

Authors get paid when people like you upvote their post.
If you enjoyed what you read here, create your account today and start earning FREE STEEM!
Sort Order:  

Niezłe historia. I w ostateczności masa szczęścia :)

W tym roku po raz pierwszy wybrałem się na wakacje z namiotem i nocowałem w losowych miejscach bez większego planu. Było znacznie lepiej niż się spodziewałem i jestem przekonany, że za rok będzie jeszcze lepiej, gdy wybiorę się poza Polskę :D

Fajna historia, zazdroszczę widoków i przeżyć :)

Dzięki. Polecam wschód i południe na takie podróżowanie, jest o wiele, wiele ciekawiej, łatwiej, no i taniej :)

Dzięki, na pewno się nad tym zastanowię przed wyjazdem :)

Wyglada cudownie! To miejsce jest na mojej liscie miejsc do odwiedzenia :)

Congratulations @saunter! You have completed some achievement on Steemit and have been rewarded with new badge(s) :

Award for the number of upvotes

Click on any badge to view your own Board of Honor on SteemitBoard.
For more information about SteemitBoard, click here

If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word STOP

By upvoting this notification, you can help all Steemit users. Learn how here!

Piękne okolice i bardzo fajnie opisujesz swoje przeżycia.