Bardzo ucieszyła mnie ta wiadomość — film polskiej reżyserki dostał jedną z najważniejszych nagród głównego konkursu festiwalu w Berlinie. Ucieszyła mnie tym bardziej, że od kilku dni rozmawiałam o tym filmie i spotkałam się z podzielonymi opiniami. Film jest dla wielu oklepany, wtórny, negatywnie nastawiony wobec polskiej prowincji, nadmiernie krytyczny i mało konstruktywny.
Historia Jacka, chłopaka ze Świebodzina, który pracuje nad budową największego na świecie pomnika Jezusa (Króla Polski!), jest jak probówka, w której znajdują się religia, zawiść, ekonomiczne trudności i rodzinne niesnaski. Szumowskiej udaje się przemycić imponująco wiele świetnie znanych nam elementów polskiego krajobrazu — mamy księdza, który z jednej strony nadzoruje zbiórki na gigantyczna statuę, z drugiej nie jest w stanie zaoferować pomocy ofiarze tej budowy. I który, zamiast odpowiadać na etyczne dylematy spowiedników, zachęca ich do opowiadania pikantnych szczegółów z ich erotycznego życia. Mamy rodzinne sprzeczki nad wódką, dywagacje na temat tożsamości i tego, czy Polak musi zostać w Polsce, czy wypada mu szukać szczęścia za granicą. Jest kulejąca opieka zdrowotna, która ratuje twarz Jacka, ale pozostawia go na własną rękę z drogą rehabilitacją i lekami. Nie mówiąc już o ubezpieczeniach społecznych — ledwo widzący, oszpecony chłopak nie kwalifikuje się do renty. Komisja nie ma pojęcia, co mogłaby mu zaproponować — ale zasady to zasady, pomocy nie będzie. Jest nieszczęśliwa miłość, dziwny rodzaj sławy, która staje się udziałem Jacka w związku z jego nową twarzą (podrzędne firmy żerują na popularności jego historii), zawiść i ciepło społeczności zarazem. Są kłótnie o spadek nad grobem dziadka i egzorcyzmy — podobno coraz w Polsce popularniejsze. I pewnie zapomniałam już o wielu innych motywach, które wplata Szumowska w narrację.
Reżyserka nie pokazuje nam najlepszej pocztówki z kraju — pomimo sielankowych pejzaży, niczym z romantycznego malarstwa, które przed nami prezentuje. I pomimo życzliwego spojrzenia na rodzinę, która sprzedaje krowy podczas pobytu Jacka w szpitalu, żeby mieć go jak wesprzeć. Ta rodzinna więź i wsparcie są najlepiej widoczne w postaci siostry Jacka, której jako jedynej nie przerasta wizja bezustannego towarzyszenia oszpeconemu, niemogącemu mówić, załamanemu bratu. I to chyba najbardziej przeszkadzało będzie krytykom, że znowu znęcamy się nad polską prowincją, że brakuje diagnoz, odpowiedzi, epifanii. Że śmiejemy się z religijnej wsi i drobnego pijactwa, małomiasteczkowego kiczu, w którym wielu telewizor i obraz Matki Boskiej muszą być. Z rodzinnych jatek i gęsto padających przekleństw. Tylko czy obowiązkiem Szumowskiej jest diagnozować i rozwiązywać te problemy?
“Twarz” jest hiperbolą i metaforą, która w mistrzowsko zabawny i wciągający sposób wciąga nas w skomplikowaną historię. Chyba każdy z oglądających zastanawiał się nad podobnym scenariuszem we własnym życiu — ten promienny, przystojny chłopak, który właśnie zaręczył się z lokalną pięknością, i planuje wyjazd do Lądka, nagle traci wszystko, staje się wiejskim dziwolągiem, wyzywanym przez dzieci, budzącym strach we własnej matce, niezdolnym do wyraźnego mówienia, pracy i do tego poddanego komicznemu egzorcyzmowi. Matka narzeczonej boi się, że jego dzieci też będą miały taki ryj. Szumowska śmieje się z zabobonu i braku edukacji, ale czy mamy od niej wymagać naprawienia tych problemów? Pokazywaną przez nią ignorancję, religijną gorliwość, niechęć do inności (i w postaci twarzy Jacka, i w postaci Cyganów, budujących pomnik Jezusa na czarno, których biskup nazywa muzułamanami) i niechęć do jej zrozumienia mistrzowsko wykorzystują polscy politycy, którym na rękę jest taka wieś. Których pogubieni, z trudem dorabiający się prowincjusze oddadzą głosy, bo będzie ich ona broniła przed resztą świata, zachodnim zepsuciem i wschodnim najazdem barbarzyńców. Nie jest to poza tym bolączka polskiej rzeczywistości wyłącznie — te same mechanizmy wygrywają stanowiska konserwatywnym populistom na całym świecie, którzy mało zainteresowani są poprawą dobrostanu swoich elektoratów poza wyborczą retoryką.
Pewnie “Twarz” wywoła w Polsce burze i Szumowska na następny film, jak to w żartach mówiła podczas konferencji, prosić będzie musiała Niemców. Mam jednak nadzieję, że da wielu z nas okazję do refleksji nad naszą uroczą ojczyzną i ktoś z widzów wpadnie na pomysł, jak prowincjonalne bolączki można by konstruktywnie krytykować i rozwiązywać.!