Mój stosunek do "Devilman: Crybaby", jest przykładem na to, że ulubiona bajka niekoniecznie musi być jednocześnie tą, którą uważamy za jedną z najlepszych. Choć seria wpłynęła na mnie i mój światopogląd (jak "Kaiji: Ultimate Survivor", "Lupin III", "Nana", "Space Brothers"), to nie mogę jej ocenić na dyszkę lub dziewiątkę z plusem. Nie z powodu jakiś błędów w fabule, czy zbędnych elementów. Mimo, że niektóre rysunki trochę bolały, to reszta nadrabiała na tyle, że mogłem przymknąć oko. No i akcja pędziła ciut za szybko, ale poza tym, to nie mam większych zastrzeżeń do bajki. Po prostu uważam, że można było więcej wycisnąć z tego pomysłu. Np. wydłużyć o parę odcinków, dodać kilku bohaterów, czy parę nowych wątków lub bardziej je rozwinąć. "Devilman: Crybaby" aż się o to prosi, niektóre sceny wręcz błagały o rozwinięcie! Akcja pędzi na złamanie karku, człowiek ledwo "pokocha" postacie, a te umierają w kolejnych odcinkach. Dało się odczuć, że niektóre wątki zostały po prostu odhaczone. W sensie spełniły swoje zadanie i można je było odfajkować. Kilka dodatkowych odcinków raczej nie wpłynęłoby negatywnie na poziom serialu, a ten mógłby się wręcz podnieść. Tak czy siak, mimo moich drobnych narzekań, to zakochałem się w tej bajce i koniecznie chcę się z Wami podzielić moimi przemyśleniami.
Pomijając wątki związane z religią, to moją ulubioną częścią DMC są ludzie. Niewiele anime pokazało nas tak prawdziwie. Duża w tym zasługa zręcznego i doświadczonego reżysera, który przedstawia wiele rzeczy w myśl zasady "show don't tell". Polega to na pokazywaniu rzeczy bez uciekania się do tłumaczenia tego, co postacie robią lub o czym myślą. Dobrym przykładem jest scena, gdy Taro pożera własną matkę, a na całą sytuację patrzy jego ojciec. Mimo, że częściowo zmieniony chłopiec nie mówi ani słowa, to słyszymy w myślach jego głos: Gomene, Oto-san. Wracając do tematu, choć możemy zobaczyć bardzo szeroki zakres zachowań i reakcji bohaterów, to twórcy postanowili skupić się głównie na tych gorszych odcieniach ludzkości. Takich, które możemy kojarzyć np. z rozłamu Jugosławii (gdzie sąsiad zabijał sąsiada), czy 2 WŚ ze strony Niemców, Ukraińców, Rosjan i Japończyków (gdy mogliśmy zobaczyć totalne zezwierzęcenie w/w narodów). Obserwujemy stopniowo narastającą spiralę nienawiści między ludźmi oraz skutki jej przeładowania. Można to zauważyć po rodzinie Makimura i bohaterach dalszego planu. Choć mają jakieś mniejsze grzechy na sumieniu, to większość z nich jest szczerze dobrych. Są gotowi do poświęceń dla wyższego celu oraz starają się zrobić co mogą, zamiast mazgaić się w oczekiwaniu na niechybną śmierć. Widzimy jak bohaterowie zmieniają się w konsekwencji przeżytych doświadczeń - jak wpływają na ich przyjaźnie, czy podejście do życia. Historia którą początkowo można byłoby określić mianem "shounena dla starszych nastolatków", z czasem staje się coraz mroczniejsza, w której coraz słabiej przebijają się pozytywne, radosne doznania. Jak u Miki, której rodzina rodzina z początku beztrosko podchodzi do życia, lecz wraz ze zmieniającym się światem, w ich domu jest coraz mniej radości.
Skoro o tym mowa, to popłakałem się przy dwóch scenach. Pierwsza to ta, w której Akira ratuje 3 ludzi przed ukamienowaniem. Reżyser Masaaki Yuasa świetnie zgrał ze sobą trzy wydarzenia z różnych miejsc. Miki apelującą o pokój na świecie poprzez internet w swoim domu, młodego chłopca wahającego się, czy rzucić kamieniem w któregoś z 3 przywiązanych ludzi i Akira, który broni niewinnych własnym ciałem, przyjmując kamienie przeznaczone dla nich. Chłopak postanowił w końcu odejść od grupy ludzi i przytulił się do diabła. Napastnicy początkowo byli w szoku i odczuwali dysonans poznawczy, lecz gest młodzika zmienił ich nastawienie. Podobnie było w przypadku Miki, której apel poskutkował ujawnianiem się Devilmanów oraz zmianą poglądu na tę sprawę u wielu ludzi. Za każdym razem, gdy oglądałem ten fragment, to ściskało mnie za gardło ze wzruszenia. Niesamowita bomba emocjonalna różnych, kotłujących się emocji. Nie jedna w tym anime zresztą. Jeśli chodzi o drugą, to byłem kiedyś w sytuacji jak Akira. Mam na myśli moment, gdy powiedział Miki, że jej rodzice i braciszek nie żyją. Również dostąpiłem tego nieprzyjemnego "zaszczytu" powiedzenia komuś, że najbliższa mu osoba zginęła. Reżyser bezbłędnie oddał te chwile. Emocje, które z jednej strony rozsadzają człowieka od środka, ale z drugiej ciążą mu jak ciężki gryf na klacie. Oglądając ten moment, czułem się jakby od tego wydarzenia nie minęło kilka lat, a raptem parę dni.
Szatan dał nam parę razy do zrozumienia, że nie musiał zbytnio się przepracowywać przy urabianiu homo sapiens. Jasne, stworzył im sytuację do grzeszenia oraz trochę ich okłamał. Jednakże ludzie sami z siebie mają skłonność do brutalnego rozwiązywania spraw i kierują się egoistycznymi pobudkami. Wiadomo, nie wszyscy są źli, ale jak wielokrotnie pokazała historia, czy codzienne życie - choć rasa ludzka wiele stworzyła lub obroniła, to jeszcze więcej zniszczyła. Wiem, że brzmi to jak wyświechtany ekologiczny truizm, ale nie ma co ukrywać, ludzkość zawsze kierowała się swoją egoistyczną naturą. Jesteśmy bezlitośni w przyrodzie. Szatan jedynie naprowadził ich uwagę i zasiał niepewność w ich umysłach wobec sąsiadów. Zwykle wystarczy zdehumanizować naszych oponentów, czy dać nam logiczny powód na to, by uzasadnić zabójstwo, czy zniszczenie cudzej własności. Z tego powodu godzimy się w kwestii częściowego ograniczenia wolności (prawem i jego egzekutorami). Wolimy by wszyscy działali w obrębie powszechnie akceptowanego prawa niż miałoby decydować prawo siły. Ludzka natura jest niezmienna i warto narzucić na siebie pewne ograniczenia dla dobra wspólnoty
Dawniej nie było tak lekko jak dziś. Świat przed 1 WŚ wyglądał zupełnie inaczej od tego po 2 WŚ. Było bardziej niebezpiecznie, jak również brakowało dzisiejszych możliwości zmiany stylu życia, odbicia się od dna czy znalezienia nowej pracy. Nie wspominając o gorszym przepływie informacji i wiadomości, co również bezpośrednio przekłada się na samorozwój i większą świadomość ludzkości. Anime świetnie pokazuje, że mimo obowiązkowej edukacji, większej samoświadomości i wiedzy ludzi, to nie jesteśmy się w stanie wyzbyć naszych pierwotnych zachowań. Mało tego, jako ludzie od wieków łapiemy się na tych samych błędach i wpadamy ciągle w sidła. Można nam wmówić wiele rzeczy, w które autentycznie uwierzymy, a odpowiednio pokierowani, jesteśmy w stanie dokonywać strasznych rzeczy.
Politycy i władcy już od wieków stosują zasadę "dziel i rządź". Po 2 WŚ przejęto osiągnięcia Nazistów oraz Sowietów na polu propagandy i powstał taki termin, jak "gotowanie żaby". Chodzi o zmianę ludzkiego myślenia (np. nastawianie większości na mniejszość lub odwrotnie, zmianę sposobu myślenia, pokazywanie rzeczywistości innej od tej, którą widzimy na własne oczy), używając przy tym mediów, komiksów, filmów fabularnych, płatnych klakierów, autorytetów do wynajęcia itd. Przykład z telewizorem i demonami udającymi znane osobistości w świecie DMC sobie daruję, bo na to zwrócił uwagę chyba każdy (no i on sam jest dość mainstreamowy od paru lat). Dużo ciekawsza i bardziej znamienna była rozmowa matki Taro z koleżankami-karynami o demonach. Kobiety bezmyślnie powtarzały to, co usłyszały w propagandowym pudle i nie zauważyły, jak zmieniły się priorytety w ich życiu. Jak widać po anime, czy naszym świecie, dzieje się tak niezależnie od szerokości geograficznej i kraju pochodzenia. Wystarczy, że przemówi autorytet, podeprze się jakimiś dowodami, a większość wyłączy myślenie i bezkrytycznie uwierzą w te poglądy, jakby to było ich własne zdanie. Ludzie często nawet nie zadadzą sobie podstawowego pytania "dlaczego tak robię? Jaki mam w tym interes?". Po prostu idą jak lemingi w przepaść.
Nie wiem jak u Was, ale sceny z karynami i pogromami demonów automatycznie przywiodły mi na myśl Niemcy ubiegłego stulecia. Mam na myśli uderzanie w najniższe instynkty, społeczne frustracje, wzbudzenie poczucia zagrożenia, a następnie wskazanie kozła ofiarnego i rozwiązania problemu. Co prawda w Niemczech (jak i w całej ówczesnej Europie) nie lubiano Żydów, więc skojarzenie jest tylko połowicznie trafione, ale chodzi mi o podobieństwo w kwestii samego procesu inżynierii społecznej i nastawiania jednych na drugich. Nie trzeba ich było nawet specjalnie zachęcać, w niektórych krajach ludzie wręcz sami ładowali Żydów do pociągów (poczytajcie gdzie i w jakich ilościach, ciekawa lektura). Jakkolwiek to niepoprawnie nie zabrzmi, ludzie zwykle odreagowują swoje frustracje siłowymi rozwiązaniami. Ba! Gdy zapewni się im gratyfikację, czy samą niekaralność, to część ludzi będzie nie postrzegała innych homo sapiens, jak członków tej samej rasy.
Z drugiej strony, "Devilman: Crybaby" daje też wiele przykładów na pozytywne świadectwa ludzi. Jeszcze nie widziałem serialu, który by tak wyraziście pokazał dobro płynące prosto z serca. Nie wynikające z wychowania, czy wyrachowanego działania dla określonych korzyści (czy to materialnych, jak pieniądze, czy psychicznych, jak poczucie spełnienia dobrego uczynku). Ta dobroć wynika z poczucia obowiązku, przekonania że tak należy zrobić. Można przy okazji coś uzyskać, ale pełni to formę dodatkowej nagrody/czynniku przyśpieszającego, nie wpływając za bardzo na bezinteresowność. Reżyser pokazuje to w nienachalny sposób, nie umoralniając za bardzo przy tym widza. Tym razem powołam się na grupkę raperów, którą znamy od początku. Nie mógłbym powiedzieć, że są krystalicznie dobrzy, ale kiedy trzeba było, to zachowali się jak należy. No, prawie wszyscy, bo jeden z nich zdradził swoich kompanów. Kwestia dobra/zła nie zawsze jest widoczna na pierwszy rzut oka i jest to trochę bardziej złożone niż się niektórym wydaje. Jedni uważają za zło, jak ktoś łamie prawo, ktoś inny tak pomyśli np. o zażywaniu zakazanych substancji, a inni (moim zdaniem ci normalni) będą patrzeć jedynie na czyny. A konkretniej czy robili krzywdę ze złymi zamiarami, komu itd. Dla większości ludzi jest to jednak za trudne, więc maksymalnie upraszczają ocenianie innych. Moim zdaniem, to czy ktoś jest dobry czy zły, definiuje jego wybór w momencie próby - czy wybiera decyzje krzywdzące innych, czy będące dla nich nieszkodliwe lub korzystne.
Gdy oglądałem DMC po raz drugi, to dokładnie śledziłem każdy krok Ryo. Przy pierwszym seansie nie zwracałem na niego aż takiej uwagi. Od początku dało się wyczuć, że jest to wyjątkowa istota. Po jego głosie, wzroku i niespotykanej pewności siebie. Mistrz kłamstw i manipulacji, który kryje swe niecne zamiary, pod płaszczykiem rzekomo dobrych intencji. Niewinnie wyglądający, ale śmiertelnie groźny i przebiegły jak wąż. Dowodem na jego mądrość jest to, że zostawił swoją "przypominajkę" w środku Afryki. Nawet gdyby ludzie się tam zapuścili (co i dziś nie jest takie proste), to uznaliby ten totem za jakieś lokalne bóstwo. Genialny pomysł, zapewniło mu to miękkie lądowanie po walce z Bogiem.
Czasem krytykuję Japończyków za to, że niekiedy błędnie interpretują naszą kulturę, religię (i vice versa, Europejczycy niemniej często czynią to samo). W tym jednym przypadku, muszę przyznać, że wyszło im to co najmniej dobrze. Sam co prawda nie zaznajomiłem się z Biblią, ale za to czytałem kilkanaście przypowieści. Wizerunek Diabła, Boga i ich relacja z DMC odpowiada mojemu wyobrażeniu tych istot. Jestem sobie w stanie wyobrazić, że Szatan w taki sposób działać na Ziemi. Jest to tym łatwiejsze, że 12 lat temu czytałem w swojej pierwszej teorii spiskowej, jak taki Antychryst dochodził do majątku i władzy nad światem. Tamten Ryo był elokwentnym i inteligentnym chłopakiem z błyskawicznie postępującą karierą. Dorobił się również gigantycznych pieniędzy na wysokich technologiach, umożliwiające mu nieskrępowane działanie na dużą skalę. Poza tym używa wszelkich możliwych narzędzi by okłamywać ludzi i wykreować się na zbawcę, który w prosty sposób rozwiąże ich problemy. Wypisz wymaluj, to "nasz" Ryo. Ech, jak szkoda, że nie stoczył pierwszej bitwy z Bogiem na wzgórzach Golan, wtedy pięknie by się ta łączyło z tą teorią spiskową. No ale scena ze zniszczeniem jednej z flot Pacyfiku też była git.
Pana Boga pozostawiłem sobie na koniec. Gdy kończyłem swój pierwszy seans, to nie doceniłem jego nieznacznej, acz ważnej roli. Przez swój krótki czas, to nawet go nie doceniłem. Dopiero po paru dniach dzięki swojemu kumplowi zdałem sobie sprawę, jak istotna jest jego rola i że osiągnął zwycięstwo na wszystkich frontach. Gdy zaczynało się anime, to jego Adwersarz powiedział z przekonaniem: miłość nie istnieje, tak samo jak smutek, dodając po chwili: myliłem się wtedy. Klęska diabła polega na tym, że nie był w stanie dalej wojować z Bogiem i nie pozostało mu nic innego, jak uznanie jego wyższości i przyznanie się do błędu. Nie doszłoby do tego, gdyby nie poznał na swej drodze Akiry, którego pokochał jak brata. Dopiero to uczucie bezpowrotnej straty uświadomiło mu, że sam się do tego przyczynił. Nie płacze tym razem ze strachu, a z bezsilności i pustki, która powstała w jego sercu, gdy uświadomił sobie, że jego życie straciło sens (coś jak Envy w podobnej scenie w FMA: B). Fragment z kilkudziesięciu minut wcześniej pokazał, że Stwórca mógłby bez problemu pokonać swego oponenta (chodzi o scenę, w której Szatan wył i srał ze strachu jednocześnie). Zależało mu jednak na tym, by adwersarz sam przyznał się do klęski, więc dał mu wolną rękę w kwestii ludzi. Nie ingerował w jego działanie, niczym dorosły który obserwuje działanie dziecka, ale nie wtrąca się tylko patrzy na efekty.
Nie planowałem tak długiego tekstu (ani takiej obsuwy, za co przepraszam wszystkich czekających), ale chciałem to trochę lepiej uzasadnić i przybliżyć moją perspektywę na te 3 rzeczy w "Devilman: Crybaby". Mam nadzieję, że przyjemnie się czytało. A jak Wy zinterpretowaliście tę kreskówkę?