Dlaczego warto znać „Space Brothers” + krótka opinia o filmie SB: Zero

in engrave •  5 years ago 

Pierwszy film kinowy „Space Brothers” odświeżył moje wspomnienia z tej długiej, niemal 100-odcinkowej serii. Wciąż mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że to jedno z najlepszych anime, jakie kiedykolwiek widziałem. Nie znam żadnej kreskówki, czy nawet serialu aktorskiego, który podszedłby równie rzetelnie do przedstawiania zagadnień dotyczących kosmosu. Fabuła "Space Brothers" jest stosunkowo prosta i w sumie nieszczególnie odkrywcza– dwóch braci chce zostać astronautami. Niezwykła jest natomiast droga do osiągnięcia tego celu, bowiem widzimy raczej dość wierne przedstawienie całego procesu rekrutacji, a następnie treningu na astronautę. Jeśli połączymy to z udaną, życiową fabułą, dodamy do tego kapitalnie napisane postacie, a następnie wszystko to połączymy, otrzymamy wyjątkowe anime. Jasne, nie wszystko mi się w nim podoba, ale ma to, na czym mi zawsze najbardziej zależy, czyli dobrą fabułę. Strona muzyczno-wizualna stoi na odpowiednim poziomie, nie wybija z rytmu podczas oglądania, ale też nie warto oczekiwać wodotrysków. Nie to jest esencją tej bajki.

Wracając do głównego motywu, jak to się zwykło mówić w Polsce - „Z gówna bicza nie ukręcisz” i podobnie to wygląda w kwestii treningu na astronautę. Nie dość, że ten jest wyjątkowo rygorystyczny i bezwzględny, to jeszcze trzeba się pilnować na każdym kroku. Jakikolwiek objaw niekompetencji lub słabości (szczególnie na późniejszych etapach szkolenia) jest odnotowywany i może zaważyć na udziale w misji. Kosmos nie wybacza błędów, więc trzeba mieć nerwy ze stali, umieć wykorzystywać wszystko, co ma się pod ręką, jak również być w dobrej formie fizycznej, jak i psychicznej. W trakcie całego szkolenia możemy zobaczyć, że każdy, nawet pozornie bezsensowny etap ma swoje logiczne uzasadnienie i stanowi on cenną lekcję dla naszych bohaterów. Wszystko ma tu swoje znaczenie - reagowanie na zmęczenie, praca w stresujących warunkach, siła woli i wola życia, wyporność płuc, odporność na ciężkie i zmienne warunki pracy, przebywanie przez długi czas na zamkniętym obszarze i... dziesiątki innych, których tu nie wymieniłem.

Sposób przedstawienia fabuły w SB można na swój sposób porównać do „Batman TAS”. Kto oglądał klasyczną bajkę z Gackiem, ten zapewne pamięta dość charakterystyczną i w sumie rzadko spotykaną narrację. Bajka nadaje się idealnie zarówno dla dzieci, jak i starszych widzów. Dziecko będzie się podniecało tym, co widzi, zaś dorośli odrazu dostrzegą pewną subtelność w pokazywaniu trudniejszych, a nawet brutalniejszych momentów. Dodajmy do tego dojrzałe i konsekwentne podejście do postaci (których jest niemniej tyle, co w „One Piece”, czy „Legend of Galactic Heroes”), jak również niezwykłą sieć powiązań pomiędzy wszystkim. Wszystko idzie tu od punktu A do punktu B, jedno wynika logicznie z drugiego, ale i tak jesteśmy zaskakiwani dbałością o najmniejsze detale i pomysłowością twórcy. Jeśli wziąć pod uwagę ich ogrom, to w sumie dobrze się stało, że mangaka przyjął taki klimat opowieści. Dzięki temu nie jesteśmy przytłoczeni wydarzeniami, czy nadmiernie skomplikowanymi tematami.

Jeśli chodzi o „Space Brothers: Zero”, to nie bardzo mam o czym pisać poza standardowymi, powtarzalnymi zwrotami. Przez cały seans miałem wrażenie, jakbym po prostu oglądał jeden, super-długi odcinek, który jest poświęcony głównie przeszłości Hibito i jego amerykańskim kolegom z NASA. Możemy zobaczyć na własne oczy wydarzenie, które odcisnęło swoje piętno na niektórych postaciach oraz jak wyglądała ich miniona szara codzienność. W przypadku Mutty nie dowiemy się nic szczególnie interesującego, większość rzeczy można się było domyślić lub ujrzeć na własne oczy w serii telewizyjnej. Tam też ma ciekawiej napisane wątki, dzięki którym łatwiej nam się z nim utożsamić.

Film nie wywołał u mnie większego podniecenia, ale mimo to bawiłem się nieziemsko. Wynika to z fabularnych powodów, większość rzeczy znamy z serii TV, więc historia tak nie zaskakuje, ale czy to w jakikolwiek sposób przeszkadza? Mi nie, choć pewnie to wynika z dużej roli Hibito, którego zwyczajnie uwielbiam. Tutaj dostał odpowiednio dużo czasu i poznał swojego fumfla z czasów, jak był w brzuszku mamusi... :D. Czy warto oglądać „Space Brothers: Zero”, gdy nie znamy oryginału? Moim zdaniem raczej nie, lepiej obejrzeć po zakończeniu anime lub pierwszych 50 odcinkach.. Natomiast jeśli pytacie, czy warto poświęcać czas na 99-odcinkową serię, to… idźcie oglądać, podziękujecie mi później.


Pierwotnie opublikowano na Zwykły chłopak piszący o popkulturze, polityce, anime, serialach, ksiażkach i wszystkim innym, co go zainteresuje.. Blog na Steem napędzany przez dBlog.

Authors get paid when people like you upvote their post.
If you enjoyed what you read here, create your account today and start earning FREE STEEM!