“Fullmetal Alchemist: Brotherhood” po latach, część III

in engrave •  5 years ago 

Gdy patrzę na Brotherhooda z perspektywy całej serii, to odruchowo myślę o nim, jak o najlepszym bitewniaku. Skończyłem oglądać to anime już jakiś czas temu, więc mogłem spojrzeć na nie z odpowiedniej odległości. Podtrzymuję swoje słowa z poprzednich tekstów o FMA - Arakawa zrobiła mangę pozbawioną błędów. Seria jest całkowicie spójna, a jednocześnie zaskakująco konsekwentna w swych założeniach.
Fullmetal Alchemist dodatkowo zyskuje na tym, że Arakawa zmieniła niczym król Midas, bolączki wielu bitewniaków na zalety. Chodzi tu o nie zabijanie przeciwników i tzw. friend no jutsu, nakama power, friendship is magic i tym podobne motywy. Wielu autorów czasem ucieka się do oklepanego, niekiedy pozbawionego emocji sposobu lub kompletnie to partaczy. Działanie braci Elric, zostało umotywowane w racjonalny, jak i zrozumiały dla czytelników sposób. Nie wynika to bynajmniej z jakiś mesjanistycznych pobudek, jak to bywa w paru popularnych seriach. Chęć niesienia pomocy wynika prosto z ich serca, zaznali wiele cierpienia w życiu i zbyt dobrze poznali smak straty.

Autorka nie tylko skumulowała wszystkie istotne postacie w jednym miejscu, ale również stworzyła jedno z najlepszych zakończeń w historii tego typu mang. Pomijając niektóre mniej interesujące wątki, jak walka nieśmiertelnych żołnierzy ze Scarem, Edkiem i resztą grupy, to każdy odcinek jest przeładowany świetnymi momentami. Gdybym chciał napisać o wszystkim, co mi się spodobało, to tekst byłby niemiłosiernie długi, więc ograniczę się wyłącznie do tego, co najbardziej przykuło moją uwagę.

Zacznę może od bardzo dobrze napisanych relacji pomiędzy braćmi Elric, a ich ojcem. Arakawa przez cały komiks znakomicie budowała ich burzliwe związki, pokazując tu i ówdzie retrospekcje z ich nielicznych spotkań. Oglądając te same wydarzenia, ale obserwowane z innej perspektywy, dostrzegamy zupełnie odmienny kontekst danej sceny. Byłem po prostu urzeczony, gdy jakże urocza para musiała się rozstać. Dzięki drugiej retrospekcji, ojciec braci nie wychodzi na takiego chłodnego drania, jak to było widziane z perspektywy dzieci. Autorka świetnie przedstawiła na przykładzie Hohenheima i jego synów, że poprzez emocje i nasz aktualny stan, możemy wyciągnąć mylne wnioski i wydać zły osąd. Następnie, w równie naturalny sposób, dała odpowiedzi na wątpliwości Hohenheima i pozwoliła ostatecznie rozliczyć się z przeszłością oraz pogodzić z dziećmi.

Nim jednak to tego dojdzie, czeka nas kilkanaście odcinków wypełnionych po brzegi czystą zajebistością. Ich liczba jest przytłaczająca (nie znam anime, które tak długo by trzymało mnie w napięciu), o treści nawet nie wspominając. Widać różnicę w komiksie rysowanym przez kobietę, a mężczyznę. Autorka FMA pilnuje tych drobnych, subtelnych detali, na które wielu samców po prostu nie zwraca uwagi. Dopełnia charakter i emocje danych postaci poprzez odpowiednią mimikę, mowę ciała, czy trafne, wyjątkowo życiowe teksty. Gdy patrzę na Wratha albo Roya, gdy ten się nie powstrzymuje, to czuję emanującą z nich czystą furię. Gdy wspominam relacje Winry i Edka, to nie mam mu nic do zarzucenia, jest naturalny aż do samego końca. Gdy myślę nad postaciami, to również nie mam się do czego przyczepić. Wszystkie z nich zachowują się tak, jak powinny i nie ma tu dziwacznych zmian charakteru, jak w niektórych mangach z Shounen Jumpa.

Na osobne, dłuższe omówienie, zasługują Homunculusy, które mają swój spory udział w ostatnich kilkunastu odcinkach. Zacznę od Wratha, który jest w moim mniemaniu jednym z najlepszych bad assów w historii M&A. Bradley jest po prostu niekontrolowanym, pier... ym żywiołem siejącym zniszczenie. Nie wzruszył go zamach bombowy, nie zraził go długi dystans do bazy. Nie zatrzymał go czołg, jego przeciwnicy nie byli w stanie go pokonać w walce 1 na 1. Facet przeszedł na względnym lajcie przez wszystkie przeszkody, niczym rozgrzany nóż w masło. Każda scena z jego udziałem, to autentyczne złoto. Jedynie Scar był w stanie z nim godniej zawalczyć, aczkolwiek nie jestem pewien co do jego zwycięstwa, gdyby Furer był w lepszej formie. Powiem więcej, uważam to za dość wątpliwe, gdyż niewiele mu brakowało do pokonania Ishvalczyka, a gdyby był w lepszej formie to mógłby wygrać.

Greed-Yao nie poradził już sobie tak dobrze z kolegą, ale nadrobił w innych sprawach. Relacja pomiędzy ucieleśnieniem chciwości, a księciem była jedną z ciekawszych w całej serii. Czuli do siebie wzajemny szacunek, wymieniali doświadczeniem i doskonale się uzupełniali, nie tyko na polu bitwy. Nie jest to co prawda czołówce, jeśli chodzi o "rozkład sił" w FMA, ale oglądanie ich walk, to czysta przyjemność. Gdy Greed umierał, to poczułem mimowolny smutek. Facet był co prawda zły, ale miał ten swój "honor łotra", rozumiany na swój własny, pokrętny sposób. Lubię takich "zadziornych buców, z nutką dobra w sercu", jak Greed, czy Vegeta z Namek.

Pride koniec końców, jest drugim moim ulubionym Homunculusem. Autorka doskonale przedstawiła za pomocą tekstu i rysunków jego charakter. Podobnie co w przypadku reszty braci, zachowuje się jak ucieleśnienie swojego grzechu i przejawia cechy, które kojarzą nam się z dumą. Np. odczuwanie wyższości nad innymi, nadmierna pewność siebie, która często może być zgubna lub ułatwia zracjonalizowanie np. morderstw, czy wzrastająca wściekłość gdy ktoś drażni jego ego. Pride często przemawia aroganckim, lekceważącym, bardzo pewnym siebie tonem, zaś ruchy jego cienia, kojarzą mi się z poruszaniem drapieżnika. Najlepiej to było widać, gdy pożerał Gluttony'ego oraz podczas jego spotkania z Hohenheimem. To był po prostu przecudowny widok, gdy blondyn wbijał niewidzialne igły prosto w najczulszy punkt Pride'a, a ten cały drżał i walczył ze swoimi pokusami, aby nie skrócić swojego stryjka o głowę. Co ja mówię, drżał to mało powiedziane, on kipiał czystą furią z mordem w oczach, wyobrażając sobie jak patroszy Hohenheima na setki różnych sposobów. Nie mniej podobała mi się scena z wchłanianiem Glutonny'ego, wbrew woli samego zainteresowanego. Przerażenie grubaska, totalny brak szacunku i emocji ze strony starszego brata oraz reakcje reszty zbudowały odpowiedni nastrój grozy.

Sloth to po protu strzał w dziesiątkę, jeśli chodzi o kreację, świetne ujęcie esencji grzechu lenistwa. Gdy walczył z rodzeństwem Armstrongów, to niejednokrotnie sobie myślałem - kurde, typ jest naprawdę zdolny, gdyby nie był taki leniwy, to mógłby być silniejszy niż Wrath i Pride. Nie żartuję, facet tłukł się z bardzo solidnymi wojownikami i gdyby miał trochę więcej szczęścia i rozumu, to spokojnie by ich wszystkich zmasakrował. Arakawa doskonale ukazała jego potęgę na przykładzie w/w Armstrongów. Szybkość Leniwca została pokazana, jak najlepsze ciosy w "Dragon Ballu". Czuć w tym sporą siłę i nadludzką zręczność. O ile bratu zdarzy się chwila zwątpienia, o tyle przestraszyć Olivię, diabła wcielonego w żeńskiej, maksymalnie suczej skórze, to naprawdę nie lada wyczyn! Zresztą, nie tylko Homunculus ją zszokował. Major pomimo pewnych zachowań, jest zaskakująco silny, odporny i sprytny. Gdyby był odrobinkę silniejszy i walczyłby z Wrathem "na śmierć i życie", to nie byłby na przegranej pozycji.

Tak jak najbardziej zachwycam się Wrathem, Pridem i Greed-Yao, tak Envy jest jedną z najlepszych rzeczy, jakie wymyśliła Arakawa. Jeszcze nigdy nie widziałem tak znakomicie, przedstawionego wątku tego typu i mówię tu o całej sztuce, czy popkulturze. Moment, w którym Envy zdała sobie sprawę z tego, że jej egzystencja jest gówno warta i że każdy ma ją generalnie w dupie, jest po prostu prze-genialny! Jej ostatnie podrygi, nieudolna próba przekonania samej siebie, że kogokolwiek obchodzi, to co ma do powiedzenia światu, chęć zakamuflowania swoich słabości cudzymi wadami, aby tylko nawiązać jakikolwiek kontakt... No po prostu majstersztyk, nie dziwię się Envyemu, to był cios prosto w samo serce i całkowite rozwalenie jej świata, który opierał się na zwykłej zazdrości i grząskich fundamentach.

Jeśli chodzi o finałowy segment całej opowieści, to ten jest doskonały. Chyba nawet inwazja na pałac w HxH nie była dla mnie tak emocjonująca, co przewrót wojskowy w Centrali. Nie ma co się rozdrabniać na wymienianie pojedynczych, najlepszych scen, więc powiem po prostu krótko - ten, nazwijmy go umownie "arc", jest epicki jako całokształt. Każda z postaci, która bierze udział w finale, ma przy nim jakiś udział. Czasem mniejszy, czasem większy, ale miała jakiś wkład w rozprawienie się z Ojcem. I tu dało się odczuć skrupulatność Arakawy, jeśli chodzi o najdrobniejsze detale. Sam przewrót jest na tyle dobrze przeprowadzony, że rozpływałem się nad umiejętnościami dowódczymi Olivii Armstrong. Nadal podejmuje bardzo dobre i trafne decyzje, umiejętnie wykorzystuje swoich żołnierzy do siania chaosu i szumu informacyjnego. Po raz kolejny można poczuć, że autorka przyłożyła się do researchu i porządnie przeniosła efekty tegoż na karty komiksu.

Stanowi to jedynie wstęp ostatniego segmentu finału. Jest to wyjątkowe skupisko świetnych walk, zapadających na długo w pamięci momentów, jak również diabelnie klimatyczna część Brotherhooda. Zamiast skupiać się na omawianiu każdej z nich, to podsumuję to dość krótko - wszystko jest tu zajebiste i absolutnie nic bym nie zmieniał. Dawniej przeszkadzała mi wyłącznie finałowa walka z Ojcem, lecz tym razem kompletnie mi ona nie doskwierała. Widziałem co prawda finały, które bardziej mi odpowiadały, ale zasadniczo nie mam się do czego przyczepić. Było tu tyle "bomb emocjonalnych" w postaci walki poświecenia Greeda, walki Scara i Bradleya, jak i Ojca z ludzkimi ofiarami i całej rzeszy innych, że mógłbym przymknąć na kilka przewinień.

Samo zakończenie komiksu, jest po prostu dobre. Żadnych fajerwerków, zero zaskoczeń, dostaliśmy to, czego w sumie można się było domyśleć. Edek i Al rozdzielają się i idą poznawać świat i pomagać innym, Amestris otrzymało nową, lepszą władzę, Hohenheim mógł umrzeć w spokoju. Jednym zdaniem - wszystko dobrze się skończyło. Trudno mi będzie poznać lepszego bitewniaka. Obawiam się, że FMA może być takim jednorazowym strzałem, gdyż trudno będzie znaleźć drugiego tak dobrego mangakę, który najpierw doskonale to zaplanuje i przemyśli, a następnie narysuje.

Część I -> https://steemit.com/engrave/@herosik/fullmetal-alchemist-brotherhood-po-latach-czesc-i

Część II -> https://steemit.com/engrave/@herosik/fullmetal-alchemist-brotherhood-po-latach-czesc-ii


Pierwotnie opublikowano na Zwykły chłopak piszący o popkulturze, polityce, anime, serialach, ksiażkach i wszystkim innym, co go zainteresuje.. Blog na Steem napędzany przez dBlog.

Authors get paid when people like you upvote their post.
If you enjoyed what you read here, create your account today and start earning FREE STEEM!