Publiczne głosowania, konkursy popularności, to chleb powszedni dla wielu odbiorców pop-kultury i nie tylko. Lubimy głosować w rozmaitych rankingach, i chętnie to czynimy. Pokazują to np. rozmaite plebiscyty, czy tysiące innych typowań, które mają wyłonić z grona nominowanych np. najlepszą piosenkę. Pamiętacie „Koko koko euro spoko”, na którą to niby nikt nie głosował, ale finalnie to ona wygrała? Albo ostatnie "Crunchyroll awards", które były nieco szokujące dla niektórych fanów M&A? Dla wielu z Was, to pewnie będzie truizm, czy odkrycie na poziomie "trawa jest zielona", ale nie warto się przejmować tymi wynikami, czy brać za pewnik internetowych rankingów (a przynajmniej zdecydowanej większości z nich). Sam jako nastolatek postrzegałem je jako jakiś istotny wyznacznik, ale po czasie stwierdziłem, że to po prostu marnowanie czasu i nerwów. Zresztą, nawet jak Wam nie zależy na w/w i macie w nosie manipulacje przy rankingach, to polecam przynajmniej nie zwracać takiej uwagi na oceny, a przekierować ją na recenzje, które z reguły są przy ocenie. Tekst już “coś” nam powie, a ocena niekoniecznie.
Zacznę od tego, który uważam za najważniejszy - większość odbiorców pop-kultury to niedzielni widzowie, casualowi gracze, którzy co prawda lubią oglądać produkcje z superhero (lub coś innego, co jest akurat modne) lub ogrywać popularne gierki, ale nie poświęcają zbyt dużo czasu na pogłębianie swojej wiedzy w tym zakresie. Gdyby tak zebrać do kupy wszystkich realnie zainteresowanych, to stanowilibyśmy może z 10-15% widowni z całego świata (przy czym 15% uważam za maksimum). Dla większości widzów, to jedynie jedna z wielu form miłego spędzenia czasu i jeśli nie są zajarani na punkcie gry/filmu/serialu, to niespecjalnie ich interesuje otoczka wokół danego produktu. Nie zastanawiają się nad odpowiednią oceną, nie próbują uzasadnić swojej opinii, nie myślą nad jego zaletami i wadami. M.in. z tego powodu YT zmodyfikował możliwość oceniania filmików - kiedyś była skala liczbowa, a teraz mamy łapki. Wynika to z tego, że część ludzi czasem pomija 2,3,4 itd. i ocenia na 1/10 i 10/10 w zależności od tego, czy byli zadowoleni czy nie. O ile jest to nieodczuwalne, gdy zrobi to kilkanaście osób, o tyle przy ich większej ilości wynik może ulec zmianie.
Mówiłem że są pewne wyjątki, w których można się sugerować rankingami, jednym z takich jest strona do głosowania dla "wybranych" (nie bierzcie zbyt dosłownie tego słowa, trudno mi było znaleźć lepiej pasujące). Co prawda nie widziałem jeszcze takiego agregatora opinii, ale jego stworzenie nie byłoby zbyt trudne. Wystarczyłoby zebrać dużą grupę fanów anime i poprosić ich o oddanie głosu na np. "top-10 najlepszych anime dwóch ostatnich dekad". Gdyby grupa była odpowiednio liczna, różnorodna pod względem gustu i zrzeszałaby fanów zaznajomionych z M&A, to jej wyniki byłyby raczej bliższe rzeczywistości niż te z MAL-a. Jasne, to nadal byłaby jedynie część większego obrazku, ale doświadczeni ludzie często wiedzą lepiej (co nie równa się temu, że wiedzą wszystko) i są bardziej precyzyjni w swoich opiniach. Nie chcę byście źle mnie zrozumieli - ok, trochę dzielę ludzi na "normików" i "elitę", ale trudno zaprzeczyć, że w drugiej grupie częściej można trafić na bardziej merytorycznych fanów. Jasne, to że ktoś ma więcej bajek na koncie, czy wie o nich więcej, nie sprawia że jest kimś lepszym (jak to brzmi, lol), ale osobiście prędzej obejrzę polecajkę od Samanty z Mangowego Nałogu, czy ludków z Anime-Logii niż gościa o nicku Sasuke18PL, czy innego typa, który twierdzi że “HxH 2011 to najlepsze anime ever”. Warto jednak pamiętać, że to po prostu opinia, jak każda inna. Nie ma lepszej, czy gorszej - wszystkie są stronnicze. Co prawda, to dyskusja na inny temat, ale pomijając nieobiektywne aspekty, to IMO można podyskutować o jakości animacji, choreografii walk, czy innych bardziej obiektywnych kwestiach. Zgadzam się, że są rzeczy jak np. humor, muzyka etc. które są bezdyskusyjnie subiektywne, ale uważam że bez problemu można porównać podobne sekwencje walk i wykazać, która z nich jest lepsza.
Kolejny powód to manipulacje. Zarówno pojedynczych osób lub kilkuosobowych grupek, jak i nieco większych band z nadmiarem wolnego czasu (lub robiących to dla frajdy). Sprowadza się to zazwyczaj do “raidowania” danej strony, tworzenia na niej multikont, oceniania wybranej pozycji na dyszkę, a wszystko ponad nią na jedynkę. Chyba wszyscy słyszeli o akcji na imdb, jak banda fanboyów Nolana próbowała wywindować w górę jego film z Jokerem. Mniej więcej podobnie wygląda to na MAL-u. Widziałem parę razy, jak były akcje podbijania średniej HxH, "Gintamie", "Legend of Galactic Heroes" i paru innym bajkom.
Jak pokazał niedawny przypadek z "Captain Marvel" na RT, nawet gdy nie ma za dużo harcowników (bo nie wydaje mi się, by była to jakaś liczna grupa), to takie akcje potrafią być głośne. Na końcu tekstu wrzucę link do podcastu, który dokładniej tłumaczy całą sytuację, ale póki co łapcie krótkie streszczenie - grupa gości zaspamowała serwis RottenTomatoes negatywnymi opiniami o filmie, którego jeszcze nie widzieli. Nawet zbyt specjalnie się nie postarali, bo z tego co mówił Komiksomaniak, to recenzje nie różniły się od siebie za bardzo i odrazu było widać, że postawili na masówkę. O ile zgadzam się, że Brie Larson mogła nieco inaczej sformułować kontrowersyjne zdanie, o tyle kompletnie nie rozumiem ciśnięcia po studiu za ich rzekomą poprawność polityczną w tym filmie, czy reszcie MCU. Sam jestem trochę przewrażliwiony na tym punkcie i mam dość krytyczną opinię o Disneyu, ale wbrew gadce niektórych prawaków, to ich filmowe obrazy (przynajmniej te od Marvela) nie są przepełnione lewicową ideologią. Mocne żeńskie postacie w pop-kulturze to nic nowego pod słońcem. Xena, księżniczka Leia, czy nawet Lara Croft powstały w czasach, gdy kobiece bohaterki były jeszcze większą rzadkością, tak samo kopały tyłki samcom. Znając życie, to gdyby "Star Wars" wyszło dzisiaj, to ci sami ludzie narzekaliby na Carrie Fisher, jej niezależność i brak kompleksów wobec męskich towarzyszy.
Czy warto walczyć z tym zjawiskiem? Można, ale moim zdaniem będzie to zmarnowany czas w większości przypadków. Efekty będą niewspółmierne do trudu, jaki sobie zadamy, lepiej to po prostu olać i poświęcić czas na cokolwiek innego. Dużą część tej grupy stanowią nastolatki, czy świeżo upieczeni 20-latkowie, którzy są bardziej emocjonalni, często bardziej naiwni, taka końcówka "baraniego wieku". Jednocześnie mają aż za dużo wolnego czasu, co często sprowadza się do jego marnowania lub robienia głupot. Jeśli człowiek nie jest za bardzo zacietrzewiony w swej opinii (lub nie natrafił na coś, co ugruntowało jego błędne przekonanie), to istnieje całkiem duża szansa, że zmieni swoje błędne zdanie. Jednostki, czy mniejsze grupki takich krzykaczy z czasem albo się uspokoją albo zamilkną, bo mało kto będzie reagował na ich zaczepki.
A jakie są Wasze doświadczenia z takimi publicznymi agregatorami ocen?