Próbuję pisać tekst o wartych polecenia anime dla nie-fanów Japońszczyzny, ale nie mogę się na nim skupić. Jestem stosunkowo świeżo po 13 odcinkach i chcę więcej. Dużo więcej. To anime tak mi się spodobało, że ciężko mi usiedzieć w oczekiwaniu nowe epizody. Ostatnio tak miałem przy "Space Brothers" i "Hunter x Hunter (2011)", a w przypadku seriali, "Dark", "House of Cards", "Stranger Things" i pierwszych 3 sezonów "Wikingów". Będzie trochę spoilerów, ale nie będę pisał o najważniejszych wydarzeniach.
[Fabuła]
Historia zaczyna się od opowiadania opowieści i przygód związanych z tytułową Winlandią (Ameryka północna, którą odkryli w 1000 roku). Nazwali ją tak ze względu na winorośla i łąki, których nie było na ich surowych ziemiach. Warunki rolne i klimatyczne co najmniej równie dobre, co w Anglii, minus silni i zorganizowani wrogowie, czyt. życie jak w Madrycie. Dokładnie takie, jakiego pragnął Ragnar Lothbrok w serialu "Wikingowie", czy ojciec głównego bohatera w "Vinland Sadze". Kiedyś usłyszałem, chyba na "Historii bez Cenzury", że Wikingowie atakowali i rabowali, bo nie widzieli dla siebie lepszej drogi. Nie mają takich gleb jak my, Niemcy, czy Ukraina. Nie mogą tam za dużo wyhodować, zimy były i są ostrzejsze niż w naszej części kontynentu. Ta Vinladia to spełnienie marzeń wielu Normanów, czy innych ludów mieszkających na podobnych terenach. Całkiem nieźle opisał to George R. R. Martin w swojej "Pieśni Lodu i Ognia" na przykładzie ludzi z Żelaznych Wysp.
Uwielbiam VS przede wszystkim za bardzo dobre postacie, do których zaraz przejdę. Autor mangi inspirował się prawdziwymi postaciami, jak np. Thorfinn Karlsfelni, czy Floki, którego możecie kojarzyć z serialu "Wikingowie" (jest kompletnie inną postacią, ale ma parę cech wspólnych). Nie wiem, jak jest w przypadku komiksu, ale anime jest całkiem nieźle zbalansowane między realizmem, a nadludzkimi wyczynami paru bohaterów. Z drugiej strony, to warto pamiętać, że i w serialowych "Wikingach" zdarzały się podobne przegięcia (jak np. niezwykła sprawność kuszników, czy łuczników, a zwłaszcza tych pierwszych, czy Ragnar, Floki i Rolo, którzy w 2 połowie 4 sezonu mają lekko ponad 60 lat, jak nie jeszcze więcej). Po prostu kreskówka daje możliwość, by pokazać takie "wow" momenty taniej i prościej niż w serialach, gdzie porządne wykonanie takiego ujęcia byłoby dużo trudniejsze.
[Postacie]
Jeśli chodzi o postacie, to nie cierpię Throsa, Ragnara i kilku innych, ale ci których poważam, zdecydowanie nadrabiają. Czy to siłą, charakterem, zajebistym aktorem głosowym. Albo wszystkim jednocześnie, jak Thorkell, czy Askeladd. Zdecydowanie przesadzono z mocą niektórych Normanów, ale uważam to za dobry zabieg, mimo "paru" zastrzeżeń. Dzięki temu historia bardziej przykuwa uwagę, pewnie też przyciągnęła więcej czytelników, niż przyniosłoby poprowadzenie mangi w pełni realistycznym stylu. Autor mangi zadbał o realizm w innych aspektach (zbroje, uzbrojenie, wygląd mieczy, charakterystyczny dla tych, jakie faktycznie produkowali, ciuchy jakie nosili), a bohaterowie mają być cool i pokazywać niezwykłe akcje. Jeśli dodamy do tego wyśmienicie dobranych aktorów głosowych i ogólnie świetną robotę studia WIT, to otrzymamy prawdziwą petardę.
Zacznę od Askeladda, który jest wzorcowym dowódcą. Przejawia się to w jego podejściu do załogi, umiejętności podejmowania trudnych decyzji, konsekwentnego się ich trzymania i posiadanie twardego, a jednocześnie giętkiego umysłu. W kwestii walorów fizycznych nie ma podejścia do Thorkella, czy Thorsa, ale nadrabia to swoim mózgiem, sprytem i charakterem. Zawsze rozważa plany na różne sytuacje i jest przygotowany na wiele opcji. Czy to przy negocjacjach, jak z Flokim, czy w walce. A że jest dobrym (jak na realia świata przedstawionego) i sprawiedliwym człowiekiem, to cieszy się poparciem i zaufaniem swojej bandy. Dowódca nie raz musi skazywać na cierpienie swoich wojów, bo są trudne czasy lub wykonują nie łatwe zadanie. Wtedy nie trudno o bunt, czy niesubordynację załogi w formie np. zeżarcia zapasów, co w kryzysowej sytuacji raczej się skończy kryzysową sytuacją. Bycie dowódcą jest bardzo fajne i daje wiele profitów, ale jest też okrutnie niewdzięczną robotą.
Uwielbiam Askeladda w roli ojca Thorfinna. Przywiódł mi naturalne skojarzenie z relacją Gohana i Piccolo z "Dragon Ball Z". Nameczanin ma podobne podejście do Askeladda. Wie jaki to jest świat i rzuca młodego na bardzo głęboką wodę w myśl zasady "jak przeżyjesz, to coś z Ciebie będzie, jak nie, to nie byłeś warty uwagi". Blondyn raczej nie pilnował młodzika, jak Piccolo (a przynajmniej ja nie mogę sobie przypomnieć by taka scena miała miejsce) syna Goku, ale cała reszta już pasuje. Thorfinn zawdzięcza więcej swojemu szefowi niż swemu biologicznemu ojcu. Fakt, super geny ma po tatuśku i mamuśce, ale większość wychowania, twardy charakter i ogarnięcie w bitwie, to już zasługi blondwłosego stryjka. Thors był pewnie dobrym człowiekiem, ale nie wprowadziłby swojego syna tak dobrze w dorosłe życie, co Askeladd.
Z początku myślałem, że nie polubię głównego bohatera. Często wolę poboczne postacie aniżeli tę najważniejszą w danej opowieści. Nie przypadły mi do gustu jego niemożliwe akcje (jak np. skok na 15 metrów, efektowna, acz niemożliwa walka sztyletami itd.), choć niektóre są podane w fajny sposób (tu mówię z kolei o jego wbicie na koniu w ogień, by uratować Canute'a). Na całe szczęście Thorfinn nadrabia charakterem i podejściem do życia. Podczas 13 odcinków obserwujemy jego kilkuletnią przemianę i adaptowanie się do życia. Nie zapomniał o tym, co zrobił jego ojczym, ale wydaje mi się, że nabrał do niego swoistego... szacunku? Zdaje mi się jakby z czasem nienawidził go odrobinę mniej, a bardziej szanował. Jego mściwość jest tym fajniejsza, że facet jest uparty jak osioł. Nie w sposób charakterystyczny dla protagonistów wielu battle-shounenów. Chłopak wie, że w kryzysowych sytuacjach lepiej jest się wycofać. Tak jak jego ojczym, stara się skutecznie wykorzystywać swoje atuty i słabe punkty przeciwnika. Polubiłem go również za jego niepokorność, samodzielność oraz dużą pewność siebie przy jednoczesnym zachowaniu pokory wobec świata i jego natury. Jest trochę edgy, ale zdaje sobie sprawę ze swoich możliwości oraz ograniczeń. Brakowało mi takiego protagonisty w anime.
Fajnym kontrastem w stosunku do Thorfinna, jest książę Canute. Początkowo wziąłem go za tarczowniczkę w stylu Lagerthy i... Byłem w niezłym szoku, jak dowiedziałem się, że to książę. Płci męskiej. Andromeda z SS i Haku z "Naruto" mają mocną konkurencję. Yaoistki pewnie umierają z rozkoszy, gdy go widzą na ekranie. Jeśli o mnie chodzi, to póki co budzi mój śmiech. Ale to póki co, bo jeśli wierzyć znajomym i ziomkom znającym mangę, to niedługo pokaże swoje męstwo. Czekam na to i wierzę, że się nie rozczaruję. Parę razy widziałem na przykładzie np. Jareda Leto (i kilku innych postaci), jak groźnie może wyglądać taki człowiek, gdy jest przyparty do muru. Póki co fajna z niego panienka.
Z kolei Thorkell to prawdziwy rzeźnik. Akcja z 11 odcinka, to jeden z moich typów do najlepszych momentów 2019. Najpierw w piękny sposób sprowokował przeciwników, a potem się na nich rzucił jak knur w maliny. 230 cm wzrostu, 180 kg wagi, wyobraźcie sobie że taka góra mięcha stoi przed wami i dzierży dwa topory. Tak jak większość jego akcji to czyste fantasy, tak ten fragment był jak najbardziej realistyczny. Pomijając ścinanie ciała na pół zwykłym toporem. Ręce - ok, głowy - ok, nogi - ok, ale z brzuchem bez przesady. Za duży opór tkanek, kości. Widziałem w swoim życiu kilku takich olbrzymów. Goście po 2-2.5 metra wzrostu, ważący ze 120-190kg. Mam też dwóch kumpli, którzy mają takich ojców i znam parę historyjek o ich osiągnięciach. Oczywiście, w tamtych czasach było o wiele trudniej przeżyć. Nie było antybiotyków, żarcie trzeba było własnoręcznie zdobyć (albo ukraść), jak się nie przygotowało do zimy, to miało się przerąbane itd. Niemniej takich postaci nie ma tam dużo, póki co są dwie i raczej nie zanosi się na to, by wprowadzili jakiegoś nowego koksa. Jeśli taki typ przeżył w zdrowiu, nie nabawił się kontuzji i miał szczęście, to taki Thorkell lub ktoś podobny do niego mógłby przeżyć. Tylko musiałby dobrze żreć za dziecka, by rozwinąć się na takiego kata, a takie dzieciaczki pochłaniają o wiele więcej jadła niż zwykłe.
Zatem, człowiek o gabarytach Thorkella mógłby swobodnie używać dwóch związanych toporów w 1 dłoni. Da się wytłumaczyć to, że Thorkell sieka większość ludzi jak rzeźnik sztuki mięsa. Dobrze naostrzony topór, szybkość i waga wikinga robią swoje. Jak pokazał film "Upgrade", gdyby wyłączyć ludzkie auto-blokady, to nawet zwykły człowiek mógłby wyrządzić dużą krzywdę. Wikingowie nie byli Wielką Lechią, więc nie mieli takiej technologii, ale wyznawali zupełnie inną filozofię. Celem życia dla wojownika była śmierć na polu bitwy. Najlepiej po zmasakrowaniu wielu wrogów. Im ostrzejsza śmierć, tym lepsza miejscówa u Bogów, jak również chętniejsze kobiety, lepsze jadło i mocniejsza gorzała. Śmierć w łóżku była dla większości Wikingów hańbą.
Możliwym jest miotanie siekierą na dystans 200-250 metrów, niemożliwym jest zdekapitowanie 4 typów, jak w jakimś LoLu, by mieć efektownego quadra killa. Fizyka w realnym świecie wygląda "nieco" inaczej. Siekiera wbiłaby się w szyję i typ raczej umarłby ale nie w tak efektowny, przerysowany sposób. Podobna sprawa jest z belą drewna. Pomijając fakt, że ciężko się nią operuje, to takie akrobacje, jakie odwala Thorkell są staminożerne. Ciosy toporem są dość proste i nie angażują tylu mięśni, nie trzeba też aż tak balansować ciałem. Zresztą, Thorkell na dobrą sprawę nie musi tego robić. Nie przy swojej masie. Tak czy siak, walka nią miałaby jedynie sens w przypadku wejścia do walki, by oczyścić przestrzeń przed sobą.
Reasumując - wiem, że większość jego akcji jest przesadzona i przesadnie staram się go tłumaczyć, ale... Widocznie aż tak go lubię :D. Pewnie z powodu seiyu. Akio Ohtsuka to jeden z moich ulubieńców, uwielbiam jego Bryana Hawka z HnI, Uvogina z HxH i Skullknighta z "Berserka", lubię też jego rolę Czarnobrodego w OP. Facet idealnie pasuje na takiego silnego, prowokacyjnego ch...ja. Człowieka, z którego się śmiejesz, a potem się go boisz lub jarasz, gdy słyszysz jego zadowolony ze swego sadyzmu głos. Wojownika, który może przytłoczyć Cię samą presją i toną testosteronu. Rewelacyjnie ryczy, bardzo się wczuwa i gdy mocno szarżuje, to zwykle mam ciary na ciele. Podobny poziom piękna, co w "Blue is the warmest color", if u know what I mean xD. Słuchanie jego okrzyków bojowych to lukier dla moich uszu.
[Parę słów o grzybkach i innych narkotykach w służbie wojny]
W żadnych sagach, runach (to był ich odpowiednik pisma, którego nie wykształcili), tekstach które pozostawili nam Wikingowie nie ma mowy o żarciu grzybów. Czy to rytualnym, czy w celach wojennych. Przeszukałem google'a, zapytałem znajomego, co lepiej ogarnia historię ode mnie i podesłał mi link do historyka na YT, który temu kategorycznie zaprzeczył. Jestem jednak pewien, że były jakieś jednostkowe przypadki. Zupa z grzybów jest możliwa, pewnie trafiło się kilku cwaniaków, co zeżarło muchomora i im odbiło. Z tego co dowiedziałem się od kolegi, który interesuje się narkotykami, toksynami i ich wpływem na ciało, to zjedzenie 1 lub 2 takich grzybków mogłoby wyłączyć mózg, ale nie wyglądałoby to efektownie tak, jak w anime.
Całkiem prawdopodobna jest też opcja z jakimś mocnym bimbrem, ale źródła historyczne nie mówią o powszechnym stosowaniu przed walką tychże. Jak mówił IrytującyHistoryk i wielu przed nim, chlanie wódy i ćpanie narkotyków jest nierozerwalne związane z historią człowieka (nawet jest teoria tzw. "Pijanej Małpy", która głosi, że przodek człowieka zszedł z drzewa, bo zaciekawiły go narkotyki, linki do niej dam na końcu). Ludzie w każdej kulturze mieli jakieś sposoby na odurzanie się - grzyby, marihuana, różne typy alkoholu, opium. Ludzie mieli już swoje prototypy bongosów 2.5 tysiąca lat temu. Nie sprawdzałem każdej cywilizacji, ale czytałem lub słyszałem o kilku przykładach z Europy, Ameryk, krajów Arabskich, gdzie stosowano takie środki w celach bojowych. Potrzebowali ich do tego, by złamać w człowieku naturalną niechęć do zabicia drugiego. Nawet dziś jest to jeden z problemów, które rozwiązuje się na przeróżne sposoby - np. poprzez tworzenie kontrolerów i interface'u w miarę zbliżonego do tego, który możemy kojarzyć np. z gier. Jak pisałem w ostatnim tekście o "Wiedźminie", alkohol może być nawet swoistym wzmocnieniem, jeśli rzecz jasna dawka nie jest zbyt duża. Taka seta/dwie na stępienie sumienia i skrócenie procesu decyzyjnego (czyt. szybciej podejmować decyzję, czy zabić, czy nie).
No i jeszcze parę zdań o Uchu. O ile pewnie istnieje praktyczne zastosowanie jego umiejętności w świecie rzeczywistym (przez jakiś traperów, łowców), o tyle jego akcje są po prostu niemożliwe. Jasne, w przypadku utraty jakiegoś zmysłu, inne zyskują na czułości, wynika to z tego, że jest mniej bodźców, więc łatwiej jest skupić uwagę na reszcie. Słyszenie ludzi, koni, którzy się skradają, o ile nie są za daleko, jest jeszcze możliwe, ale OP słuch na kilkadziesiąt metrów, jak nie dalej, z dokładnym podawaniem liczby ludzi jest niewykonalne.
Podsumowując, póki co jest to świetna bajka. Wygląda bardzo ładnie, muzyka jest co najmniej dobra, a może równie piękna, co aspekty wizualne, przekonał się, jak usłyszę więcej utworów. Bitwy są bardzo satysfakcjonujące - odpowiednio krwawe, ładnie zaanimowane, nie są powtarzalne. Wydaje mi się, że nie ma w nich elementów "Dragonbalizacji", a przynajmniej ja takowych nie dostrzegłem poza niektórymi postaciami. Wręcz przeciwnie - miecze są ich domyślną bronią, traktują topory jako uzbrojenie drugiej kategorii (wbrew temu, jak przedstawia ich popkultura), chodzą ubrani w skóry i mają podobne zachowanie i podejście do życia. Dla niektórych to może być za mało, by uznać "Vinland Sagę" za w miarę realistyczne anime, ale na tle innych jest naprawdę dobrze. "Space Brothers" toto nie jest, ale z drugiej strony, gdybyśmy chcieli by dokładnie odwzorowano historię i jej realia, to byłoby to zajebiście nudne. Jak to powiedział mój dawny kumpel, strasznie łebski gość z historii (dla porównania - on jest Jiren, a ja Yamsza) - wielkie wydarzenia historyczne poprzedzały długie i żmudne przygotowania, szykowanie zapasów, szykowanie planów, wymienianie się korespondencją, mediacje, podróże, efektowne akcje to tylko część tej całej machiny i to wcale nie najważniejsza, jakby się mogło wielu widzom wydawać. Generalnie samo życie, jak u nas. Serial ma być atrakcyjny dla widza, nie nudny. Inaczej się nie sprzeda tak dobrze, jak mógłby.
Dziękuję Karolowi, Kubie i Krystianowi, którzy bardzo pomogli mi przy pisaniu tego tekstu, odpowiadając na moje dziwne i szczegółowe pytania.
Vlog Chmiela o Winlandii --->
IrytującyHistoryk, który mówi o narkotykach na wojnie. Na samym początku mówi o zupie z grzybów ---->
Historyk, który zaprzeczył grzybkom [ENG] ---->
Teoria Pijanej Małpy [ENG] ---> https://bigthink.com/mind-brain/stoned-ape-return
To samo, ale gorzej i po polsku ----> https://pl.wikipedia.org/wiki/Terence_McKenna
Bongo sprzed 2.5 lat ---> https://www.nationalgeographic.com/culture/2019/06/earliest-evidence-cannabis-marijuana-smoking-china-tombs/
Congratulations @herosik! You have completed the following achievement on the Steem blockchain and have been rewarded with new badge(s) :
You can view your badges on your Steem Board and compare to others on the Steem Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word
STOP
To support your work, I also upvoted your post!
Do not miss the last post from @steemitboard:
Vote for @Steemitboard as a witness to get one more award and increased upvotes!
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit