Opinia o odcinkach 13-17 “Legend of the Galactic Heroes: Die Neue These Seiran”

in engrave •  5 years ago 

Przepiękny weekend. Piękna pogoda, wyspałem się i obejrzałem 5 odcinków drugiego sezonu "Legend of the Galactic Heroes: Die Neue These Seiran". Anime wychodzi nieco inaczej niż inne, drugi sezon to 3 filmy kinowe zmienione na 12 odcinków. Drugi miał premierę wczoraj, a 3 pojawi się pod koniec listopada. Daruję sobie standardowy wstęp i odrazu przejdę do rzeczy. Moją recenzję 1 sezonu znajdziecie pod tym linkiem. Napiszę tu kilka spoilerów, coby coś napisać poza ogólnikami, ale będę się bardzo starał nie zdradzić za dużo. Wszakże chcę by ktoś to przeczytał poza kilkoma osobami, które znają tę bajkę.

Drugi sezon zaczął się od bitwy w układzie słonecznym gwiazdy Amritsar. Kolejne starcie pomiędzy wojskami Yanga i Reinharda. Trwała pół odcinka, ale była bardzo intensywna i bardzo pobudziła moje zmysły, czułem się jakbym oglądał finałową walkę w jakimś emocjonalnym i b. dobrym blockbusterze. Jedna z najpiękniejszych kosmicznych bitew, jakie kiedykolwiek widziałem. Spełnienie moich mokrych snów związanych ze "StarCraftem", czy bitwami z uniwersum "Gwiezdnych Wojen". Nagłe zwroty akcji, które objawiały kontrami na różne manewry, czy pułapki. Dwie z nich zmasakrowały większość floty jednego z dowódców! Serial na całe szczęście odszedł od zbyt powtarzalnych ujęć i każda walka jest nowym doświadczeniem. Bitwa o układ Amritsar jest najlepszym przykładem takiej dobrej zmiany - widzimy wiele przepięknych kadrów, które są świetnie dopełniane od strony audio przez nowe utwory. Czułem się jakbym oglądał bitwę ze "StarCrafta" (tyle że bez Zergów i Protossów) zrobioną w formie krótkiej animacji. Dużo laserów, tarcze ochronne, piękne wybuchy - jest na co popatrzeć i czego posłuchać. Zresztą, “w cywilu” i poza polami bitew jest jeszcze piękniej. Miasta demokratów, które możemy obserwować najczęściej, wyglądają po prostu prześlicznie. Szczególnie nocą.

Choć jest to jedyna bitwa, jaką oglądamy w pierwszym filmie i odcinku, który zaczął drugi, to reszta wydarzeń nie jest nudna. Co prawda tempo nieco zwalnia, ale nie oznacza to, że dzieje się mniej niż wcześniej. Widzimy skutki poprzednich wydarzeń, jak również decyzje i ruchy, które doprowadzą do kolejnych. Część zmian było do przewidzenia, ale parę z nich było niespodziewanych, co trochę zmieniło sytuację na galaktycznej szachownicy i plany ważnych graczy. Choć nie wszystkich, ale o Phezzanie i Rubinskym pomówię nieco później.

Używając filmowego porównania, pierwszy sezon nowego "Legend of the Galactic Heroes" był taką genezą, jak geneza jakiegoś bohatera. Dostaliśmy większy lub mniejszy zarys świata, wersję demonstracyjną możliwości głównego bohatera i parę istotnych dla niego elementów. W serii Seiran jest mniej luźniejszych momentów, w trakcie których bohaterowie są szczęśliwi lub mogą żyć beztrosko. Zamiast tego muszą się zmierzyć z całym szeregiem problemów. W imperium szlachta ściera się z Reinhardem o sukcesję i jak najlepszą pozycję przy słabym Kaiserze. Z kolei u demokratów zaczął się robić pożar w burdelu. Wielka Ofensywa skończyła się tak, że Reinhard rozwalił nieco 1/3 ich całej floty i gdyby nie Yang Wenli, to rozwaliliby sobie ryj o imperialną knagę jeszcze mocniej. Ale spokojnie, co się odwlecze, to nie uciecze. Dowódca floty imperialnej wraz ze swoim najlepszym doradcą, Obersteinem, wysłali szpiegów do demokratów, by zająć ich uwagę na czas wojny domowej w Imperium. Podobała mi się scena, jak blondyn przekonał jednego z nich, mówiąc odpowiednim tonem, że nie jest w pozycji do odrzucenia jego rozkazu. Dał mu do zrozumienia, że siedział tak długo po pas w gównie, że teraz nikt nie widzi w nim człowieka, a zwykłe gówno. Uzmysłowił mu, że każdy może mu splunąć w ryj i jedyna pomoc, jaką dostanie, to kop w łeb, by nie marnował powietrza, którym oddychają uczciwi ludzie. Misja szpiega polega na infiltracji struktur wojskowych i politycznych, aby wywołać naturalny zamach stanu (jak pisałem w recenzji 4, czy 5 sezonu Lupina, zarówno Amerykanie, jak i Rosjanie mają swoje know-how, jak zrobić burdel w każdym kraju na ziemi, o ile zostaną spełnione odpowiednie warunki). Jeszcze bardziej podobała mi się scena, jak ziomki zwerbowane przez szpiega siedziały i dzieliły skórę na niedźwiedziu. Coś jak szuria w lubelskim bunkrze u popularnego Pastora Chojeckiego. Różnica jest taka, że Chojecki może co najwyżej zabić ludzi śmiechem, a ci mają niebezpieczne zabawki. Rozmawiali o tym, jak będą wyglądały ich rządy, że będzie zajebiście, a w ogóle to "tera ku..wa MY!", jak to powiedzieli niektórzy politycy PiSu po przejęciu władzy od PO. Śmiałem się z tego, jak ten szpieg, choć nieco z innego powodu. Dla mnie zabawne było to, że pewne rzeczy są u nas niezmienne, on z kolei nabijał się z ich krótkowzroczności, głośno przy tym komentując ich głupotę.

Sam zamach stanu zaczął się bardzo dobrze. Podobnie jak wszystkie poprzednie wątki, ten również został potraktowany poważnie. Wojna i przewroty wojskowe to nie są wcale przyjemne rzeczy, jak się wielu z nas wydaje przez anime, gry i filmy. Wojna wyciąga z ludzi często najgorsze rzeczy i przekonali się o tym również bohaterowie siedzący po stronie demokratów. Nie zdradzę o co chodzi, bo ten moment zrobił na mnie piorunujące wrażenie i nie chcę Wam zepsuć niespodzianki. Będziecie wiedzieć, o czym teraz piszę. Mogę natomiast powiedzieć o całej reszcie (tu już odnosząc się do obu nacji, bo podobna inba dzieje się u Reinharda) - jest krwawo i tak jak to bywa w naszym życiu, żołnierze zajmują kluczowe ministerstwa i urzędników oraz wojskowych. Przejmują przekaz medialny i narzucają swoją propagandę. W przypadku imperium ograniczają się do nazwania buntowników mianem zdrajców i obdarcia ich z jakiejkolwiek godności. Demokraci idą dalej, przyjmują pozycję oblężonej twierdzy i wprowadzają rządy wojskowej junty. Wojskowi mają prawa i możliwości jak policjanci, mogą ściągnąć obywatela do sztumu, gdy uznają że zagraża on bezpieczeństwu lub jedności społeczeństwa. Jak to ich określił Walter von Schönkopf, banda klaunów i nacjonalistycznych chłystków.

No i w ramach zakończenia, parę słów o postaciach. Tych nowych i starych, które doczekały się rozwinięcia. Zacznę od Kircheisa, którego absolutnie uwielbiam. W poprzedniej bajce był trochę zniewieściały, uważam że jego charakter był odrobinkę zbyt rozrzedzony. Tu zachowuje się bardziej konkretnie, zaś jego przyjaźń z Reinhardem jest przeze mnie mocniej odczuwalna. Kircheis jest idealnym przyjacielem - prawie zawsze trzyma naszą stronę, ale umie się twardo postawić, gdy chcemy źle postąpić. Chodzi mi o sytuację, gdy myślimy, że nasze działanie jest najlepszą opcją z tych, które postrzegamy jako możliwe, a potem przychodzi przyjaciel, który dla naszego dobra, rozbija nasze argumenty na proch i burzy część naszego światopoglądu. Złym przyjacielem jest Oberstein. Choć jest jednym z najwybitniejszych mózgów w tej serii, przebijającym Reinharda i Yanga w pewnych aspektach, to jest zbyt radykalny i dalece zbyt idealistyczny. To taki trockista, działacz bardziej ideowy od linii partii komunistycznej, do której należy. Ideowy sku...wiel, który dla jej dobra może poświęcić wiele rzeczy i istnień ludzkich. Choć uwielbiam go za to, że patrzy na rzeczywistość trochę jak Korwin (gdyby odjąć jego pajacowanie) - dla niego kompletnie nie liczą się emocje, a czysty zysk. Skoro o zyskach mowa, to nie mogę nie wspomnieć o Rubińskim. Ten dalej świetnie balansuje pomiędzy Imperium, Związkiem Wolnych Planet i tajemniczym Wielkim Kapłanem. Nową postacią, która uosabia nową stronę konfliktu - kult Ziemi. Gra jak mu zagra Kaiser i Papież (szkoda, że tak go nie nazwali), ale tylko pozornie. Tak naprawdę gra na siebie i chce się znaleźć w odpowiednim miejscu, o odpowiednim czasie, by zgarnąć całą pulę dla siebie.

No i na sam koniec, zanim Wam napiszę, że ta bajka już jest moim top-1 anime tego roku, to parę słów o Hildegard von Mariendorf. W starej serii doceniłem ją tak naprawdę dopiero na pewnym etapie. Fakt, jej wejście w starej wersji również zrobiło na mnie wrażenie, ale z racji, że anime jest nazbyt archaiczne, to zapomniałem o wielu scenach. W nowej jest inaczej, Hilda jest zajebista od samiutkiego początku (choć dużo bardziej wolę jej design ze starej wersji). Rzadko kiedy widzę taką żeńską bohaterkę - urocza, można by rzec że delikatna. To błąd, ze strony ludzi tak zakładających i kamuflaż, który Hilda świadomie przybrała. Nie pamiętam, czy mówiła o tym w starej wersji, ale mogę tak śmiało założyć. Ładni, delikatni lub kulturalni ludzie, bo stosują to zarówno mężczyźni jak i kobiety, mogą więcej osiągnąć. Wynika to z naszych ludzkich słabości - nadmiernie się odsłaniamy, obniżamy naszą czujność lub zgadzamy się na pewne rzeczy, na które byśmy się nie zgodzili, gdyby druga osoba była brzydka, opryskliwa lub chamska. Często to wykorzystują politycy, nie do końca uczciwi sprzedawcy, czy najzwyklejsi kanciarze. Tutaj w zasadzie chodziło o to samo, bo Hilda podeszła trochę cynicznie, acz wybitnie zachowawczo, obstawiając Reinharda jako triumfatora wojny domowej. Nie poszłoby jej jednak tak łatwo, gdyby nie była pewną siebie, inteligentną i mądrą kobietą, która zdaje sobie sprawę z tego, jakie mechanizmy kierują człowiekiem i jak zakręcić chłopem, by go sobie ustawić jak najlepiej pod siebie. #Girlpower w najlepszym wydaniu.

Ocena? 11/10 i nadal podtrzymuję swoją opinie, że to najlepszy remake anime, jaki widziałem. Aaa, byłbym zapomniał, nowy ending to CUDO.


Pierwotnie opublikowano na Zwykły chłopak piszący o popkulturze, polityce, anime, serialach, ksiażkach i wszystkim innym, co go zainteresuje.. Blog na Steem napędzany przez dBlog.

Authors get paid when people like you upvote their post.
If you enjoyed what you read here, create your account today and start earning FREE STEEM!
Sort Order:  

@tipu curate

Upvoted 👌 (Mana: 20/25)