Na czym polega sowiecka mentalność Amerykanów? Czyli dekodujemy zagadki kultury i popularnych stereotypów.
Zaraz wyjaśnię, nie denerwuj się. Uświadom sobie i weź poprawkę na własne myślenie i emocję przez fakt, że wyrosłeś, a na pewno ja, na amerykańskich programach telewizyjnych pompowanych w nas bez ustanku od lat 90. Przez właśnie telewizję przesiąkaliśmy amerykańskim sposobem myślenia, a raczej amerykańskiej lewicy. Jak później wyjaśnię wszechobecność produkcji amerykańskich nie wynika z wyższości owej kultury czy jej jakości, a jest celowym zabiegiem mającym za zadnie ukształtowanie danych nacji na konsumentów. Ponadto bogactwo przedstawiane w amerykańskich filmach, nieobecne w sferze szarych komunistycznych bloków i niesamowite zabawki pobudzały wyobraźnię. Podobnie opowieści rodziny jak to ktoś pracował w Ameryce i jakie to tam jest wow. Wszystko to kusiło i wyrastaliśmy na mice Stanów jako nieba na ziemi. Tak więc po tym wstępie mogę przystąpić do przedstawienia sytuacji.
Na uczelni miałem okazję mieć zajęcia z Polakiem, który spędził w USA 22 lata. Pracował on najpierw w ambasadzie USA w Polsce, a później w ambasadzie polskiej w Ameryce. Następnie pracował on na uczelniach w Los Angeles, a w końcu wrócił na parę lat przed emeryturą na uczulenie w rodzinnym mieście. Oczywiście sam wtedy jeszcze mający obraz Ameryków głowie jako „najlepszego kraju na świecie”. Widząc zainteresowanie swoich studentów musiał uraczyć nas w miarę możliwości opowieściami jak tam faktycznie jest. No i czego się dowiedzieliśmy? Ano tego, że ogólny poziom uczelni w USA jest niższy niż w Polsce. Uczą się mniej, no i ogólni zakres wiedzy u nich leży. Nie jest wcale mitem, że przeciętny Amerykanin uważa Afrykę za kraj, Polskę (o ile o niej słyszeli) za radziecką prowincję, a całkiem sporo wierzy w istnienie Atlantydy. Jednak najbardziej zaskakującym dla mnie było stwierdzenie owego wykładowcy, że „Amerykanie mają sowiecką mentalność”. „Ale jak to?” zapytałem zdziwiony. Przecież USA to wolność, demokracja, merytokracja i bogactwo. No i tutaj padło wyjaśnienie. W amerykańskich szkołach naprawdę codziennie składa się przysięgę na flagę, śpiewa się hymn z ręką na sercu i powtarza się maniakalnie hasło „America is the best country in the world”. Właśnie to hasło idealnie obrazuje stan mentalności i świadomości narodowej ojczyzny McDonalda. Gdy w LA rozmawia on ze studentami właśnie wykrzykiwali oni hasło, że „Ameryka jest najlepszym krajem na świecie”. „Czy jesteś tego pewny? Byłeś w każdym kraju na świecie?” pytał wykładowca. „Nie, ale nie muszę być żeby wiedzieć” odkrzyknął student na „komunistę z Polski”. „A byłeś kiedyś poza Kalifornią?” drążył nauczyciel. „Nie, ale nie muszę być żeby wiedzieć, że USA jest najlepsze” manifestował student. „A byłeś kiedyś poza Los Angeles?” pytał wykładowca próbując zaświecić lampkę w głowie słuchacza. „Nie, ale nie muszę być żeby wiedzieć, że Ameryka jest najlepszym krajem na świecie” zakończył student. No więc czego tak naprawdę możemy spodziewać się po kimś takim? Maniakalne stwierdzenia, przekonania, nie opinie, przekonania na temat faktów niepotwierdzonych ani empirycznie, ani naukowo, a w zasadzie wysoce kwestionowanych.
Skąd to się wszystko bierze w tej Ameryce i dlaczego tak przypomina to sowiecki styl propagandowy, którzy pamiętają nasi starsi rodacy? Po pierwsze trzeba wziąć pod uwagę to, że obszar USA jest ogromny. Żeby spoić grupę ludzi z różnych krajów rozstrzelonych na tam ogromnej przestrzeni potrzebna była wspólna kultur i poczucie tożsamości. Tutaj było pole na tworzenie propagandy i kultury. Nie są to zjawiska nowa. Sztuka propagandy jest tak samo stara jak sztuka wojenna, a obydwie są ciągle rozwijane. Nawet religia została zaadaptowana w Ameryce w taki sposób żeby wypsiała się w etos szukania szczęścia, a więc bogactwa i merytokracji. Merytokracja czyli pozycja w społeczeństwie oraz bogactwo wyprocesowane własną praca, a nie koneksjami czy stanem urodzenia stoją u podstaw ideologii kultu pieniądza w USA. Amerykańska wersja religii chrześcijańskiej została tak zmodyfikowana i ukształtowana, aby Amerykanie wierzyli, że Bóg chce bogactwa i daje to bogactwo dobrym i mądrym ludziom. Takie przekonanie panuje w umysłach Amerykanów. Skoro Bóg tak che, to trzeba żyć z prawami boskimi. A jeżeli właściciel korporacji jest bogaty to znaczy, ze jest bardzo pobożny. Wszystko to miało na celu spojenie religijne społeczności międzynarodowej w USA poprzez ukierunkowanie na wspólny cel, czyli owe poszukiwanie szczęścia poprzez bogactwo. Zabieg ten też służył temu, aby ludzie, w większości niewykształceni, a których główny trzon edukacyjny stanowiła kultura chrześcijańska ze starych krajów łatwo odnaleźli znany element w nowym kraju i się z nim identyfikowali. Dzięki temu tak człowiek miał poczucie sensu i celu na nowej ziemi. Tak ukształtowany obywatel chciał więc wypełniać wolę Boga, a to dawało ręce do często morderczej pracy budując Amerykę. Obietnica możliwości poszukiwania szczęścia zapisana w amerykańskiej konstytucji kusiła i kusi po dziś dzień. Ale jak wiemy konstytucja zapewnia prawo do poszukiwania szczęścia, jednak nie daje gwarancji jego znalezienia.