(z archiwum) Wilno-Dyneburg część 1.

in polish •  7 years ago 

Poniżej pierwsza z trzech części amatorskiej relacji z mojej (debiutanckiej) podróży solo do Wilna i Dyneburga latem 2015. W pierwotnej wersji ukazała się ona na moim starym blogu na którego nikt już nie zagląda, a tak może po odkopaniu z czeluści internetu ktoś z Was z niej skorzysta.

DSCN0114.JPG

Klasyczna polska rozkmina urlopowa to rozważania wokół trójcy Bałtyk-Góry-Mazury. Ja jak zwykle poleciałem po swojemu i wybrałem tereny które na dzień dzisiejszy co prawda nie leżą już na terenie naszego kraju ale wiele lat temu należały do niego i jest tam jeszcze trochę śladów Polski. Niestety coraz mniej bo „wielki brat” i „mały szowinistyczny brat” czuwają i działają. Tym niemniej wiele w tym wszystkim niejednoznaczności i rzeczy które przybysza z Polski dziwią i wprawiają w konsternację. Wilno i Dyneburg. Jedziemy z koksem.

Zacznijmy więc od początku. Niedzielne popołudnie, Lublin, dworzec PKS, duży czerwony autobus firmy o „swojskiej” nazwie gdzie rzeczona „swojskość” na nazwie się kończy. W tle akompaniament pełnych słoików we wnętrzach toreb i walizek więc wiadomo, że kierunek Warszawa. Dwie godziny jazdy z nakładem i jesteśmy na miejscu. Droga w towarzystwie (na słuchawkach) artysty o ksywie Taco Hemingway którego z tego miejsca muszę spropsować za ten numer który wydatnie pomógł mi w ogarnięciu się w stacjach stołecznego metra. Wysiadka na dworcu, szybki desant do metra, kupno biletu i po kilku minutach jadę już w kierunku Placu Wilsona. Dalej schemat podobny: wysiadka, wyjście na powierzchnię i poszukiwanie przystanku z którego mogę odjechać linią 114 w kierunku Bródna- osiedla na którym mieszka Michał (pozdrawiam!), kolega ze średniaka u którego kimałem. On powitał mnie truskawkami, a ja jego butelką z najpopularniejszym napojem w tej części Europy. Popołudnie i wieczór spędziliśmy na dyskusji o Rzezi Wołyńskiej, której rocznicę obchodziliśmy dzień wcześniej i innych pokrewnych tematach. Wcześnie rano wstałem, świadomie wysikałem część swojego mózgu, prawdopodobnie tą odpowiedzialną za lęk przed nieznanym, wypuściłem ekspres poranny do Bałtyku, umyłem zęby, podziękowałem za gościnę i wyruszyłem autobusem linii 156 w kierunku dworca Metro Młociny gdzie miała rozpocząć się właściwa część mojej przygody.

Młociny, godzina 6:00, taki sam czerwony autobus, tej samej firmy co wczoraj. Kierunek Wilno via Białystok. Słoików nie stwierdzono albo dobrze się pokitrały bo były przecież puste. Ludzi na pokładzie sporo, na szczęście nie na tyle bym nie miał podwójnej miejscówki dla siebie samego co dawało +30 do opcji zmiany pozycji ciała w trakcie jazdy co ewidentnie mniej męczy. Sama droga raczej bez historii, dzień pochmurny, 10 minut postoju w stolicy Podlasia, wczesnym popołudniem wjazd na teren Litwy, zmiana strefy czasowej (+1), rozkmina nad zróżnicowaniem miejscowego rolnictwa widzianego zza szyby (zboże, kukurydza, łąki i barszcz sosnowskiego), krótki postój na cpnie i dalej przez Kowno (no, prawie bo minęliśmy je obwodnicą bez postoju) w kierunku Wilna. Cel osiągnęliśmy około 15:00 czasu miejscowego, o 17:30 planowo miałem mieć autobus do Dyneburga więc miałem ponad 2 godziny na spacer po Wilnie. Pierwsze kroki, rzecz jasna skierowałem w stronę Ostrej Bramy, niestety pierwsze podejście do spotkania z Matką Boską okazało się średnio udane bo akurat w kaplicy trwała Msza Św. dla grupy pielgrzymów w Polski więc postanowiłem zobaczyć wileński rynek, ratusz i częściowo Stare Miasto a do kaplicy zajrzeć w drodze powrotnej. Tak też zrobiłem. Jeżeli chodzi generalnie o pierwsze wrażenie w kwestii samego miasta to jest ono jak najbardziej pozytywne, pewnie niektórych może odrzucać obskurność kamienic w okolicach Starego Miasta i patofolklor w opcji para (małżeństwo?) pijąca mózgotrzepa na spółkę w podwórzu w towarzystwie bawiącego się dziecka ale z drugiej strony w której europejskiej stolicy tego brakuje? To tylko kwestia kamuflażu, tak myślę. Jak już wspomniałem 17:30 miał planowo odjechać mój autobus do Dyneburga który jak się okazało był autobusem na linii Kowno-Moskwa gdzie grody nad Wilią i Dźwiną były tylko przystankami. Ostatecznie odjechaliśmy o około godziny 17:45 co było dla mnie nie bez znaczenia ale o tym za chwilę. W autobusie w większości rosyjskie (rosyjskojęzyczne) kobiety, niektóre z dziećmi. Po drodze krótkie przystanki w Ucianie (lit. Utena) i Jeziorosach (lit. Zarasai). Podeszwa mojego buta według rozkładu miała mieć pierwszy kontakt z dyneburskimi chodnikami około 20:25. Ostatecznie na miejsce dotarliśmy o 20:43 co spowodowane było wcześniejszą obsuwą z Wilna i remontami dróg na trasie. O godzinie 21:00 zamykali (jak się okazało później tylko oficjalnie) recepcję w hostelu w którym miałem spać. Do przejścia tam miałem około kilometra, w nowym, obcym miejscu. Na szczęście dobrze odrobiłem lekcje z topografii miasta i przy użyciu szóstego pieszkobiegu o 20:52 stałem przed wejściem do hostelu. Drzwi okazały się być zamknięte. Stukanie do nich nie pomogło. Na szczęście pomógł telefon na numer wypisany przy wejściu. W mailu potwierdzającym rezerwację miejsca w hostelu dostałem prośbę o telefon na godzinę przed planowany przybyciem. Rzecz jasne swoim zwyczajem olałem sprawę będąc pewnym, że chodzi o nieistotne szczegóły typu przygotowanie pokoju. Okazało się jednak trochę inaczej. Mianowicie w tym konkretnym hostelu nie ma czegoś takiego jak recepcja na stałe a działa to właśnie tak, że dzwoni się uprzednio do kierownika obiektu, on przyjeżdża, daje klucze, pokazuje co i jak, kasuje odpowiednią sumkę i wraca skąd przyszedł. Resztę wieczoru popijając herbatę i oglądając na rosyjskim eurosporcie (tak, media rosyjskojęzyczne są tam ogólnodostępne, z początku ma się wrażenie, że nawet bardziej niż te łotewskojęzyczne) piłkarski mecz młodzieżówek. Dobranoc po 14 godzinach w trasie, ciąg dalszy nastąpi.

Authors get paid when people like you upvote their post.
If you enjoyed what you read here, create your account today and start earning FREE STEEM!
Sort Order:  

Czekam na szerszą relację z Dyneburga, bo zastanawiam się, czy warto jest się tam wybrać.

Warto. Jeszcze jak.

Jak piszesz o kresach Kresów warto tagować #pl-tradycja.

Dzięki za poradę ;)