Paradę łotewskich sił zbrojnych po raz pierwszy zobaczyłem w 2011 roku. Nad Dźwiną ludzi było sporo, ale bez problemu znalazłem miejsce, z którego mogłem obserwować przemarsz wojsk bez stawania na palcach. Zanotowałem później:
Przemaszerowało kilkanaście plutonów, przejechało kilka samochodów z działami polowymi, nad głową przeleciały 3 helikoptery (czyli 50% łotewskiej floty powietrznej). Czołgów nie było (bo ich Łotwa nie ma). Nic specjalnego i nic dziwnego zarazem. Łotwa potęgą militarną nie jest.
Parada z okazji stulecia proklamowania Republiki Łotewskiej nie różniła się wiele od tamtej z 2011 roku. A także od tych, które widziałem w roku 2012 i 2016. Co prawda w Łotewskich Narodowych Siłach Zbrojnych przybyło trochę sprzętu, a w 2017 roku do narodowego pokazu siły dołączyli alianci, ale jako napisałem: Łotwa potęgą militarną nie jest.
A jakie były różnice? Przede wszystkim zajęcie dobrego miejsca w 2018 roku graniczyło z cudem. Nad Dźwiną byłem pół godziny przed paradą i wszystkie stanowiska obserwacyjne były już zajęte. Zrobiłem więc zdjęcia tłumu i wróciłem pod Pomnik Wolności, gdzie stały telebimy.
W defiladzie wzieli udział również polscy żołnierze, którzy stacjonują w Ādaži. Ulicą 11.novembra krastmala przemaszerowało 28 pancerniaków. Tym razem byli pieszo. Niestety żadnego czołgu nie posłaliśmy do Rygi.
Jednak to nie Polacy zaskoczyli mnie najbardziej (nawet brakiem czołgu), ale Włosi. Którzy przemaszerowali w dość specyficzny sposób. W zasadzie przebiegli. Widać ich w 45 minucie 8 sekundzie w relacji łotewskiej telewizji. Ponoć Bersaglieri tak już mają. Nauczyli się tego podczas greckiej kontrofensywy w Albanii w 1940 roku.
Więcej zaskoczeń nie było. Defilada jak defilada. O wiele ciekawsze było to, co działo się później - wieczorny marsz, festiwal Staro Riga i tłumne, autentyczne świętowanie przez Łotyszy swojej niepodległości. Ale to już temat na osobny artykuł.