Kolejny archiwalny tekst, z którym trochę się wstrzymywałem. No bo wiecie, za dzieciaka można się jeszcze było tłumaczyć, ale mając 30 lat na karku to nie bardzo xD. Tak swoją drogą, 11 września tego roku ma wyjść pierwszy film "Sailor Moon: Crystal" (z 2 zaplanowanych). Robi je studio Toei i DEEN. Czekacie? Ja liczę na taki "Sailor Moon: Broli", po którym wszystkim opadną szczęki w okolice miejsca, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę. W końcu dostaliśmy przeprosiny za słabostki serii TV w DBS, OP również ma dobre kinówki, więc czas na Czarodziejki. Póki co nikt nic nie mówił o opóźnieniach w związku z Covid-19, więc raczej wszystko idzie zgodnie z planem, może z lekkim opóźnieniem.
Co prawda mam już te 30 lat i oglądam z coraz większym cringem SM, ale chciałbym w końcu obejrzeć pełną adaptację jednej z najważniejszych bajek swojego dzieciństwa.
Wpis o newsach albo polecanka anime będzie wieczorkiem. Newsów się trochę pojawiło, więc może zajmę się nimi, a polecankę dopracuję na jutro.
Taki luźniejszy tekst, który planowałem napisać już kilka miesięcy temu. Nie będzie to recenzja, tylko bardzo luźna opinia, zwykła chęć podzielenia się swoimi wrażeniami. Parę dni temu przypomniałem sobie, że kiedyś obiecałem go napisać. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, więc chcę to teraz nadrobić ;). Szczególnie, że dzisiaj mieliśmy nieco "Sailorkowy" (mam na myśli ten z Ribraienne - dopisek) odcinek "Dragon Ball Super" od studia “Toei Animation”.
Gdzieś w okolicach lutego skończyłem wszystkie 3 sezony "Sailor Moon: Crystal". Na całe szczęście jest tu podobny syndrom, co przy "Dragon Ball Super", czyli początek ssie, ale od pewnego momentu, jest wyłącznie lepiej. Pierwszy arc to momentami takie barachło, że aż nie dało się niektórych odcinków oglądać na trzeźwo (wydania Bluray z DBS trzymały już mniej-więcej poziom anime "One Piece", więc można było jakoś to przełknąć). Od drugiego sezonu z każdym kolejnym odcinkiem, jest stopniowo coraz lepiej. Trzeci natomiast, zrobił na mnie naprawdę duże wrażenie! Szacunek dla reżyserki Chiaki Kon, która wymusiła na studiu swoje warunki (coś w stylu: "Minimum CGI, rysujemy jak najwięcej, bo inaczej nie wezmę tego projektu!"). Poprawa rzuca się w oczy od pierwszych minut. Lepsza kreska, płynniejsza animacja, czuć w tym autentyczną "duszę" (nawet pomimo niekiedy bardzo infantylnej fabuły... Cóż, taki urok anime dla 12-letnich dziewczynek... choć niektóre "sceny" są jak dla mnie przeznaczone dla 16-latków... cóż, Japonia i jej odmienna kultura) i chęć jak najwierniejszej adaptacji mangi autorstwa Naoko Takeuichi (zgadnijcie czyja to żona i dlaczego nie wychodzi flagowy tytuł jej męża w Shounen Jumpie xDDD). Tak czy inaczej, dzięki dwóm utalentowanym kobietom dostaliśmy w końcu taką "Czarodziejkę z Księżyca", jakiej pragnęliśmy od wielu lat. Czarodziejkę która co prawda jest nieco głupkowata, ale jednocześnie zawiera w sobie ten magiczny ładunek nostalgii z dzieciństwa. Swoje zrobił też nowy opening, który jest doskonały zarówno dla fanów starych anime, które już nieco trącą kurzem, jak i tych aktualnie wychodzących (w tym sensie, że kompletnie nie czułem kompleksów wobec anime wychodzących w dzisiejszych czasach). Co prawda czuć też kicz (a w niektórych momentach aż za bardzo rzuca się w oczy), ale to chyba nieodłączony element starych anime.
Tak jak pisałem, 1 sezon oglądało się wyjątkowo ciężko. W pewnym momencie musiałem się autentycznie zmuszać do oglądania kolejnych odcinków (podkreślam, niekiedy było tak słabo, że piwo nie wystarczało i musiałem użyć mocniejszych “leków znieczulających”). Od drugiego zaczęło być nieźle i niejednokrotnie dziwiłem się poziomem wykonania różnych scen. Takie no wiecie, oglądacie strasznego gniota, aż tu nagle pojawia się ładna sekwencja, a potem długo, długo nic. Trzeci zaś, jest już na poziomie DBS z arcu z Blackiem, czyli generalnie w porządku i momentami naprawdę ładnie (choć ogólnie to bez zbytnich ekscesów, ot “relatywnie dobry, stabilny poziom”) oraz wszystkie odcinki są na stosunkowo równym poziomie. No i co najważniejsze, w końcu można się ekscytować fabułą bez zbytniego zgrzytania zębami przy naprawdę kiepsko wykonanych fragmentach. Ta, wbrew pozorom, nie jest tak zła, jakby się mogło wydawać. Jasne, to nadal bajka dla małych dziewczynek. Jasne, niejednokrotnie jest mocno infantylna, a teksty bohaterek, adekwatne do wieku widzów. Jasne, klasyczna seria (mimo wielu zmian w stosunku do mangi i wprowadzenia bardzo wielu odcinków z tzw. "potworem tygodnia", które często sprowadzały się do roli kiepskiego zapychacza) była zasadniczo lepsza. Jeśli jednak to wszystko Wam nie przeszkadza, to polecam dać tej bajce szansę. "Sailor Moon: Crystal" nie wygląda tak źle w zestawieniu z nowymi (poza pierwszym sezonem, który jest okrutnie brzydki), lepiej poprowadzonymi fabularnie seriami.
Jeżeli jesteście fanami mangi, to będziecie usatysfakcjonowani o wiele wierniejszym przeniesieniem komiksu na język animacji. Nie pamiętam co prawda w całości komiksowego oryginału, ale jeśli dobrze zapamiętałem poszczególne wątki, to widzę dużą zgodność z pierwotnym pomysłem. Jest na pewno dużo dojrzalej, Usagi częściej mówi mądrze (tak, jak powinna przemawiać Królowa), zaś rzadziej zachowuje się głupio i naiwnie niczym dziecko. Reszta postaci na tym również zyskała. Nie są już tak prostolinijne, pisane w większości odcinków na jedno kopyto. Autorka mimo niekiedy dość dziecinnej fabuły, wykreowała nie takie najgorsze charaktery. Są dojrzałe, czasem aż za bardzo (Usagi jako dość młoda bohaterka nie ma oporów przed spaniem z Mamoru, niejednokrotnie zachowują się też jakby mieli parę lat więcej), a ich charaktery nie są “rozwodnione” w kilkudziesięciu odcinkach. Niewiele się zmieniło przez lata i moją ulubienicą nadal pozostała Czarodziejka z Venus, której rola jest ważniejsza od reszty Czarodziejek (w pierwszej adaptacji o tym dość szybko zapomnieli).
Pokładam olbrzymie nadzieje w nadchodzących filmach kinowych i mam nadzieję, że zarówno reżyserka, jak i Toei Animation staną na wysokości zadania. Będę trzymał kciuki.