Temat trudny i bolesny dla naszego narodu, rzadko poruszany, wręcz pomijany. Obarczeni wstydem ciągnącym się za nami przez lata, dodatkowo pogłębiającym nasze narodowe frustracje, zmuszeni jesteśmy od czasu do czasu do niego wracać, ale czy temat „dziadka w Wehrmachcie” budzi jeszcze emocje? Odgrzewany jedynie na czas politycznych przepychanek pozostaje dziś tematem owszem kontrowersyjnym, ale czy na tyle by budzić wstręt, wstyd, by niósł za sobą jakikolwiek brak akceptacji społecznej? Czasy tak odległe i obarczone dzisiaj pokoleniową zmianą nie przemawiają już tak jak kiedyś do naszej świadomości. Nie tyle może wyzwoliliśmy się z okowy kłamstwa, jakie niosła za sobą komunistyczna propaganda, ile dorośliśmy świadomością (głównie historyczną) jak wielki był to problem naszego narodu, który musiał uczestniczyć w niemieckiej maszynie wojennej. Nie jest to żadna próba rehabilitacji ani wybielenia tych co zostali wcieleni do niemieckiej armii, ale chęć spojrzenia chłodnym okiem na te wydarzenia, które w żadnym wypadku nie należy uważać za chwalebne, jednak nie można koło nich przejść obojętnie. Skażony niejako tym problemem, zawsze będę pamiętał opowieści rodziców o krewnych ze Śląska. Jeden z nich walczył z Sowietami pod Moskwą, drugi zaś zdezerterował z armii niemieckiej by w efekcie końcowym wylądować pod Monte Cassino z Armią Andersa, paradoksalnie rzecz biorąc ich szwagier a mój pradziadek należał do Legionów Piłsudskiego. Daje to zawiły obraz społeczeństwa polskiego i problemy z jakimi musiało się zmagać wielonarodowościowe państwo Polskie. Wiem, że nie możemy przejść bezkrytycznie obok Polaków w Wehrmachcie, ale nie zgłębiając tego problemu nie wolno nam nikogo poddawać krytyce, tym bardziej go osądzać. Nie mamy do tego prawa.
Według szacunków historyków do Wehrmachtu zostało wcielonych od 350 do 500 tysięcy Polaków. Trudno polemizować z tymi liczbami, ale warto zadać pytanie nie tyle o skalę tego zjawiska, ale dlaczego? I od tego pytania rozpocząć prawdziwą historię Polaków w niemieckiej armii, a wplatając w nią zasłyszane domowe opowieści o „dziadku z Wehrmachtu” muszę zwrócić uwagę czytelnikowi, że generalizując to zjawisko możemy zabłądzić i trafić w ślepą uliczkę. Olbrzymia skala tego procederu zapewne wymusza na nas takie spojrzenie, jednakże musimy pamiętać jak zmienia się perspektywa tej opowieści, jeżeli będziemy rozpatrywać poszczególne ludzkie scenariusze zdarzeń. Obraz będzie się nam zacierał i komplikował, znajdziemy różne odpowiedzi i niekoniecznie muszą się nam podobać. W celu możliwości odpowiedzi na te wszystkie nurtujące pytania, najpierw trzeba wyjaśnić sprawę volkslisty, którą wprowadzono zarządzeniem z 4 marca 1941 roku na terenach Rzeczypospolitej Polskiej anektowanych przez III Rzeszę w czasie II wojny światowej. Co to było? Czy prawidłowe jest stwierdzenie „podpisanie volkslisty” i co to w dalszej konsekwencji oznaczało? Wbrew utartej opinii nie wystarczyło volkslisty podpisać. Wiązało się to z wypełnieniem ankiety z szeregiem pytań, na które odpowiedzi decydowały o tym do której z czterech grup volkslisty niemiecki urzędnik przydzielił polską rodzinę. Volksdeutsche byli jasno kategoryzowani na cztery grupy. Pierwszą grupę stanowili Volksdeutscher czyli osoby narodowości niemieckiej aktywnie wspierające okupanta, druga grupa to Deutschstämmige osoby narodowości niemieckiej, jednakże zachowujące się biernie. Trzecią grupą najbardziej nas interesującą byli Eingedeutschte, to tubylcza ludność terenów wcielonych do Rzeszy głównie Górnoślązacy, Mazurzy i Kaszubi, ludzie, których świadomość narodowa nie do końca została skrystalizowana. Warto na moment się przy nich zatrzymać.
Sięgając pamięcią wstecz do wcześniej wspomnianej mojej śląskiej rodziny, mocno dawało się odczuć odrębność Śląska od Polski i zarówno od Niemiec. Wielokrotnie w odpowiedzi na pytanie o przynależność narodową słyszałem słowa wujka, które dobitnie to odzwierciedlały: „Nie Polak, nie Niemiec, tylko Ślązak”. Choć z wyraźnym wskazaniem na zachodnią stronę po latach mogę jednak stwierdzić, że ten niemiecki kierunek nie był związany ze świadomością narodową, a zwykłym konsumpcjonizmem. Mimo to nigdy go nie osądzaliśmy i nie wyciągaliśmy pochopnych wniosków. Faktem jest, że na Śląsku Eingedeutschte byli najliczniejszą grupą, ponieważ należało do niej ponad milion Ślązaków. Czwartą grupę stanowili Rückgedeutschte tak zwani renegaci spolonizowani Niemcy, nienadający się na tak zwaną regermanizację, oraz wartościowi pod względem rasowym Polacy. Pierwsza i druga grupa Volksdeutschów automatycznie otrzymywała obywatelstwo niemieckie, trzecia grupa tylko na 10 lat, a z czwartej grupy obywatelstwo otrzymywali nieliczni na zasadzie wyjątku.
W tej historii nie możemy pominąć terytorialnego rozgraniczenia. „Podpisanie volkslisty” na terenach wcielonych do Rzeszy, a terenach Generalnego Gubernatorstwa to dwie zupełnie inne sprawy. Obszar Generalnej Guberni traktowano jedynie jako rezerwuar siły roboczej pracującej na niemieckie potrzeby. Na temat zaprzężenia ludności do służby wojskowej myślano przez jakiś czas tylko w stosunku do górali, co w konsekwencji wiązałoby się z podpisaniem przez nich volkslisty. Na terenach wcielonych do III Rzeszy należy zapomnieć o pojęciu wyboru, co do volkslisty to był obowiązek, ale również tu możemy zauważyć pewne różnice. O ile Pomorze i Górny Śląsk nie miały żadnego wyboru moglibyśmy zapewne mówić o zgoła innej sytuacji w Wielkopolsce Kraju Warty, w którym namiestnik Gauleiter Arthur Greiser uważał, że Polacy to naród krnąbrny, który nie da się zgermanizować i nie będzie go można wykorzystać do celów wojskowych w konsekwencji wpisywanie się na listę narodowościową miało inny charakter.
Volksdeutschem nie stawało się z wyboru, a skala tego zjawiska była uwarunkowana nie tylko terytorialnie, to jeden z wielu uwarunkowań, które zmuszało ludność do takich, a nie innych zachowań. Innym ważnym czynnikiem była skala prześladowań, jakie objęły tereny wcielone do Rzeszy. W listopadzie 1939 roku Albert Forster namiestnik Okręgu Rzeszy Gdańsk-Prusy Zachodnie powiedział: „Kto należy do narodu polskiego, musi zniknąć. Najzaszczytniejszym dla nas zadaniem jest uczynienie wszystkiego, aby każdy przejaw polskości zginął bez reszty”. 22 lutego 1942 roku ukazało się obwieszczenie Aufruf Forstera mówiące o tym, że kto nie podpisze volkslisty będzie uznany za wroga III Rzeszy, a w konsekwencji będzie wysiedlony do Generalnego Gubernatorstwa lub skazany na obóz koncentracyjny. W obliczu takich represji mówienie o zmniejszeniu racji żywnościowych dla Polaków wydaje się nieistotnym szczegółem. Podobna sytuacja panowała na Śląsku, tam również za niezłożenie wniosku o wpisanie na listę narodowościową groziło aresztowaniem i w następstwie skierowaniem do obozów koncentracyjnych. W drugiej połowie 1944 dla osób, które odmówiły wpisania się na volkslistę, wprowadzono karę śmierci. Otrzymanie kategorii Eingedeutschte dla ponad miliona Ślązaków było ocaleniem przed niewolą lub śmiercią, a Rząd Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie nie piętnował, wręcz, aczkolwiek po cichu, popierał to stanowisko. Konsekwencją tych decyzji był powszechny pobór do armii niemieckiej. To była cena, którą polskie rodziny musiały zapłacić za niemieckie obywatelstwo. Można również wysnuć wniosek, że powołania do Wehrmachtu były po części formą eksterminacji Polaków. O ile możemy pokusić się o stwierdzenie, że podpisanie Deutsche Volkslistę – DVL przez Polaków i otrzymanie niemieckiego obywatelstwa było następstwem masowego poboru, to tak naprawdę to tylko czynnik, który został zwielokrotniony w kolejnych latach klęskami armii niemieckiej. W głównej mierze o poborze rekruta decydowały względy militarne. Jeśli rok 1941 był rokiem zwycięstw i zapotrzebowanie na nowego żołnierza nie było tak wielkie to już w 1942 roku po moskiewskiej klęsce, potrzeby mobilizacyjne gwałtownie wzrosły. Po krótce zapotrzebowanie na Polaków w armii niemieckiej można podzielić na trzy okresy i to z powodów czysto militarnych. Okres do 1941 roku, kiedy jeszcze nie funkcjonowała volkslista, to okres niemieckich spektakularnych zwycięstw, w których możemy upatrywać fascynację niektórych grup obywateli polskich, którzy nie tylko z racji powszechnego poboru wstępowali do zwycięskiej armii, ale dla uzyskania korzyści, czy zachłyśnięcia się nazistowską ideologią, blaskiem nienagannie skrojonego munduru, czy przeżyciem przygody pod sztandarem niezwyciężonej armii. Nie nam ich oceniać, ale nie możemy zapominać i o takich postawach. Wraz z wprowadzeniem Deutsche Volksliste – DVL możemy mówić o kolejnym okresie, gdy zmienił się status prawny Polaków na ziemiach anektowanych, jak i tych będących już w armii niemieckiej. Otrzymanie obywatelstwa niemieckiego zobowiązywało, jednak rodziło to daleko idące konsekwencje podziału polskich rodzin. Nierzadko dochodziło do sytuacji, w której żołnierze i rekruci otrzymywali obywatelstwo niemieckie, a ich rodziny nie. W wyniku, czego zostawali przesiedlani, a nawet aresztowani. W zasadzie od 1942 roku i początków problemów na froncie wschodnim możemy mówić o masowym poborze Polaków. Jak dla wielu i dla moich krewnych ze Śląska front wschodni stał się gehenną i niejednokrotnie zgubą, od której wyratowały ich dezercja lub odniesione rany. Dezercja skutkowała określonymi konsekwencjami, w tym przypadku nie umiem odpowiedzieć na pytanie o skutki tej dezercji, ale w większości kończyła się ona na brutalnych prześladowaniach rodzin dezerterów. O trzecim okres poboru chyba najbardziej burzliwym i największym możemy mówić po klęsce stalingradzkiej i kolejno otwieranych frontach na Zachodzie. Wojna totalna zmusiła hitlerowskie Niemcy do coraz większego nadawania obywatelstwa niemieckiego, nieistotne stawały się cechy rasowe i narodowościowe, etniczni Polacy z Pomorza i Śląska masowo zasilali szczuplejące zasoby Wehrmachtu. Warto dodać, iż na wojennym finiszu w armii niemieckiej znaleźli się młodzi chłopcy w wieku 16 lat.
Jak odpowiedzieć na pytanie, kim byli Polacy w Wehrmachcie? Sięgająca prawie pół miliona rzesza Polaków w armii niemieckiej może budzić zastanowienie oraz próbę konstruowania pytań dotyczących tego zjawiska, ale czy nawet generalizując to zjawisko możemy odpowiedzieć na te pytania? O wiele prościej je zadawać, ponieważ odpowiedzi niosą za sobą daleko idące konsekwencje. Pomówienie kogoś o zdradę, bycie zakładnikiem, czy ofiarą może być skrajnie niesprawiedliwe. Dobrą odpowiedzią wydawałaby się znajomość stosunków w okupowanych częściach naszego kraju, to tam możemy szukać genezy tego zjawiska. Historycznie niesprawiedliwym byłaby generalizacja faktów i pomijanie cząstkowych zdarzeń i nie spojrzenie na ten problem w skali mikro. Jednak biorąc w obronę postępowanie ludności anektowanych terenów możemy się powołać na biskupa Adamskiego i generała Sikorskiego, którzy popierali przyjęcie przez Ślązaków Volkslisty w celu ratowania elementu polskiego od całkowitego zniszczenia, mimo iż skutkowało to zasilaniem potencjału militarnego przeciwnika. Nie możemy również zapomnieć o tym, skąd Armia Andersa czerpała uzupełnienia podczas kampanii włoskiej. Dezerterzy z Wehrmachtu stanowili 89 300 żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Inaczej traktowano Polaków z Wehrmachtu po drugiej stronie Europy, a wymowna liczba 3000 wcielonych do Ludowego Wojska Polskiego mówi sama za siebie. Znamiennym faktem było stanowisko komunistów na terenie okupowanej Polski, którzy uznawali przyjęcie volkslisty jako akt zdrady. Jakby nie pisać o naszych rodakach w niemieckich mundurach ponieśli oni olbrzymią daninę krwi walcząc u boku wroga. Liczba 225 400 poległych, zaginiętych lub wziętych do niewoli podczas II wojny światowej pokazuje skalę jaką poniósł naród polski. Śmiało możemy powtórzyć użyte wcześniej stwierdzenie o przymusowym wcielaniu do Wehrmachtu jako celowej eksterminacji najbardziej wartościowego biologicznie czynnika ludzkiego.
Wbrew pozorom po zakończeniu wojny Polaków z Wehrmachtu nie spotkały masowe represje, choć zdarzały się jednostkowe przypadki. Dla ówczesnej władzy byli oni niewygodnym tematem, najczęściej przemilczanym lub spychanym na boczny tor. Wielkim problemem była dla nich pogarda i niejednokrotnie wykluczenie ze strony napływowej ludności masowo osiedlającej się na tych terenach, a kompletnie nie orientującej się w złożoności tego problemu. Nowa władza nie pomagała i przez długie lata Polacy w Wehrmachcie byli tematem tabu. Najtrafniej ujęła to dziennikarka Aleksandra Klich, iż mieszkańców polskich ziem zachodnich wcielonych do armii niemieckiej: „[…] Niemcy skazali na śmierć na frontach, a Polacy – na zapomnienie”.
Źródła:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Volkslista
https://pl.wikipedia.org/wiki/Polacy_w_Wehrmachcie
https://opinie.wp.pl/polacy-w-armii-niemieckiej-podczas-ii-wojny-swiatowej-6126041815627393a https://pl.wikipedia.org/wiki/Gda%C5%84sk-Prusy_Zachodnie
Zdjęcia pochodzą z:
http://stutthof.org/node/619
https://nto.pl/polacy-w-sluzbie-iii-rzeszy/ar/4171813
http://ioh.pl/artykuly/pokaz/polacy-po-stronie-niemcw,1052/
!tipuvote 0.5 hide
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit