Dwóch policjantów, człowiek i ork, usiłują pokonać dzielące ich różnice, aby wspólnymi siłami zapobiec niebezpieczeństwu zagrażającemu światu.
Gdyby ktoś mi powiedział, że zamierza stworzyć "buddy-cop movie" w dzielnicach LA, pełnego gangów orków, elfów, wróżek i latających smoków, powiedziałbym, żeby następnym razem nie brał kwasa przed oglądaniem "Władcy Pierścieni" i "Zabójczej Broni". Ta śmiała alternatywa rzeczywistości ujrzała jednak światło dzienne, nie kto inny jak David Ayer ("Bogowie ulicy", "Dzień próby", "Legion samobójców") podniósł, rzuconą przez niedowiarków, rękawicę i z hucznymi aspiracjami wcielił w życie taki oto projekt.
Ta nowa przypowieść fantasy w swojej hybrydycznej naturze miała jednocześnie pełnić rolę krytyki rasizmu, Ayer rzuca nam tę alegorią kilkunastokrotnie w twarz, co po pewnym czasie staje się już męczące. W międzyczasie film płynnie i efektownie sunie po torach zapleśniałej już rutyny, wydaje mi się, że fabuła w tym podgatunku już nie może być bardziej stereotypowa i przewidywalna.
W tym całym koktajlu dziwactw i kilku ciekawych pomysłów zabrakło mi jednak spójności, twórcy zapomnieli (albo nie wiedzieli jak) wyjaśnić kluczowe aspekty filmu, rzuceni jesteśmy w ten wir magii, czarów, elfów, orków... bez żadnych wyjaśnień. Kim są ludzie z tajnego bractwa elfów ? Kim są "świetlani" i dlaczego tylko jeden człowiek na milion może nim być ? Po co im ten cały Władca Ciemności (skoro i tak ma wszystkich wymordować a resztę zniewolić) ? Pytania nasuwają się praktycznie na każdym kroku i frustruje fakt, że nie dane nam jest poznać odpowiedzi.
Oprócz naszej dwójki Jakoby / Ward (Will Smith i Joel Edgerton) w filmie przewija się pokaźna ilość ciekawych i barwnych postaci, jednak twórcy skupieni tak bardzo na swoich głównych bohaterach, ich chwytającej za serce relacji i łopatologicznego wykładu na tematy rasizmu i nietolerancji, całkowicie zapominają o charakterystyce pozostałych członków załogi, dużo częściej chciałbym oglądać na ekranie śmiercionośne elfice w seksi wdziankach, niż płaczliwego orka czy rzucającego zmęczonymi żartami Smitha.
Podsumowując - pomimo wielu negatywnych aspektów, nie uważam "Bright" za film słaby, ale za film z dużą dawką niezdolności do wykorzystania swojego potencjału. W tym bałaganie jest kilka świetnych i unikalnych pomysłów, podobała mi się również wizja świata osadzonego w rzeczywistości jak i filmowa ścieżka dźwiękowa, ale uważam, że całość wymagała nieco bardziej wyrafinowanego przeniesienia na ekran. Tak czy inaczej Ayer po raz kolejny udowadnia, że głupia zabawa wciąż może być fajna.
Pomysł na film rzeczywiście kuriozalny. Zwiastun widziałem już wcześniej, ale jakoś nie poczułem dużego parcia, by zobaczyć ten film.
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit
Jeśli nie lubisz podobnych klimatów nic nie stracisz, jeśli jednak jest inaczej możesz potraktować go jako lekką rozrywkę do piwka i popcornu.
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit