Tajski epizod z dreszczykiem. Rozdział 10: Ping-pong show. Część 3 - ostatnia.

in polish •  7 years ago 

—Dzień dobry kochanie, jak ci się spało? — pytam Piam, licząc na to, że zadziała stara dobra metoda przemilczenia problemu.
—...
— Halo, słyszysz mnie?
—...
— Nie rozmawiasz ze mną?
—...
— Rozumiem...
— Marek! Marek! Chodźmy na basen! — krzyczy Apple po tajsku, szarpiąc mnie za rękę.
— Przygotuj ją, proszę. Wezmę ją na basen.

Link do poprzedniej części: Tajski epizod z dreszczykiem. Rozdział 10: Ping-pong show. Część 2.

Piam przebiera Apple w kostium kąpielowy, a ja rozmyślam. To wszystko jest absolutnie bez sensu! Moja kobieta romansuje przez telefon z jakimś facetem z Egiptu (zakładając, że on rzeczywiście jest w Egipcie), ja płacę jej rachunki telefoniczne uwzględniające drogie, międzykontynentalne esemesy, a ona wścieka się na mnie. Za co? Że sprawdziłem jej telefon? (Ona robi to cały czas z moim). Że ją nakryłem? Że mi się to nie podoba i chcę, żeby przestała? To ja powinienem być mocno wkurzony i właściwie to jestem. Ale dla dobra relacji chcę zakończyć tą drętwą ciszę, tę napiętą atmosferę.
o.jpg

Eskalacja konfliktu do niczego nie prowadzi. W związku międzykulturowym z Tajką żadna logika nie ma sensu. One nie myślą po naszemu. W ogóle nie wiem, czy myślą logicznie. Najlepiej sprawę przemilczeć. Nawet gdy ewidentnie są winne, nie należy im tego w żaden sposób wypominać. Straciłyby wtedy twarz, honor. A dla Tajów nie ma większej obrazy. O problemach w Tajlandii się nie rozmawia i ich nie rozwiązuje. Zapomina się o nich. Uznaje za nieistotne lub odkłada na niebezpieczną kupkę kumulacji.

Na unikatowy system basenów Zaginiony Świat w ośrodku Centara Grand składają się baseny tradycyjne, basen dla dzieci, basen infinity, basen sportowy, wielki basen o nieregularnym kształcie, leniwa rzeka, po której można spływać w dużych, napompowanych oponach, zjeżdżalnie i sztuczne wodospady. Spędzamy tam większą część dnia z krótką przerwą na morze i plażę. Dziewczyny nie lubią plaży z dwóch powodów. Apple, bo fale są dla niej za wysokie, Piam, bo przebywanie na słońcu pociemniłoby jej skórę, co w Tajlandii automatycznie wiąże się z natychmiastowym zbrzydnięciem.

Apple najbardziej lubi zjeżdżalnie, zwłaszcza te najwyższe, z których musimy zjeżdżać razem. Dzielna trzylatka absolutnie nic nie robi sobie z faktu, że zjazd kończy metr pod wodą, z której bez mojej pomocy nie jest w stanie wypłynąć na powierzchnię. Piam nie odzywa się do mnie przez cały dzień mimo kilkakrotnych prób nawiązania kontaktu. Jedyne, co robimy, to wymieniamy informacje na temat tego, gdzie i o której zjemy lunch i kolację. To nasz drugi „rodzinny” wyjazd, który także okazuje się klapą, przynajmniej w jego drugiej części, bo na pierwszą tylko idiota by narzekał.

Mimo to chcę, aby jak najszybciej się skończył. I nie wiem, czy skuszę się, byśmy gdzieś ponownie wyjechali razem. Wieczorem Apple zasypia w ramionach Piam. A ja mogę albo spać na kanapie, albo wyjść na miasto. Wiedząc, że i tak nie usnę przy takiej ilości nagromadzonych negatywnych emocji, decyduję się znowu wybrać do centrum Pattai.

Idę powoli bez celu ulicą ciągnącą się wzdłuż plaży, wybierając stronę przeciwną niż ostatnio po części w celach czysto poznawczych, a po części, by uniknąć ciągłych zaczepek przez lokalne freelancerki. Cała sytuacja z Piam mocno mnie przytłacza, a dzień spędzony w basenach z Apple chyba lekko nadwyrężył mi mięśnie. Idę zamyślony, patrząc gdzieś daleko przed siebie niewidzącym wzrokiem, gdy nagle wpadam na młodą dziewczynę w tradycyjnym, fioletowym kimonie.

— Przepraszam, nie zauważyłem cię. Nic ci się nie stało? — pytam, kładąc jej rękę na ramieniu.
— Nie... wszystko w porządku — odpowiada płynnym angielskim.
— Przepraszam... Jak ci na imię? — pytam, nie mając lepszego pomysłu.
— Pink. Chcesz masaż? — pyta z pięknym uśmiechem, wręczając mi menu.

Masaż? Może właśnie tego mi trzeba? Przeglądam listę. Tradycyjny masaż tajski... godzina albo dwie za 300 lub 500 bahtów. Tradycyjny masaż z olejkiem... godzina albo dwie za 400 lub 700 bahtów. Tradycyjny masaż stóp... pół godziny lub godzina za 200 lub 400 bahtów. Spoglądam na dziewczynę, której uśmiech nawet na chwilę nie zniknął z twarzy... Kiwam głową, zdejmuję buty i wchodzę do lokalu. W ciemnawym pomieszczeniu znajduje się tylko biurko imitujące recepcję i osiem leżaków do masażu stóp. Na połowie z nich leżą farangowie obojga płci, którym filigranowe Tajki masują stopy. Starsza właścicielka bądź menedżerka zakładu wychodzi zza biurka i masze- ruje dziarsko w moim kierunku.

— Witamy, Witamy! Chcesz masaż?
— Tak, proszę.
— Jaki masaż? — pyta, machając tym samym menu, które pokazywała mi Pink.
— Olejkowy. Dwie godziny — odpowiadam bez chwili namysłu.
— Uuuuu... jakieś specjalne życzenia? — pyta z miną, dzięki której oboje wiemy, o jakie życzenia może chodzić.
— Tak. Chcę Pink — mówię.
— Ooooo... to ciekawe! Piiiiiiiinnnnnnnnk! Chodź tutaj. Pan cię chce! — krzyczy. Żeńska część farangów patrzy na mnie z niesmakiem.

Pink wchodzi z nieśmiałą miną i niesłabnącym uśmiechem. Inna dziewczyna natychmiast ją zastępuje przed wejściem. Wymienia kilka uwag z właścicielką po tajsku i prowadzi mnie po schodkach na górę. Wręcza mi ręcznik i pokazuje prysznic oraz pokój do masażu. Dziękuję i wchodzę do kabiny prysznicowej, gdzie myję się dokładnie, używając szamponu, dwóch rodzajów odżywek, dwóch rodzajów mydła i olejku do ciała o nieznanym, lecz intrygującym zapachu.

Wycieram się i grzecznie maszeruję do wskazanego pokoju, gdzie już czeka dziewczyna. Ma może ze 25 lat, choć wygląda na nie więcej niż 18. Wręcza mi mały ręczniczek i wskazuje łóżko do masażu, prosząc, bym położył się na brzuchu. Sama wychodzi z pokoju. Posłusznie wykonuję po- lecenie, wieszając duży, wilgotny ręcznik i swoje ubrania na wieszaku. Małym zakrywam nagi tyłek.

Pink ostrożnie wchodzi do pokoju, szykuje jakieś kosmetyki i zaczyna delikatnie masować mi stopy, jednocześnie wcierając w nie pachnący olejek. Tajemnicą poliszynela jest, że to w stopach znajduje się wiele zakończeń nerwowych. Dziewczyna najwyraźniej o tym wie, zwiększa stopniowo nacisk, a ja czuję, że momentalnie odlatuję do krainy relaksu. Siedząc lub klęcząc na łóżku między moimi nogami, masażystka stopniowo kontynuuje zabieg, pracując nad moimi łydkami i udami. Jej śliskie od olejku ręce zatrzymują się pod samym tyłkiem, by po chwili wsunąć się pod ręcznik i zacząć masować pośladki. Podobno całe napięcie gromadzi się właśnie tam. Pod wpływem jej magicznego dotyku czuję, że coś w tym jest. Nie strącając ręcznika, dziewczyna masuje mi plecy, kark, ręce i dłonie. — Odwróć się, proszę — szepce mi do ucha, schodząc z łóżka.

Wykonuję polecenie, przekładając ręcznik tak, żeby zasłaniał moje genitalia. Dziewczyna siada przy moich stopach i zaczyna powtarzać cały masaż od frontu, skupiając się nieco dłużej na stopach. Unika kontaktu wzrokowego, ale cały czas się uśmiecha.

Przełykam głośno ślinę, gdy zaczyna masować górne partie moich ud, co rusz niby przypadkiem zahaczając o najwrażliwsze części ciała. Na reakcję nie trzeba długo czekać. Ręcznik unosi się powoli pod wpływem rosnącego ciśnienia w moim członku. Pink się rumieni i uśmiecha szerzej, nie przestając masować ud. Zatrzymuje rękę na chwilę pod ręcznikiem może ze dwa milimetry od penisa i szepce: — Chcesz? Uśmiecham się i delikatnie kiwam głową. Pink zmienia pozycję, siadając po turecku na łóżku między moimi nogami. Jedną ręką obejmuje mojego penisa, a drugą delikatnie zsuwa ręcznik. Masuje mnie z góry na dół i z góry do dołu, jedną ręką i obiema, z lewej i z prawej.

Czuję, że rosnące podniecenie za chwilę urwie mi jaja, a mimo to nie mogę skończyć. Gdzieś wewnętrznie cały czas jestem spięty i nie mogę się całkiem wyluzować. Pink jakby podświadomie wyczuwa, że jest problem. Niespodziewanie czuję, jak obejmuje mnie ustami i wykonuje zabieg, który od miesięcy zarezerwowany był tylko dla Piam. Jest równie dobra, jeśli nie lepsza niż moja dziewczyna. Znów jakby intuicyjnie wyczuwa, że za chwilę dojdę. Przerywa na chwilę i delikatnie ściska górną część penisa, doprowadzając mnie do wrzenia. Puszcza, nakłada sobie trochę olejku na obie dłonie i chwyta mnie silnie lewą ręką. Otwartą prawą dłonią masuje główkę przez kilkanaście sekund. Przestaje, zwalnia uścisk w lewej dłoni, a ja rozpryskuję wokół życiodajny płyn, rzucając się, jakby właśnie ktoś poraził mnie prądem. To najpotężniejszy orgazm, jaki miałem od dawna. Dziewczyna wręcza mi trochę papieru toaletowego, a sama wychodzi się umyć, nie przestając się uśmiechać. Nie będziemy się całować ani przytulać. Usługa zakończona. Praca wykonana.

Wycieram się i idę pod prysznic. Nie będą mnie dręczyć wyrzuty sumienia. W zasadzie to czuję jakąś wewnętrzną satysfakcję. Piam całowała się (albo i coś więcej) z przyszłym-byłym mężem, to ja mam prawo do takiego relaksu. Zwłaszcza że ona coraz częściej traktuje mnie jak intruza. Mamy remis. Rachunek wyrównany. Gdy wychodzę spod prysznica, Pink wręcza mi moje ubranie. Daję jej 500 bahtów napiwku, a po chwili namysłu dokładam drugie 500. Niech ma. Zasłużyła na nie bardziej niż Piam na pięciogwiazdkowe luksusy hotelu Centara Grand.

Gdy wracam do hotelu, Piam nie śpi, choć nie reaguje na mój powrót. Kładę się na kanapie. Podświadomie zdaję sobie sprawę, że ona wie. Albo wyczuwa jakoś szóstym zmysłem, albo po prostu wyczuła zapach świeżego szamponu, żelu do kąpieli lub olejku do masażu. Ona pewnie wie, ale nie spyta. Ja wiem, że ona wie, ale nie powiem. Temat przemilczymy jak każdy inny. Po tajsku. Tak jest najwygodniej.

Po obfitym śniadaniu w hotelowej restauracji zabieram Apple na pożegnanie z morzem. Mimo prawie całkowitego braku fal trzylatka nie jest zainteresowana zanurzaniem się w słonej wodzie i ciągnie mnie prosto na zjeżdżalnie. W tym czasie Piam pakuje nasze rzeczy. Późnym popołudniem wracamy do Bangkoku.

Po powrocie do stolicy nie odzywamy się z Piam przez prawie tydzień do momentu, gdy prosi mnie, abym pojechał z nią do świątyni Erawan. Zgadzam się. Świątynia Erawan została zbudowana w 1956 roku jako część hotelu Erawan, aby wyeliminować złą karmę. Tajowie wierzyli, że zła karma towarzyszyła budowie, bo fundamenty zostały położone w niewłaściwym dniu.

Budowa hotelu była opóźniana z uwagi na różne przypadki losowe, takie jak przekroczenie budżetu, wypadki robotników czy utrata ładunku z materiałami budowlanymi, który płynął z Włoch. Zła karma towarzyszyła temu miejscu również dlatego, że skrzyżowanie Ratchprasong, na którym po- wstawała budowa, było kiedyś używane do publicznego pokazywania kryminalistów. Astrolog podpowiedział rządowi, że trzeba zbudować świątynię, aby skompensować negatywne wpływy.

Hinduska statuetka Brahmy, która zajmuje centralną część świątyni, została zaprojektowana i zbudowana przez Ministerstwo Sztuk Pięknych i ustawiona w tym miejscu 9 listopada 1956 roku. Budowa hotelu postępowała odtąd bez żadnych przeszkód.

Siedzę na drewnianej ławeczce przed świątynią, podczas gdy Piam wykonuje niezrozumiałe dla mnie rytuały uwzględniające klękanie z każdej ze stron statuetki, zapalanie i gaszenie kadzidełek i inne, których dobrze nie widzę z tej odległości. Po zakończeniu uśmiecha się do mnie po raz pierwszy od kilkunastu dni, siada na ławeczce i mocno się przytula. Obejmuję ją mocno, a ona wybucha płaczem. — Przepraszam! Przepraszam cię za wszystko! — mówi przez łzy. W odpowiedzi przytulam ją mocniej i całuję w czoło. Spędzamy razem noc, po której znów wszystko jej wybaczam.

CIĄG DALSZY NASTĄPI...

Authors get paid when people like you upvote their post.
If you enjoyed what you read here, create your account today and start earning FREE STEEM!
Sort Order:  

Historia z happy endem! A nawet dwoma :D

W rzeczy samej. ;-)