Budzę się zlany potem w wymiętoszonej pościeli w wielkim łożu. Jest widno, gorąco i duszno. Nie działa klimatyzacja. Pewnie znów nie ma prądu. Zastanawiam się przez chwilę, gdzie jestem. Jakiś luksusowy hotel. Rangun, Birma. Ach tak, właśnie kończę inspekcję w Birmie!
Link do poprzedniego wpisu: Tajski epizod z dreszczykiem. Rozdział 13: Wyjście Smoka. Część 2.
Wyglądam przez okno. Ostre promienie słoneczne bezlitośnie penetrują bladozielony park Kandawgyi okalający jezioro o tej samej nazwie. Po wodach jeziora spokojnie dryfuje wielki złoty smok — to jedna z najbardziej luksusowych restauracji w tym rozpadającym się, choć pełnym uroku mieście. Gdzieś w oddali majaczy stożkowaty, złoty szczyt 98-metrowej pagody Szwedagon — jednej z najważniejszych dla buddystów z tego regionu, jeśli nie z całego świata. Z rozmyślań nad tym, jak to możliwe, że w kraju tak biednym jak Birma są pieniądze na prawie 100-metrowe złote świątynie, wyrywa mnie odgłos włączającej się klimatyzacji. Rzucam się do komputera, by sprawdzić pocztę. W skrzynce czekają na mnie dwie wiadomości. Jedna gorsza od drugiej.
Od: Guy (Dusit Thani College) Do: Marek
Temat: Premia
Cześć Marek,
przykro mi, ale zdaniem komitetu nie kwalifikujesz się na coroczną pre- mię. Premia przyznawana jest jedynie tym pracownikom, którzy kontynuują pracę w college’u w dniu jej wypłacania. Zwykle premia jest wypłacana do końca grudnia, więc odchodząc 15 stycznia, zakwalifikowałbyś się do jej przyznania. Niestety, w tym roku z niejasnych przyczyn nastąpiło opóźnienie i premia jest wypłacana 18 stycznia, a więc trzy dni po Twoim odejściu. To samo spotkało też innego nauczyciela, więc nie jesteś sam, jeśli to Cię pocieszy. Przykro mi.
Pozdrawiam,
Guy
Co, kurwa? Że niby przypadkowo datę wypłacania premii przesunięto tak, że dwóch nauczycieli, którzy odchodzą, dostaje po kieszeni, a college oszczędza jakieś 150 000 bahtów? Nie wierzę w przypadki. Te małe skośne gnojki na pewno zrobiły to specjalnie. Nie zamierzam tego tak zostawić, choć oczywiście zdaję sobie sprawę, że w walce z Tajami, jako farang, zawsze stoję na przegranej pozycji. Piszę odwołanie do Puwareta i rektorki. Pieprzyć hierarchię! Drżącą ręką otwieram drugiego maila...
Od: Piam
Do: Marek
Temat: Przepraszam...
Kochanie, wiem, że będziesz wściekły, ale muszę Ci to powiedzieć. Trzy dni temu
poszłam do banku, żeby sprawdzić, czy bank wpłacił już pieniądze za działkę, którą moja mama miała sprzedać i oddać nam pieniądze. Na koncie nic nie ma. Sprawdzałam też wczoraj i dzisiaj, ale nic się nie pojawiło.
Od trzech dni próbuję się skontaktować z mamą, żeby zapytać, co się stało, ale mama nie odbiera moich telefonów. Dzisiaj pojechałam do jej siostry i poprosiłam, żeby ona do niej zadzwoniła i dowiedziała się, o co chodzi. No więc tydzień po tym, jak podpisałyśmy w banku stosowne dokumenty, mama poszła sama do banku i anulowała całą umowę. Jej zdaniem sprzedawanie ziemi nie jest rozwiązaniem, ziemia powinna zostać w rękach rodziny. Pytałam ją, z czego zamierza oddać dług. Powiedziała, że nie wie, ale coś wymyśli i prosi, żebyśmy dali jej kilka miesięcy. Jestem na nią taka wściekła! Jak ona mogła mi to zrobić? Wiem, że ty też będziesz wściekły. Przepraszam, nie tak to miało wyglądać.
Wiem, że zaczynasz teraz swój biznes i możemy mieć kłopoty finansowe, dlatego wymyśliłam, że nam pomogę. Mój kolega z Włoch zaoferował mi pracę w weekendy. On jest właścicielem wielkiej willi w zachodnim Bangkoku. Co weekend organizuje tam prywatne, ekskluzywne imprezy dla swoich kontrahentów z Europy. Będę dla niego pracowała jako hostessa na tych imprezach. Moją rolą będzie zabawianie jego gości. Płaci 3000 bahtów za noc! To bardzo dużo pieniędzy. Zaczynam w sobotę.
Jeszcze raz przepraszam,
Twoja Piam
Wdech... wydech... wdech... wydech... Kuuuuuuuuurwaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!
Rodzina Piam jak zwykle znalazła sposób, żeby mnie wyrolować. Skośnookie dupki nie wiedzą, co to honor! Można się z nimi umawiać, mogą przysięgać na wszystkie świętości, a jak przyjdzie co do czego, to z obietnic gówno. Ważniejsze jest to, co im w danej chwili odpowiada. Chcą pieniędzy, to obiecają wszystko. A jak trzeba je oddać, to się zaczyna filozofowanie, że ziemi sprzedawać nie wolno, że głupi farang poczeka, bo przecież ma kasy jak lodu, a jak poczeka, to może zapomni albo odpuści. W całym konflikcie to i tak oni mają rację, a ja jestem barbarzyńcą. Są starsi, więc mają prawo do suwerennych decyzji, nieliczenia się z czyimkolwiek zdaniem i łamania obietnic. I jak tu mieć szacunek do ich kultury?
Aha, no i Piam znalazła rozwiązanie! Żeby wyciągnąć nas z finansowych tarapatów, zostanie dziwką! Wdech... wydech... wdech... wydech... Kuuuuurwaa!
— Kochanie, co ty odpieprzasz!?! — zagaduję Piam na czacie.
— O co ci chodzi?
— Co to za gówniany pomysł z tą hostessą?
— Normalny... dobrze płacą, nie?
— Dobrze! Ale że co ty tam masz niby robić?
— Zabawiać klientów...
— ZABAWIAĆ KLIENTÓW? Czyli co, pieprzyć się za kasę?
— Marek, jak śmiesz?!?
— No przecież widzę, co się dzieje!
— Nic nie rozumiesz. To nie jest tak, jak ci się wydaje...
— A jak jest?
— Zabawianie klientów to rozmowy z nimi, przynoszenie im drinków. Fernandowi zależy na ładnych dziewczynach, które mówią po angielsku i będą mogły zajmować się jego gośćmi.
— Dziewczyno, czy ty na głowę upadłaś?!?
— O co ci chodzi?
— No pomyśl, do cholery! Willa... prywatna impreza... zabawianie
klientów... To jest Tajlandia! Czy ty myślisz, że oni przyjechali tu, żeby ROZMAWIAĆ z dziewczynami?
— Fernando mi obiecał, że jak nie chcę, to nie muszę się z nimi bzykać.
— Fernando ci obiecał? Jasna cholera, przecież mnie tu szlag zaraz trafi! Dziewczyno, czy ty myślisz, że on ci zapłaci 3000 bahtów za podawanie drinków i gadanie z facetami?
— Tak mi powiedział.
— A ty wierzysz we wszystko, co ci ludzie mówią! Boże, jaka ty jesteś naiwna!
— Nie jestem naiwna. Pójdę, to się przekonasz.
— Problem w tym, że nie pójdziesz.
— Jak to nie pójdę? Już mu obiecałam. I do tego zapłacił mi z góry za pierwszy weekend.
— Oddaj mu te pieniądze, bo nigdzie nie pójdziesz.
— Nie. Idę i już!
— Słuchaj Piam... Nie dlatego związałem się z normalną dziewczyną, a nie
dziwką poznaną w burdelu, żeby teraz ta normalna dziewczyna zdecydowała się być dziwką.
— Tam się nic nie wydarzy. Będę z nimi piła i rozmawiała.
— Nie chce mi się z tobą dyskutować. Zasady gry są takie: albo mnie słuchasz i zostajesz w domu, albo idziesz i nie wracasz. Po moim powrocie z Birmy nie ma cię w moim domu.
— Jak to?
— Normalnie. Jeśli tam pójdziesz, to z nami koniec. Wyprowadzisz się stąd!
— Kochanie, uspokój się, to na serio nie jest tak, jak myślisz...
— KONIEC DYSKUSJI!
Zamykam okienko czata. Z tego co wiem, Piam nigdy nie dotarła na prywatną imprezę u Fernanda i oddała mu pieniądze. Gdyby jednak było inaczej, to nigdy bym się o tym nie dowiedział. Internet w Birmie jest drogi i w wielu miejscach niedostępny. Połączenia telefoniczne również nie są tanie, a ja nie zamierzam dzwonić do niej w środku nocy, żeby sprawdzić, czy jest w domu, czy na imprezie. W sobotę napisała, że nie idzie, i jeśli ten związek ma mieć jakąkolwiek przyszłość, to muszę jej ufać.
Coraz więcej faktów z naszego wspólnego życia zaczyna mnie jednak zastanawiać. Czy te kilka miesięcy temu naprawdę tylko całowała się z przyszłym-byłym mężem, czy też poszli na całość? A jeśli to się stało, to czy tylko raz, czy cały czas prowadziła lub prowadzi podwójne życie? Nigdy nie odmówiłem jej pomocy finansowej, gdy jej potrzebowała, ale tu też pojawia się coraz więcej znaków zapytania. Czy jej mama naprawdę miała wypadek na motocyklu, czy po prostu potrzebowały 6000 bahtów? Czy Piam naprawdę okradziono w drodze do banku, gdy płaciła ostatni czynsz za kafejkę internetową, czy może potrzebowała dodatkowych pieniędzy na coś tam? I w końcu czy była jakaś umowa na sprzedaż działki, czy też to była historyjka dla mnie, głupiego faranga, który wyskoczył z 50 000 bahtów, żeby nigdy ich nie odzyskać?
W sumie gdyby wszystkie moje podejrzenia były prawdziwe, nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego. Wystarczy przeczytać w internecie kilka historii związków tajsko-europejskich, by zrozumieć, do czego mogą posunąć się Tajki, by pomóc swoim rodzinom. W tajskiej kulturze mąż dziewczyny — czy to tajski, czy zagraniczny — zawsze będzie w jej hierarchii niżej niż rodzina. Dla rodziny zrobi wszystko. Dla męża też... dopóty, dopóki jest to zgodne z interesem rodziny.
Farang postrzegany jest w społeczeństwie tajskim jako bogacz, któremu pieniądze od zawsze spadały z nieba. Pamiętam zdziwienie Robby’ego, właściciela apartamentowca, w którym mieszkałem, gdy chciałem zmienić mieszkanie na tańsze. Robbie nie rozumiał, dlaczego chciałbym zaoszczędzić 2000 bahtów miesięcznie, skoro jako wykładowca akademicki muszę zarabiać grubo ponad 100 000. Wyprowadziłem go z błędu. Chłopak był w szoku, gdy dowiedział się, że zarabiam niewiele ponad 30 000, i zgodził się na zmianę mieszkania. W Tajlandii nawet plecakowcy śpiący w podłych hostelach postrzegani są jako bogacze. Stać ich było na bilet z Europy. Są więc bogaci...
Ciąg Dalszy Nastąpi...
Hej! Otrzymałeś losowo głos za swój post! Jeżeli chcesz uczestniczyć w projekcie związanym ze wspieraniem polskiej społeczności, to dodaj głos na ten komentarz :)
Jeżeli jesteś autorem postu i nie chcesz być losowany w przyszłości, to odpowiedz na ten komentarz "STOP", a zostaniesz dodany do listy "wyjątków".
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit