Historia muzyki XX wieku obfitowała w bardzo wiele przełomowych momentów, zmieniających, czasami w bardzo rewolucyjny sposób, patrzenie na sztukę. Postacie, które tworzyły, przełamywały kolejne bariery percepcji słuchaczy, otwierając ich na kolejne, często ekstremalne doznania.
Wśród nazwisk, które z pewnością zyskały miejsce w tym panteonie możemy wymienić zarówno muzyków rockowych czy popowych, jak i kompozytorów, zaliczanych to muzyki poważnej. Choćby wielka Czwórka z Liverpoolu, Michael Jackson czy David Bowie, a takżke Igor Strawinski, Karlheinz Stockhausen czy John Cage. O tym ostatnim dziś nieco więcej.
Medytujący grzybiarz
John Cage (1912-1992) to postać wyjątkowa. Muzyk-niemuzyk, który przez większość młodych lat zmagał się z klasyczną materią muzyczną, nie mogąc znaleźć tam swojego miejsca. Był artystą holistycznym, łączącym sztukę z filozofią i życiową praktyką. Próbował również swoich sił w abstrakcyjnych sztukach plastycznych, tworzył nowe instrumenty… no i był zapalonym grzybiarzem. Ponoć jednym z najbardziej wykształconych mykologów w USA.
Po latach nauki gry na pianine i studiach w konserwatorium muzycznym, jak wielu młodych ludzi, ruszył do Azji, by tam szukać inspiracji, nie tylko muzycznych. Zafascynował go również buddyzm zen i chińska filozofia. Wiele jego utworów powstaje właśnie pod wpływem aleatoryzmu, czyli niemalże losowo. Wyrzucone patyczki używane podczas wróżenia z I Ching, układa w partytury dla wykonawców. Sam również gra, choćby na stworzonym przez siebie preparowanym fortepianie, gdzie zamiast uderzać w klawisze, szarpie struny i rzuca na nie plastikowe przedmioty.
Konsternacja
29 sierpnia 1952 r. w legendarnym Woodstock, które sławne stało się dopiero prawie 20 lat później, odbyła się premiera nowego i jak się potem okazało najważniejszego dzieła Johna Cage. Jednak zanim przejdziemy dalej, warto poświęcić kilka minut na zobaczenie tego wykonania, bo na szczęście w archiwach zachowało się nagranie. Przed Wami 4’33 w wykonaniu Davida Tudora.
Niezła beka, jakby to określiła młodzież. Trzyczęściowa kompozycja 4’33 składa się wyłącznie z pauz i jest oczywiście przykładem sztuki konceptualnej. W założeniu Cage’a było odkrycie ciszy. Udowodnił również, że cisza tylko pewna idea w naszych głowach. Tylko słowo. Nawet, gdy zamknięci jesteśmy w wytłumionej od innych dźwięków komorze, zwane bezechową, zawsze coś słyszymy. Choćby bicie własnego serca, czy ruch krwi w żyłach.
Tysiące wyświetleń
Radykalny koncept nie zyskał początkowo uznania. Część słuchaczy poczuła się po prostu oszukana, nie słysząc ani jednego dźwięku w kompozycji. Jednak, jak bardzo wielu nowatorskich twórców, Cage wyprzedzał swoimi ideami percepcję zwykłego słuchacza. Zarówno kompozytorzy, jak i słuchacze musieli dojrzeć do uznania braku dźwięku za pełnoprawny element muzyki. Brzmi paradoksalnie, jednak ten zabieg braku dźwięku czy długiej pauzy jest dzisiaj wykorzystywany często, nie tylko w muzyce poważnej, ale również w rapie, rocku czy muzyce elektronicznej. Co więcej, kompozycja Johna Cage’a przetrwała próbę czasu i choć dzisiaj jest traktowana żartobliwie, to jest to najczęściej coverowany utwór muzyki współczesnej na youtube. Dla przykładu wklejam najciekawsze przykłady przeróbek - nie tylko na orkiestrę. Która podoba Wam się najbardziej?
Wykonanie klasyczne
Przeróbka Franka Zappy
Wersja metalowa...
... i jazzowa.
Na uliczną orkiestrę dętą...
oraz moja ulubiona!
W przebodźcowanym audialnie XXI wieku, pośród hałasu miasta, pikających co chwilę telefonów i szumu sprzętu domowego, uznaliśmy dźwięk natury, lasu czy gór za ciszę. Lubimy ten stan, uspokaja nas, tęsknimy za nim, nucąc sobie w głowie piosenkę Depeche Mode Enjoy the silence.
Z dedykacją dla @yavinlecretin.
Zdjęcia: Wikipedia. Wideo w celach poznawczych.
Pójdźmy jeszcze dalej. Na pierwszy ogień proponuję książki bez tekstu. Po co jakiekolwiek wyrazy układające się w zdania, czyste strony wystarczą. Taką książeczkę, to można w trymiga przeczytać! Poziom czytelnictwa niewątpliwie wzrośnie. Brawo!
Puste sceny w teatrze. Po co aktorzy, scenografia, kostiumy itd. Niech sobie widzowie posiedzą w fotelach, podyskutują podczas antraktów, zapewne miło spędzą wolny czas.
Zasłonięte ekrany w kinie. Po co wyświetlać cokolwiek. Tylko popcorn, coca-cola i ... ciemność!
Zamiast obrazów - same ramy! Oszczędność czasu, farb, pędzli! Doznania wzrokowe - gwarantowane.
A jak już nauczymy się obcować z taką "sztuką nowoczesną", proponuję dodatkowo: oglądanie meczu przy wyłączonym TV, zamawianie w restauracji dań składających się z samych talerzy, a także obdarowywanie dzieci prezentami, które po odpakowaniu okazują się być puste! :)
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit
Racja, ale nie "Pójdźmy jeszcze dalej", bo to już się dawno stało.
Mamy już strasznie zaorane mózgi. "Sztuką" nazywamy jej brak, a "twórcą" kogoś, kto jej nie tworzy.
Efekt niszczenia nazwano "dekonstrukcją" i kazano podziwiać na wystawach.
Nie potrafisz nic stworzyć? Połam krzesło i ogłoś to dziełem, a siebie - artystą.
Ludziska to kupili.
Teraz już za daleko to zaszło, trzeba by (na początek) przywrócić definicjom dawne, właściwie znaczenia.
"Na pierwszy ogień proponuję książki bez tekstu" - książka bez tekstu nazywa się zeszyt. I nikt go dziełem sztuki nie ogłasza (no, na razie).
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit
Myślę, że już taka pusta książka w któreś z galerii jest :))
Jako miłośnik sztuki współczesnej i dekonstrukcjonizmu oczywiście muszę się nie zgodzić. Trywializujecie obaj sprawę, posługując się przykładami rodem z taboida ;)
Nigdy sztuka nie była desygnatem, ba! traktowanie artysty czy też twórcy były bardzo różne na przestrzeni wieków. Od zwykłego rzemieślnika, jak w Antyku, po półboga czy bogacza. W sztuce liczy się przede wszystkim relacja z odbiorą, więc jeśli ktoś w Fontanie Duchamp widzi jedynie kibel to widocznie taką zaliczył relację z tym obiektem. Jeśli ktoś widzi ogromną wartość, nie tylko artystyczną w Ziemniaku Aboscha jego prawo.
Powrót jak to sugerował @niekarany do pierwotnych definicji to pomysł rodem z bolszewickiego socrealizmu :) Mamy narzucic artystom co mają tworzyć (znowu jelonki na rykowisku, czy porterty sławnych ludzi, zgrabne nutki do tańcowania), mamy widzom mówić, że to jest fajne a to nie? Ja lubie twórczość Hermanna Nitscha i innych akcjonistów. Też mnie potępicie za brak gustu i przeinaczanie Wielkiej Sztuki? :) Próbujcie :D
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit
Jestem za! Mogłby by być to całkiem fajne dzieło sztuki! :)
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit
:)
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit
Dziękówka :)
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit
Fantastyczne jest to "tremolo" czy oznaczenia zmieniającej się dynamiki w partyturze <3
Świetny, pogłębiony artykuł :)
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit
Scherzo pizzicato! :)) To jedna z wielu wersji partytur - niestety oryginalna nie zachowała się i nie udało mi się znaleźć opisu jak wyglądała. O czym nie napisałem: utwór dzieli się na pauzy i ruchy. Ogolnie wiele zabawy! Chociaż może odwołudjące się trochę do ruchów i muzyki sfer Gurdżijewa :) Dzięki!
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit
Same konkrety pozdrawiam Świetny post
Downvoting a post can decrease pending rewards and make it less visible. Common reasons:
Submit