Leniwiec odlatuje (9): Kraj wymuskanych oryksów

in polisz •  7 years ago  (edited)

Gdy samolot zbliżał się do miasta, z niewielkich okienek było je widać od razu. Pośród zupełnej ciemności, wyrastała jasno żółta plama świateł. Dookoła zupełnie nic.

Dziwny miś

Wszystkie miejsca na pokładzie były zajęte, chociaż wiedzieliśmy, że większość pasażerów nawet nie opuści lotniska, traktując to miejsce jako przystanek przesiadkowy. Gdy w końcu późnym wieczorem nasz Dreamliner wylądował, jako nieliczni udaliśmy się do stanowisk z odprawą wizową. Hale przypominały nowoczesną Wieżę Babel. Ruchomymi chodnikami poruszały się niemalże wszystkie nacje świata: Wyglądający tak samo na całym świecie biznesmeni, różniący się jedynie kolorem skóry. Rodziny jadące z walizami na wakacje do egzotycznych miejsc. Australijczycy z plecakami, ubrani jak zawsze w krótkie spodenki i koszulki na ramiączkach. Biedni Hindusi i Nepalczycy ze swoimi tobołkami i pudłami, którzy wyglądali nieco surrealistycznie w oszklonych salach lotniska.

Każdego na tym lotnisku przyciąga widok współczesnego dzieła artystycznego, nazwanego przeze mnie upośledzonym misiem. Nie wiem jaka idea przyświecała twórcy, jakie koszmary senne chciał przypomnieć z dzieciństwa. To niemalże jeden z symboli tego miejsca i z czasem nabierał dla mnie dodatkowego znaczenia.

23788263119_c3b43321da_k.jpg

Wbicie pieczątki do paszportu, odbiór bagażu i do wyjścia. Zaraz po wyjściu z lotniska uderzyła nas fala gorąca, mimo, że do północy brakowało tylko dwóch godzin. Był maj, w Polsce również było dosyć ciepło, jednak na taką różnicę nie byliśmy przygotowani. Temperatura przekraczała 30 stopni, a wilgoć spowodowała, że po chwili byliśmy spoceni.

Taksówki są tu dosyć tanie, a komunikacja publiczna leży, zatem sposób dostania się do zarezerwowanego wcześniej hotelu był oczywisty. Pomalowane niebiesko-zielone taksówki czekały w rządku pod wyjściem z lotniska i już po chwili siedzieliśmy w wygodnym klimatyzowanym nissanie. Solidnie schłodzonym, bo temperatura w nim była ustawiona na 17 stopni. Po dziesięciu minutach jazdy było nam zimno.

U bram króla

Ubrany, jak wszyscy taksówkarze, w białą koszulę taksówkarz nie miał bladego pojęcia gdzie ma jechać. Dodatkowo mówił bardzo słabo po angielsku - jak większość emigrantów w tym kraju. Na szczęście M. była tutaj wcześniej, więc wiedziała gdzie się zatrzymać. To nieduże miasto, ale i tak, pośród zjazdów można się zgubić. Z lotniska jedzie się główną drogą w otoczeniu rzadkich palm i ulicznych lamp. Drodze nie towarzyszą osiedla, budynki cargo czy biurowce - po prostu nowa szeroka nieco oświetlona jezdnia pośród ciemności.

Po dwudziestu minutach byliśmy pod King’s Gate Hotel, naszym tymczasowym domem, który jak się okazało służył nam wielokrotnie. Wysoki budynek mieści się przy głównej drodze, otoczony zewsząd walącymi się budynkami, w których jeszcze dogorywa działalność handlowa. Pośród zaniedbanych pawilonów, gruzu i śmieci zobaczyliśmy i poczuliśmy piekarnię, w dali lśniły sklepy jubilerskie, a tu i ówdzie widoczne były czynne do późnej nocy sklepiki ze wszystkim. Mimo późnej pory na ulicach było całkiem sporo ludzi i samochodów, chociaż prawdziwy gwar ulicy poznaliśmy dopiero o świcie.

8348219779_b398ee34c2_k.jpg

Nocny zwiad

Co było ciekawe, do tej pory prawie nie widzieliśmy miejscowych. Oprócz kilku osób na lotnisku, potem spotkaliśmy już tylko przyjezdnych, emigrantów, którzy przyjechali tu, by pracować. Także w hotelowej recepcji obsługiwała nas przeurocza Filipinka, którą M. poznała podczas poprzedniej wizyty. Promocyjnie dostaliśmy trzy pokoje jednoosobowe na przedostatnim piętrze.

Gdy już magnetyczną kartą otworzyłem pokój, przez okna, zajmujące całą zewnętrzną ścianę, ukazał mi się po raz pierwszy majestatyczny pejzaż nowoczesnej części miasta, które jeszcze sto lat temu składało się z kilku domów. Niemalże lepianek.

Dochodziła północ. Mimo że podczas lotu dostaliśmy posiłek, dawno już o nim zapomnieliśmy, więc nie tracąc czasu, po 15 minutach na odświeżenie, spotkaliśmy się w recepcji i poszliśmy na poszukiwanie jedzenia. Nie było daleko, bo zaraz po drugiej stronie ulicy zaczynało się stare miasto.Ciągnące się przez kilka kwartałów rzesze małych sklepików i knajp, które żyły do późnej nocy. Szczególnie, że był piątek - początek weekendu.

7104490933_4f37739681_k.jpg

Bo tutaj pierwszym dniem tygodnia jest niedziela. Tutaj, czyli w Katarze. Małym kraju nad Zatoką Perską. Miejscu dziwnym, w którym spędziłem trochę czasu. Nieco dla nas obcym, chociaż fascynującym i ciągle mało odkrytym.

cdn


Po serii o podróży po Sri Lance, zapraszam na mały cykl o najbogatszym kraju świata - Katarze i jego stolicy, która zwie się Doha. Gospodarzu najbliższych mistrzostw świata w piłce nożnej (2022). Kraju, gdzie do tej pory ponad 1200 osób straciło życie, budując w pośpiechu stadiony i gdzie Lamborghini czy Bugatti na ulicy nie jest rzadkim widokiem.

Zdjęcia: Pixabay, Flickr (na licencji CC)

Peace and love @veggie-sloth

Authors get paid when people like you upvote their post.
If you enjoyed what you read here, create your account today and start earning FREE STEEM!
Sort Order:  

No to czekam z niecierpliwością :)

edit: A co z tagiem #polish? Literówka? Nie wiem czy wiesz ale pierwszego tagu nie da się zmienić.

podłączam się z czekaniem, Katar znam tylko z paru przesiadek po drodze dalej...

Ja znam Katar tylko z książek więc jesteś w lepszej sytuacji ;)

No to babol na wieki! :) Dzięki, dodam polish jako drugi :)

Też mi się zdarzyło, chyba nawet dwa razy... pewnie każdy musi przez to przejść ;)

Ten post został uznany za wysokiej jakości i otrzymał darmowe podbicie dzięki projektowi Perpetuum Mobile.

Ten tag #polisz :) Qatar ciekawy jestem co tam dalej się działo. Drogi kraj?

Trochę nowy porno tag mi wyszedł :) Jeśli chodzi o ceny w sklepach czy w knajpach - porównywalny z Polską, oczywiście autostop i namioty odpadają :)

Niebezpiecznie jest tak na dziko jeździć? Taka kultura czy z czego to wynika?

Cierpliwości :D O wszystkim będę pisał. Przede wszystkim na pustyni nie rozbijesz namiotu :)

Ja w gorącej wodzie kąpany :) no nic, pozostaje czekać. Jak się uprzeć to może się rozbije ;)

W sumie jesteście hardkorowcy, nawet na Pustyni Gobi stopa złapiecie ;)

przecież ten upośledzony miś jest meega!
nawet trochę taki "nasz", swojski.
"oczko mu się odlepiło. temu misiu"

i uwielbiam ten klimat chwili, który tu oddałeś,
ten moment po przylocie do nowego miejsca,
i pomimo zmęczenia i północy, wyruszenie na miasto (z motylami).
(motyle w brzuchu ofkors :)
takie przyjemne rajcujące uczucie eksplorowania nowego miejsca)

Dziękuję :D Bardzo byłem ciekawy tego miejsca, przylot w nocy i zobaczenie panoramy tylko podkręciło ciekawość jak będzie za dnia :) No miś ten nocami mi się snił ;) Pomysl sobie... środek nocy i nagle się wyładnia... bez oka :D

Dopiero dziś miałem czas żeby spokojnie przeczytać i nie żałuję, że nie zrobiłem tego "na szybko". Świetny klimat, fantastyczne fotki no i rozbudziłeś we mnie ciekawość! 👌
Zatem już tradycyjnie: WINCYJ! 😉

A tego miśka poznajesz?

Tutaj spędziliśmy większość czasu naszego pobytu na lotnisku w Doha, na tym genialnym placu zabaw!


Wiesz, jak lądowaliśmy w Doha i przez okno samolotu widziałam te pustkowia, tak jak piszesz, miasto i dookoła zupełnie nic, myślałam o tym jak w takim miejscu wygląda codzienne życie ludzi. A teraz dzięki Tobie, mimo, iż na lotnisku poszłam za tłumem pasażerów kierujących się na kolejny samolot, zwiedzę to intrygujące miejsce :)

No pewnie! Przerażający plac zabaw :D Jakoś chyba wole pluszaki... chociaż, bardzo to ciekawe :) Jest też dinozaur chyba :D