Tajski epizod z dreszczykiem. Rozdział 6: Miłość po tajsku. Część 3.

in polish •  7 years ago 

Zrywam się z łóżka o poranku, by zaatakować z aparatem okolice Silom Road, jeszcze zanim słońce wzejdzie wysoko i trudno będzie przetrwać. Christian poprosił mnie o kilka dodatkowych zdjęć dla www.bangkok-city.com. Gdzieś w połowie chaotycznej fotosesji odbieram telefon. To Dusit Thani College. Chcą, żebym przeprowadził prezentację lekcji jutro po południu.

Tajski epizod z dreszczykiem. Rozdział 6: Miłość po tajsku. Część 2.

Wieczorem doprowadzam się do stanu używalności i jadę na spotkanie z dziewczynami. Te prześcigają się w ubieraniu coraz bardziej seksownych strojów. Idziemy na kolację, a następnie na kilka drinków w barze na wolnym powietrzu przed Central World. Piam chce uczcić pierwszy dzień działalności swojego nowego sklepu z butami. Zarobiła dziś na czysto 6000 bahtów i decyduje się postawić kilka kolejek. Nat siedzi w milczeniu jak ostatnio, a ja znów próbuję nawiązać z nią kontakt za pośrednictwem Piam. Po porozumiewawczym spojrzeniu z tą drugą kupuję jej różę i próbuję złapać za rękę. Ta jednak jest nieugięta i cofa dłoń.

— Widzisz, mówiłem ci, że to nie może się udać — mówię do Piam, wpatrując się w nią jak w obrazek.
— Daj jej szansę, proszę. Jest bardzo nieśmiała. Spotkajcie się jutro sam na sam. Może zaprosisz ją do domu?
— Ech, OK...
— OK, to znaczy zaprosisz? Mogę jej to zaproponować w Twoim imieniu?
— Tak, jasne...

Dziewczyny uzgadniają coś po tajsku. Mam odebrać Nat o 19.00 następnego dnia ze stacji skytrainu Asoke. Jak przystało na Tajkę z południa Bangkoku, gdzie nie dochodzi metro, Nat nie jest w stanie samodzielnie przesiąść się na MRT. Muszę odebrać ją na skrzyżowaniu linii i zawieźć do domu. Zaciskam jednak zęby, ćwiczę uśmiech przed lustrem i zastanawiam się, co ja właściwie wyprawiam? W co ja się pakuję i po co? I dla kogo to robię? Dla siebie? Dla Nat? A może dla Piam?

Cóż, to jedna z najtrudniejszych randek w moim życiu. Jedziemy do mnie. Używamy Google Translate do komunikacji w jedną stronę. Nie mam tajskiej klawiatury, więc tylko ja mogę pisać po angielsku. Nat może jedynie mówić po tajsku. Google Translate nie tłumaczy mowy. Dziewczyna pokazuje mi różne rzeczy w internecie, z których wnioskuję, że usiłuje mnie namówić na kupno jej miniwieży stereo za 5000 bahtów. Udaję, że nie rozumiem, i kilkakrotnie próbuję ją objąć lub pocałować. Bez rezultatu. Po spotkaniu wsadzam ją do taksówki, płacę kierowcy z góry i polecam zawieźć ją do domu.

Pół nocy spędzam nad 15-minutową prezentacją PowerPoint dla Dusit Thani College. Wstaję rano i kilkakrotnie powtarzam wyćwiczone kwestie. Prezentację opieram na wyjaśnieniu, czym jest corporate culture na przykładzie jednego z największych koncernów informatycznych świata. Microsoftowe pranie mózgu w końcu się na coś przydaje. W prezentacji uczestniczy całe kierownictwo uczelni. Widzę i czuję, że Puwaret jest po mojej stronie.

Stawiam na interaktywność. Zadaję pytania, traktując dziekanów i wicerektorów jak studentów. Zachęcam do odpowiadania na pytania, do samodzielnego odnajdywania odpowiedzi na pozornie trudne kwestie. Puwaret jest zachwycony. Reszta jest w szoku. Większość czasu improwizuję i czuję, że wychodzi mi to genialnie. Może w poprzednim wcieleniu byłem nauczycielem?

Ciąg Dalszy Nastąpi...

fot. www.thaisabai.org

Authors get paid when people like you upvote their post.
If you enjoyed what you read here, create your account today and start earning FREE STEEM!
Sort Order:  

Z jednej strony dziecko, z drugiej barykada językowa. Trudny orzech do zgryzienia, ale jako manipulator probowalbym na dwa fronty [niech rzuci kamieniem pierwszy bez grzechu].

Jak ja lubię szczerych czytelników o podobnej mentalności ;-)